Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Politycy zasilali "wyborczymi" pieniędzmi firmy znajomych

Paulina Jęczmionka
Politycy zasilali "wyborczymi" pieniędzmi firmy znajomych
Politycy zasilali "wyborczymi" pieniędzmi firmy znajomych archiwum
Niemal dokładnie rok temu partie polityczne rozpoczynały analizę swoich kampanii wyborczych. A było co analizować, bo ich koszty liczono w dziesiątkach milionów złotych. Sprawdziliśmy do kogo te pieniądze trafiały. I okazuje się, że wielu wielkopolskich kandydatów daleko nie szukało. Część "wyborczych" pieniędzy została w rodzinnych lub zaprzyjaźnionych firmach.

W skali całego kraju na ubiegłoroczną kampanię wyborczą do Parlamentu najwięcej - 30 mln 119 tys. zł - wydało PiS. Niewiele mniej (29 mln 274 tys. zł) na ten cel przeznaczyła PO. Z kolei kampania SLD kosztowała 24 mln 163 tys. zł, PSL - 12 mln 699 tys. zł, a Ruchu Palikota - 1 mln 748 tys. zł. Wśród znajdujących się w Państwowej Komisji Wyborczej faktur z Wielkopolski, najwięcej dokumentów dotyczy PSL. W opasłych segregatorach co pewien czas jako wykonawca kampanijnych usług pojawia się spółka, której współwłaścicielem jest syn jednego z posłów.

PSL płacił firmie syna
Ponad 115,5 tys. zł - tyle łącznie komitet wyborczy PSL wpłacił na konto firmy Cessans ze Słupcy. Firmy, której współwłaścicielem jest Michał Grzeszczak - syn wicemarszałka Sejmu i posła PSL Eugeniusza Grzeszczaka.

Choć spółka działała na rynku dopiero od kilku miesięcy, to jej właśnie część kandydatów PSL postanowiła powierzyć przygotowanie materiałów wyborczych. Reklamowe banery i małe billboardy za ponad 6 tys. zł, długopisy, notesy, podkładki pod piwo, zawieszki i zapalniczki za 14 tys. zł czy billboardy, oklejenie samochodu i koszulki z nadrukiem za 8,1 tys. zł - to tylko przykłady zleceń wykonanych przez Cessans "na rzecz kandydata Eugeniusza Grzeszczaka". Rekordowa faktura opiewa z kolei na niemal 23 tys. zł. We wrześniu 2011 r. - gorącym przedwyborczym miesiącu - przychody Cessans wzrosły ponad dwukrotnie.

Eugeniusz Grzeszczak nie widzi jednak nic złego w tym, że "wyborcze" pieniądze jego kampanii wpłynęły na konto spółki syna. W udzielonej "Głosowi" drogą elektroniczną odpowiedzi wicemarszałek Sejmu tłumaczy, że jego indywidualną kampanię przygotowywało kilka firm. I podkreśla, że firma Cessans realizowała działania wymagające zachowania szczególnej tajemnicy związanej ze specyfiką prowadzenia kampanii. Grzeszczak wskazuje też, że decyzję o wyborze spółki syna jego sztab wyborczy podjął kierując się kryterium zaufania, ceny oraz dyspozycyjności i elastyczności czasowej.

Zaufanie spółce Cessans okazali też inni kandydaci PSL z Wielkopolski. Wśród nich byli m.in.: Stanisław Kalemba, od niedawna minister rolnictwa, Zofia Szalczyk, wiceminister rolnictwa, wicewojewoda Przemysław Pacia, który do Sejmu się nie dostał oraz Mirosława Kaźmierczak, zastępca dyrektora oddziału KRUS w Poznaniu.

Eugeniusz Grzeszczak twierdzi, że kandydaci sami wybierali firmy do współpracy w ramach kampanii indywidualnych, bo finansowali je z wpłat własnych (ogólnie źródłem finansowania komitetów jest Fundusz Wyborczy partii, na który składają się wpłaty pochodzące z partii, darowizny od osób fizycznych, spadki, zapisy).

Zlecenia w jednej partii
O tym, że kampanię zrealizował za własne oraz najbliższej rodziny pieniądze przekonuje również Maks Kraczkowski, poseł PiS z Piły. Wśród faktur dotyczących jego kampanii można znaleźć m.in. wytwórnię uszczelek Morpak z Gdańska. Jaki związek z wyborami mają uszczelki?

- To jedna z nielicznych firm, które sprowadzają z Niemiec wykonane według nowych technologii plastikowe banery pod plakaty - tłumaczy Maks Kraczkowski. - Firma miała korzystną ofertę cenową, poza tym zamówienie składałem wspólnie z posłem PiS Andrzejem Jaworskim z Gdańska.

Banery dla posła z Piły kosztowały łącznie blisko 8 tys. zł. Polityk twierdzi, że nie zna nazwiska właściciela firmy. Tymczasem wytwórnia należy do Pawła Jaworskiego - byłego samorządowca z PiS i brata gdańskiego posła. Kraczkowski przyznaje jednak, że inne zlecenie - m.in. na przygotowanie reklam i wynajem powierzchni - w ramach jego kampanii wykonała firma Magdal, która należy do Magdaleny Porzucek, radnej PiS w Pile i żony radnego PiS w Sejmiku.

- Firma pośredniczyła np. w wynajmie, dlatego że w przeciwieństwie do wynajmującego godziła się poczekać aż komitet wyborczy przeleje pieniądze za usługę - tłumaczy Kracz-kowski. - Ja jako kandydat nie mogłem ich wyłożyć, bo to niezgodne z prawem.

Podobnie jak poseł PiS w przypadku gdańskiej firmy, tak Rafał Grupiński, szef PO w Wielkopolsce, nie kryje zdziwienia, gdy mówimy mu, że Jacek Malanowski - współwłaściciel poznańskiej firmy Largo Promotion Group, która za ponad 11 tys. zł opracowała strategię jego kampanii, jest równocześnie dyrektorem biura poselskiego Arkadego Fiedlera z PO. Grupiński tłumaczy, że przygotowaniem jego kampanii zajmował się sztab wyborczy i to on wybierał firmy do współpracy.

- Ale często korzystamy z medialnych rad ludzi, którzy z nami pracują, bo przecież właśnie dlatego ich na co dzień zatrudniamy - mówi Rafał Grupiński.

Z kolei jego partyjny kolega senator Witold Sitarz wprost przyznaje, że firma dyrektora jego biura przygotowała mu wyborcze plakaty. - Kampanię zawsze organizuje się w swoim gronie, by uniknąć przykrych niespodzianek - mówi Witold Sitarz. - Dyrektora Baranowskiego darzę pełnym zaufaniem, stąd powierzenie mu plakatów.
Tyle że firma specjalizuje się w projektach budowlanych.

Faktury dla samego siebie
Wśród wielkopolskich kandydatów były jednak i takie przypadki, w których faktury wystawiali... oni sami.
Agencja reklamowa Wipi.pl Łukasza Naczasa z SLD przygotowywała dla niego samego m.in. kalendarze, ulotki, spoty czy teledysk. Dziewięć faktur łącznie opiewa na ponad 4 tys. zł.

- Skoro prowadzę agencję, to nie będę zlecał przygotowania kampanii komuś innemu - mówi Naczas. - Nie zawyżałem cen, wszystko księgowałem, a faktury można sprawdzić.

Poza własną kampanią, firma Naczasa miała także zlecenia od centrali SLD. W tym przypadku faktury łącznie opiewają na ponad 40 tys. zł. O ile jednak samorządowiec z SLD rzeczywiście od lat prowadzi agencję reklamową, o tyle w dokumentach Ruchu Palikota znaleźć można faktury za plakaty, ulotki czy emisję spotów wystawione na firmę zajmującą się m.in. sprzedażą i serwisem motocykli.

Chodzi o należącą przed wyborami m.in. do Macieja Banaszaka spółkę Banex. Poseł Ruchu tłumaczy jednak, że pod tą nazwą kryła się jeszcze jedna działalność - dystrybucja sprzętu biurowego. Ale kiedy pytamy go, czy firma przygotowała materiały wyborcze, najpierw mówi, że "może jakieś ulotki", później przyznaje, że nie.

- Centrala komitetu wypłaca pieniądze z opóźnieniem, więc żeby było sprawniej, moja firma pośredniczyła w zleceniach - mówi. I dodaje, że Banex na tym pośrednictwie nie zarobił.

WIDZIAŁEŚ COŚ CIEKAWEGO? ZNASZ INTERESUJĄCĄ HISTORIĘ? MASZ ORYGINALNE ZDJĘCIA?
NAPISZ DO NAS NA ADRES [email protected]!

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski