Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Administracja miała schudnąć, a wciąż tyje. Sprawdź, ilu urzędników mamy w Wielkopolsce!

Paulina Jęczmionka
Infografika: WB
Choć o ograniczeniu armii urzędników mówi się od lat, zatrudnienie w samorządach cały czas rośnie. Premier zapowiada przedstawienie szczegółowych danych i wyjaśnienie sytuacji. Tymczasem PiS przygotowuje specjalny raport na temat zatrudnienia w administracji. My również sprawdziliśmy, ilu urzędników pracuje w wielkopolskich urzędach. I okazuje się, że od początku rządów PO-PSL ich liczba znacznie wzrosła.

Rekordy bije urząd marszałkowski. Od 2007 r. zatrudnienie wzrosło w nim bowiem o niemal 57 procent (patrz: infografika). Przybyło tu 312 etatów (urząd nie podał nam liczby zatrudnionych osób). Gdyby wziąć pod uwagę 2006 rok, czyli ten w którym odbyły się zwycięskie dla PO w województwie wybory samorządowe, należałoby doliczyć jeszcze niemal 100 etatów. Urzędnicy, jak to zwykle bywa, tłumaczą wzrost zatrudnienia zwiększoną liczbą zadań.

- Z jednej strony jest to związane z obsługą unijnych programów, a z drugiej z kolejnymi kompetencjami oraz przejęciem kilku instytucji podlegających pod wojewodę - mówi Leszek Wojtasiak, wicemarszałek województwa z PO. - Przejęliśmy m.in. parki krajobrazowe oraz instytucje związane z ochroną środowiska. Niektóre zadania przeszły do urzędu marszałkowskiego wraz z zajmującymi się nimi ludźmi.

A ci na wynagrodzenia raczej nie narzekają. Średnia pensja w urzędzie marszałkowskim wynosi 4,3 tys. zł brutto. Ale kierownik niższego szczebla może już liczyć na ok. 6 tys. zł. A dyrektor departamentu - ponad 8 tys. zł. Najwięcej osób (120 etatów) pracuje w departamencie wdrażania programu regionalnego, który zajmuje się m.in. projektami finansowanymi z UE. I, jak twierdzi Wojtasiak, są takie miesiące, kiedy okazuje się, że rąk do pracy brakuje.

- Ratuje nas wtedy elastyczny sposób zatrudnienia, który staramy się prowadzić od dawna - tłumaczy wicemarszałek. - I np. kiedy konkursy dobiegają końca, część osób zajmujących się oceną wniosków, przechodzi do obsługi płatności.

Zwiększoną liczbą zadań tłumaczy się też poznańskie starostwo. I wskazuje np. na obowiązki związane z wejściem w życie ustawy o pieczy zastępczej czy na zadanie zlecone przez wojewodę dotyczące zwrotu wywłaszczonych nieruchomości. W ramach tego ostatniego musiał powstać osobny referat, który dziś zatrudnia osiem osób. A w całym starostwie jest obecnie 336 pracowników. To o 75 osób więcej niż w 2007 r., kiedy władzę w państwie przejęła koalicja PO-PSL i o 35 proc. więcej niż w 2006 r., kiedy wybieraliśmy samorząd.

- Nigdy nie obiecywałem, że odchudzę administrację, ale że będzie sprawnie działać - mówi należący do PO Jan Grabkowski, starosta poznański. - Od 2006 roku liczba mieszkańców powiatu wzrosła o kilkadziesiąt tysięcy. Robimy więc wszystko, by zapewnić im najwyższą jakość usług i komfort obsługi. Średnio na jednego pracownika starostwa przypada tysiąc mieszkańców. To dobry wynik.

Całkiem dobre są też zarobki urzędników starostwa. Średnie wynagrodzenie pracownika wydziału wynosi 3,5 tys. zł. A dyrektora - 7 tys. zł. To o ok. 1,6 tys. zł więcej niż zarabia np. kierownik działu w podlegającym starostwu powiatowemu urzędzie pracy, który zatrudnia 187 osób (o 21 proc. więcej niż w 2007 r.).

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.gloswielkopolski.pl/piano

Co ciekawe, w ostatnich latach zatrudnienie wzrosło także w urzędzie wojewódzkim (podlega pod administrację rządową), choć część jego zadań przejął np. urząd marszałkowski. W 2007 r. pracowało tu 747 osób, teraz - 814. Ale i wojewoda tłumaczy tę sytuację nowymi obowiązkami. Tomasz Stube, rzecznik wojewody, wskazuje wśród nich uruchomienie w drugiej połowie 2011 r. Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego oraz przejęcie zlikwidowanych w 2010 r. gospodarstw pomocniczych. Do tych dwóch zadań łącznie zatrudniono 106 osób.

Armia urzędników powiększyła się także w poznańskim urzędzie miasta. Dziś przekracza 1,5 tys. osób. Do nich doliczyć trzeba 930 zatrudnionych na umowę-zlecenie i o dzieło.
- Największy wzrost zatrudnienia nastąpił w 2011 roku, kiedy przejęliśmy gospodarstwa pomocnicze - tłumaczy Jędrzej Solarski, dyrektor wydziału operacyjnego urzędu. - Przejęliśmy wtedy ok. 130 pracowników.

Miała być redukcja o 10 procent
W 2010 roku Sejm przyjął ustawę o racjonalizacji zatrudnienia
Nowe przepisy zakładały 10-procentową redukcję zatrudnienia w w państwowych jednostkach budżetowych. Okrojona administracja miała działać do końca grudnia 2013 roku. Cięcia nie miały jednak objąć m.in. policji, straży pożarnej i granicznej. Ze zmian nic jednak nie wyszło, bo prezydent skierował ustawę do Trybunału Konstytucyjnego. A ten uznał jeden z kluczowych zapisów za niezgodny z konstytucją.

Jak mówi Solarski, najwięcej etatów (175,5) znajduje się w wydziale gospodarki nieruchomościami, bo tam jest dużo obowiązków i trzeba obsłużyć największą liczbę mieszkańców. Najmniej etatów (6,5) liczy z kolei wydział rolnictwa i gospodarki żywnościowej. Ale, jak się okazuje, samorządową administrację da się odchudzić. Bo urząd miasta - w przeciwieństwie do innych instytucji - w tym roku zredukował zatrudnienie o 41 osób. I zapowiada, że to jeszcze nie koniec. Liczba pracowników ma zmaleć w jednostkach pomocniczych.

Ze zmianami powinny liczyć się też inne urzędy. Tak przynajmniej zapowiada premier. - Będziemy starali się, aby choćby ze względu na kryzys w 2013 r. przyrost nie był możliwy na żadnym szczeblu w administracji - mówił niedawno Donald Tusk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski