Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera toksyczna będzie miała swój finał w tym roku?

Marta Danielewicz
Afera toksyczna będzie miała swój finał?
Afera toksyczna będzie miała swój finał? Adrian Wykrota
Ujawniamy kulisy śledztwa prowadzonego przez poznańską Prokuraturę Okręgową w sprawie magazynów z niebezpiecznymi odpadami w Wielkopolsce. Za tym procederem stoi jedna i ta sama spółka - Awinion. Jak wynika z informacji prokuratury, w poznańskim magazynie mogą być substancje rakotwórcze.

Magazyny wypełnione odpadami niebezpiecznymi to złoty interes dla takich firm jak Awinion z Budzynia, które nieuczciwie prowadzą biznes. Nie tylko w Poznaniu ta firma pozostawiła kukułcze jaja w postaci magazynu wypełnionego po brzegi substancjami nieznanego pochodzenia, które przechowywane są w plastikowych pojemnikach typu mauzer. Urzędnicy szacują, że w obiekcie o powierzchni 1320 mkw. przy ul. św. Michała znajduje się około 5 tysięcy ton takich substancji. Nieoficjalnie mówi się jednak, że może ich być nawet 10 tysięcy. Nikt tego nie wie, bo Awinion nie odpowiada na wezwania, a bez jego przedstawicieli nie można dostać się do zamkniętego magazynu, by przeprowadzić kontrolę. Mimo że do 31 sierpnia firma miała wywieźć ze stolicy Wielkopolski zalegające odpady, zgodnie z naszymi przewidywaniami - nie zrobiła tego.

Podobne znaleziska odkryto na przełomie 2014 i 2015 roku w Adamowie, Łosieńcu, Kaliszu, Mielżynie, Parkowie. A to nie wszystko. Spółka z Budzynia stosując metodę "co powiat, to nowy magazyn", pozyskując zgody od starostw, rozszerzyła swoją działalność poza granice Wielkopolski. Przylep, teraz dzielnica Zielonej Góry, Janowiec Wielkopolski, Potulice, Tarkowo, Czołówek (woj. kujawsko-pomorskie) to kolejne punkty na mapie Polski, gdzie takie magazyny wciąż są pełne. A w każdym z nich po kilka tysięcy ton substancji niebezpiecznego i nieznanego pochodzenia, których utylizacja, po ulotnieniu się kontrowersyjnych firm, spoczywa na urzędnikach. A ile jest jeszcze takich magazynów, o których nikt nie wie?

Śledztwo w sprawie Awinion
"Głos Wielkopolski" na początku czerwca ujawnił, że za procederem stoją te same osoby - przedsiębiorcy z Poznania, którzy zakładają coraz to nowsze spółki, mające niewielki kapitał (np. Awinion ma kapitału jedynie 5 tysięcy złotych). Obsadzają je nowymi ludźmi, którzy są podstawionymi tzw. słupami. A prawo pozwala im istnieć. Co więcej, na takim biznesie dorabiają się milionów złotych.

Poznańska Prokuratura Okręgowa prowadzi w sprawie firmy Awinion duże śledztwo. Nie ogranicza się tylko do magazynu przy ulicy św. Michała w Poznaniu. Śledztwo rozszerzone jest także o inne wątki wielkopolskie. Z naszych informacji wynika, że policja przesłuchała już wszystkie firmy, od których Awinion odbierał niebezpieczne odpady.

- To kilkadziesiąt spółek z całej Polski - ze Szczecina, ale i z południa kraju. Firmy są najróżniejsze. Aktualnie mamy wszystkie karty przekazywania odpadów - tłumaczy Roch Waszak z poznańskiej prokuratury. - Czy są prawdziwe? Nie mamy podstaw, by nie wierzyć w ich wiarygodność. Raczej nie zakładamy, że są sfałszowane, zwłaszcza że te firmy nie mają interesu, by to robić. Na podstawie tych kart przygotowaliśmy listę substancji, które znajdują się na św. Michała. Taki raport przekażemy biegłemu z zakresu pożarnictwa, by stwierdził, jakie zagrożenie może wywołać rozszczelnienie się chociażby jednego pojemnika lub przedostanie się do nich wody czy powietrza. A pozwolenie na zbieranie tych odpadów Awinion miał. Mógł zbierać właściwie substancje z całej tablicy Mendelejewa.

Prokurator wyjaśnia, że wśród odpadów znalazły się zarówno te zwykłe, jak i niebezpieczne i te, które mogą stanowić największe zagrożenie, czyli mieszane.

- Dowiedzieliśmy się, że firma, która zajmowała się zbieraniem tych odpadów z całej Polski, nie zwracała uwagi na charakter substancji i mieszała je ze sobą - dodaje prokurator.

Wśród związków chemicznych, które mogą stanowić największe zagrożenia dla środowiska i życia, znajdują się też opary benzenu, ksylenu a także jest toluen - to substancja rakotwórcza, bardzo niebezpieczna.

Jakie kary?
Jak udało nam się dowiedzieć, firma z Budzynia odpady nie tylko magazynowała, ale pozbywała się ich, wylewając je do rzek czy też do lasów.

- Już na podstawie pierwszej opinii biegłego, która mówi o tym, że składowanie odpadów w magazynie na ulicy św. Michała odbyło się z pogwałceniem wszelkich możliwych przepisów (odbywało się zresztą bez koniecznych do tego zezwoleń - przyp. red.), w miejscu, i w warunkach kompletnie nieprzystosowanych do tego, postawimy pierwsze zarzuty. Ale będą kolejne - zapewnia Roch Waszak.

Kary za nielegalne składowanie odpadów niebezpiecznych to grzywna lub od trzech miesięcy do pięciu lat pozbawienia wolności. Jeśli jednak, poznańska prokuratura w oparciu o drugą opinię biegłego stwierdzi, że magazyn na św. Michała to sprowadzenie przez firmę Awinion zdarzenia niebezpiecznego na mieszkańców Poznania, kara może wzrosnąć nawet do dziesięciu lat, zgodnie z paragrafem 163.

Policja wciąż nie zatrzymała jednak osób, które stoją za tym procederem.

- Mamy nadzieję, że w odpowiednim czasie zatrzymamy wszystkich podejrzanych jednocześnie. Nie wiadomo jednak, kiedy to nastąpi - mówi Waszak.

Organy ścigania sprawę planują zakończyć jeszcze w tym roku.

Pierwsze wyroki zapadły
Nim jednak firma Awinion zaczęła działać pod tą nazwą, osoby z nią związane, działały w innych spółkach, które również powstały w Budzyniu. Chodzi tu o firmę "Jędruś", która z biegiem czasu zmieniła nazwę na "Jendrus".

Zarówno w sprawie tej firmy, jak i tych, które działały na zlecenie spółek z Budzynia, już zapadły pierwsze decyzje. Sprawą magazynów z odpadami niebezpiecznymi w trzech miejscowościach w województwie kujawsko-pomorskim zajęła się prokuratura we Włocławku. Po połączeniu spraw, postawiono zarzuty ówczesnym właścicielom spółek. - Grozi im od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności. Wcześniej właściciele ci byli przesłuchiwani jako świadkowie. Przesłuchiwane były też osoby, które założyły spółkę, jak i te, które kupowały od nich potem udziały - podaje Jarosław Zieliński, prokurator z Włocławka.

Także po sprawie w Potulicach sąd skazał Jakuba P. i Andrzeja N. za oszustwa w sprawie fałszowania faktur i nielegalne pozbywanie się odpadów. Właściciel hali, gdzie były magazynowane odpady, Carl Alex Jahannes wciąż zabiega o ich usunięcie.

- Po wypowiedzeniu umowy Jendrusowi w świetle prawa to ja stałem się właścicielem tych magazynów i to ja miałem być odpowiedzialny za ich utylizację. Odwołałem się jednak do Samorządowego Kolegium Odwoławczego i jego decyzją starostwo w Nakle ma je usunąć. Koszt takiej utylizacji to około 3,5 mln złotych - mówi Carl Alex Jahannes.

Również w czerwcu tego roku zakończyła się sprawa składowiska odpadów niebezpiecznych w Kaliszu, w dawnych magazynach Agromy. Tamtejsza prokuratura objęła aktem oskarżenia 26-letniego mieszkańca Poznania Patryka M., właściciela jednoosobowej firmy Darkness za składowanie znacznej ilości odpadów, powodujących zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi oraz środowiska wbrew przepisom ustawy o odpadach. Wiadomo jednak, że jego firma była przykrywką i działała na zlecenie spółki Awinion.

Firma jest, ale nie działa?
Awinion wciąż nie ogłosił swojego upadku, jednak biuro w Budzyniu jest nieczynne, aktualny prezes firmy nie odbiera telefonu, a napotkani przez nas pracownicy, twierdzą, że są na zwolnieniu lekarskim. Udało nam się jednak porozmawiać z założycielem firmy Jendrus, Andrzejem N., który odszedł z interesu po tym, jak dostał wyrok za nielegalne składowanie w Potulicach, a całą firmę sprzedał za tysiąc złotych Bartoszowi B. Nie chce jednak komentować późniejszych poczynań swoich kolegów po fachu.

- Odkąd sprzedałem firmę, nie mam już nic wspólnego z działalnością mojego byłego wspólnika, Jakuba P. i Bartosza B. Wiem tylko, że ten drugi chciał szybko zarobić duże pieniądze. Współpracę oferował też mi, ale zrezygnowałem - tłumaczył Andrzej N.

Zmiana przepisów
By do podobnych sytuacji już więcej nie dochodziło - organy ścigania, urzędnicy oraz służby są tego samego zdania - należy zmienić przepisy. To dlatego ponad trzy miesiące temu, po nagłośnieniu przez "Głos Wielkopolski" sprawy, prezydent Poznania, Jacek Jaśkowiak wysłał do Ministerstwa Środowiska list z prośbą o zmianę obowiązującej ustawy.

- Chodzi przede wszystkim o to, by właściciel terenu był współodpowiedzialny za to, co i w jaki sposób jest magazynowane na jego posesji. Prawo powinno też brać pod uwagę, że ten, kto wytwarza odpady, powinien być zwolniony z odpowiedzialności za nie dopiero w momencie, kiedy faktycznie odpad zostanie unieszkodliwiony - tłumaczy Leszek Kurek, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska UMP.

Ministerstwo do dziś nie odpowiedziało prezydentowi Poznania na jego apel.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski