Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Woźna z "Marcinka": Szkoła to był mój dom, moje królestwo

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Elżbieta Duszyńska mieszkała w mieszkaniu, w szkole przy ul. Bukowskiej 16. Przez prawie 20 lat była tam woźną, sprzątaczką i palaczem. - Szkoła to był mój dom - mówi
Elżbieta Duszyńska mieszkała w mieszkaniu, w szkole przy ul. Bukowskiej 16. Przez prawie 20 lat była tam woźną, sprzątaczką i palaczem. - Szkoła to był mój dom - mówi Adrian Wykrota
- Znam każdy metr "Marcinka", szepty ścian, które opowiadają historię uczniów, szkoły i mojego życia, które tu spędziłam - mówi Elżbieta Duszyńska, przez prawie 20 lat woźna w I Liceum Ogólnokształcącym w Poznaniu.

Wszystko zaczęło się od ogłoszenia w gazecie. Czy był to "Głos"? Dziś już nikt tego nie pamięta, ale siostra pani Eli, która mieszkała przy Zeylanda przeczytała ogłoszenie, że szukają dozorcy do pracy w szkole i dają mieszkanie.

- Mieszkałam wtedy na wsi, przyjechałam do Poznania i od razu dostałam pracę. Mieszkanie w szkole dali mi dwa lata później - wspomina Elżbieta Duszyńska, która przez prawie 20 lat mieszkała przy ul. Bukowskiej 16. W budynku z czerwonej cegły z wieżyczką, w którym działa I Liceum Ogólnokształcące im. Karola Marcinkowskiego, zwane potocznie "Marcinkiem", a także Liceum dla Dorosłych i Gimnazjum Dwujęzyczne.

Mieszkanie był przestronne. Wysokie, z solidnej cegły, słoneczne. Była kuchnia, łazienka, przedpokój i trzy pokoje. Ten największy liczył ponad 40 metrów, to tyle, ile mają przeciętnie sale lekcyjne. Dwa pozostałe pokoje były mniejsze. Całość miała ponad 100 metrów, więc miejsca wystarczyło dla każdego domownika.

- Szkoła była moim domem, moim pięknym królestwem. Ja tam mieszkałam, ja tam rządziłam. Byłam woźną, dozorcą, sprzątaczką, a jak umarł mąż, to też palaczem - opowiada pani Ela. - Na początku wciąż mi się wydawało, że ktoś mi do drzwi puka. Otwierałam, a tu nic. A do mieszkania prowadził długi korytarz, więc jakby to byli uczniowie, to nie zdążyliby uciec, zobaczyłabym ich otwierając drzwi. Nikogo jednak nie było. Raz jak przyszedł ksiądz po kolędzie to mu o tym opowiedziałam. Skropił więc wodą święconą mieszkanie i calusieńką szkołę, bo mówił, że musi wypędzić złe duchy. Może to one mi do domu pukały? Tak czy siak, po święceniu pukania już nie było!

Do dzwonka, który rozbrzmiewał co 45 minut wszyscy w domu woźnej tak się przyzwyczaili, że przestali go słyszeć. W pogotowiu był jednak zawsze dzwonek z drewnianą rączką. Pani Ela użyła go jednak zaledwie kilka razy, gdy była awaria prądu.

W ciągu roku szkolnego w budynku było bardzo dużo pracy. Trzeba było przecież posprzątać te kilometry korytarzy, wszystkie klasy, toalety, no i ogromną aulę z witrażami w oknach.

- Miałam swoje sposoby. Mieszkałam w szkole, więc na noc na korytarzach wylewałam taki rozpuszczalnik, co wszystkie pasty zmywał, potem o świcie wstawałam i myłam, czyściłam, pastowałam. Tak, żeby już na 7.00 lśniło. Aulę też nocami sprzątałam. Wydawało mi się czasami, że to jest wielka sala balowa.

W czasie wakacji woźna też nie miała zbyt wiele czasu na odpoczynek. Trzeba było wyszorować okna. Wysokie, strzeliste i podwójnie oszklone. Trzeba było pomyć drzwi, zajrzeć w każdy kąt i przyszykować ławki i krzesła dla uczniów i nauczycieli.

- Kiedyś o mało z pracy mnie nie wyrzucili przez jedną nauczycielkę, która przyszła do nas chyba z siódemki. Na pierwszej lekcji zabrakło jej jednej ławki. Przybiegła więc do mnie z pytaniem, gdzie jest ławka? A ja jej na to, że rosołu sobie przecież z niej nie ugotowałam… Awantura była straszna. Nauczycielka do dyrekcji pobiegła. Musiałam ją potem przeprosić, ławka się oczywiście znalazła i wszyscy siedzieli w klasie jak należy, ale co się nasłuchałam od dyrekcji, że źle powiedziałam, to moje.

"Buszkowa" taki pseudonim miała wśród młodzieży pani Ela. To od nazwiska Buszko (kilka lat po śmierci męża woźna wyszła po raz drugi za mąż i zmieniła je na obecne, Duszyńska). Młodzież ją uwielbiała. Ona też miała do niej serce. I do dziś złego słowa nie da o uczniach powiedzieć.

- Z dzieciakami zawsze wiedziałam, jak się dogadać. Nigdy nie miałam z nimi konfliktu, zatargu. Niejednego papierosa wypaliłam z nimi w palarni, jak już nastały czasy, gdy dorośli uczniowie nie musieli się chować po ubikacjach z fajkami, tylko palić legalnie przed szkołą. Opowiadali mi wtedy o swoim życiu, problemach, nieporozumieniach z rodzicami. Miałam taką zasadę, że zawsze radziłam im dogadywać się z rodzicami. Mówiłam tak: "Słuchaj, czasami weź przemilcz, nic nie mów, poczekaj, posłuchaj i uwierz, że matka i ojciec zawsze chcą dla ciebie dobrze". Młodzież mi wierzyła. Potem przychodziła i mówiła, że dobrze im poradziłam. Wychowałam trzech synów i lepiej mi się z chłopakami rozmawiało, bo do dziewczyn to tak nie miałam podejścia.

Banaszak, Pietrucha, Rybarczyk, Jackowska, Chojnacka… Dyrektorzy się zmieniali, a pani Ela co roku stała w drzwiach i witała uśmiechem przestraszonych pierwszoklasistów, puszczała oko do zaprzyjaźnionych uczniów ze starszych roczników.

- Widziałam jak zmieniali się po powrocie z wakacji, dorastali. Nazwisk już nie pamiętam, ale imiona... Artur, Wojtek, Krzysiu, Tomek, Kamil. Był taki jeden przystojniak. "Anioł" na niego wołali, bo miał długie, jasne włosy. Albo taki, który później ze szkoły został wydalony. Dobry to był dzieciak, ale jakoś nie umiał się dostosować do zasad. Dyrekcja więc go skreśliła. Pamiętam ich wszystkich. A i oni mnie pamiętają. Dominika Kulczyk, jak był zjazd w szkole po latach, to przybiegła do mnie, wyściskała mnie serdecznie i buziaka mi dała. Zdarza mi się, że nawet teraz stoję na przystanku, podjeżdża samochód, uchyla się szyba i ktoś krzyczy, że mam wsiadać. Wsiadam, a tam uśmiecha się do mnie znajoma twarz. To były uczeń z "Marcinka". Przedstawia się i nagle spod wąsa wyłania mi się ta pryszczata twarz, którą poznaję. Z garnituru wychodzi ten znajomy podkoszulek, w którym biegał nastolatek po szkolnym korytarzu. Podwozi mnie pod sam dom. Kilka razy tak już mi się zdarzyło. To takie miłe. Myśli sobie wtedy człowiek, że jednak nie był taki zły, że młodzież go lubiła. Ciepło się na sercu zaraz robi i łza się w oku kręci też.

Pani Ela wspomina też harcerzy, którzy w szkole mieli harcówkę. Przychodzili do niej przed lekcjami, a wychodzili jak już było dawno po ostatnim dzwonku. Na ich pomoc zawsze mogła liczyć. Szczególnie wtedy, gdy trzeba było uporządkować teren wokół szkoły, albo węgiel do piwnicy zrzucić.

- Brali wtedy łopaty w ręce i do pomocy mi się garnęli. Nie prosiłam ich, sami patrzyli przez okno, że za węgiel się zabieram i przybiegali. Chude rączki, jak patyczki, trzymać szpadla nie umiały, ale chciały. Dobre te harcerzyki były, choć czasami to ja im głowę ratowałam. Już oni wiedzą przed czym i kiedy… Niektórych historii opowiedzieć po prostu nie można. Bywało jednak groźnie. Ważne, że wszystko dla wszystkich dobrze się skończyło - mówi z uśmiechem woźna z "Marcinka".

Buszkowa trzymała w szkole pieczę nie tylko nad czystością, ale i dyscypliną. W kaszę nie dała sobie dmuchać. Nie bała się dryblasów, którzy nieproszeni wchodzili do szkoły.- Ochrony za moich czasów nie było, ale obcych w szkole też nie. Oko miałam sprawne i intruza w mig wychwyciłam. Przychodzili, szczególnie do szkoły wieczorowej. Jak takiego sobie wyłowiłam, to zaraz za nim szłam. On najczęściej wchodził wtedy do toalety, a ja za nim. Łapałam za kołnierz i mówiłam "Do widzenia, tu jest szkoła i nic poza tym" - opowiada.

Przed maturami aula zawsze była specjalnie myta, dekorowana, egzaminy odbywały się też w sali gimnastycznej, która stoi w oddzielnym budynku na boisku. Czuć było, że to wyjątkowy czas. Wokół szkoły rosną wielkie kasztanowce, więc symboli egzaminów dojrzałości było zawsze wiele.

- Pewnie, że pomagałam przy maturach. Teraz to już inne czasy, bo wszystko jest zakodowane, zaszyfrowane i w testach. Ale kiedyś było przecież inaczej. Tematy się pisało na tablicy, każdy pisał na swojej kartce, więc ściągi się w bułki pakowało jak w fabryce. Ser, szynka, sałata, "pomoc" i jazda na sale, żeby trafiły gdzie trzeba! Profesorowie mnie pilnowali, oj jak na ręce mi patrzyli - wspomina.

Mimo że od kilku lat pani Ela nie jest już woźną (jej mieszkanie zostało przerobione na sale lekcyjne), to wciąż myśli o szkole i porównuje odległe czasy ze współczesnością. Z jej perspektywy szkoła była kiedyś bardziej przyjazna uczniom.

- Siostra przez kilka lat sklepik prowadziła w szkole i ja jej tam pomagałam. Ile razy dzieciak przyszedł, drapał się po kieszeni i nie mógł w niej nic znaleźć. Pytał potem szeptem, czy mu nie dam kanapki, drożdżówki czy jabłka, a on jutro przyniesie pieniądze. I co, nie miałam dać? Dawałam i to ile razy? Teraz już by to nie przeszło. Wszędzie wszystko się liczy, sprawdza co do grosza. Szkoły stały się instytucjami, biurami, jest mniej serdeczności, nie ma takiego matczynego serca, które człowiek miał dla uczniów - twierdzi pani Ela.

Znani w szkole

"Marcinka" ukończyło wiele znanych osobistości, m.in. Jerzy Waldorff (matura 1928) - pisarz i publicysta muzyczny, Stefan Stuligrosz (matura 1946) - dyrygent, twórca "Poznańskich Słowików", Lech Trzeciakowski (matura 1951) - historyk, profesor UAM, Wojciech Kruk (matura 1964) - biznesmen i senator, Stanisław Barańczak (matura 1964) - poeta, tłumacz, krytyk literacki, profesor Harvardu, Filip Bajon (matura 1965) - reżyser filmowy, Jan Węglarz (matura 1965) - informatyk, profesor PP, Marek Jędraszewski (matura 1967) - metropolita łódzki, wiceprzewodniczący KEP, Wojciech Fibak (matura 1971), tenisista i biznesmen oraz Katarzyna Bujakiewicz (matura 1991), aktorka.

Historia szkoły

Gmach szkoły zaprojektował w stylu neogotyckim i kierował jego budową architekt Fust. Budowa zakończyła się w 1903 roku. Na placu o powierzchni ok. 12 000 metrów kwadratowych znalazł się budynek główny z przybudówkami na mieszkania dyrektora i woźnego, stojąca oddzielnie sala gimnastyczna, żwirowane boisko oraz ogródek botaniczny. Do 1919 działało w budynku niemieckie gimnazjum "Konigliches Auguste - Victoria - Gymnasium".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski