Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica pustych grobów na poznańskiej Cytadeli

Marek Przybyłowicz, współpraca: ZSN
Nadal oficjalnym upamiętnieniem osiemnastu zmarłych jeńców są stele na poznańskiej Cytadeli
Nadal oficjalnym upamiętnieniem osiemnastu zmarłych jeńców są stele na poznańskiej Cytadeli MP
18 białych kamieni nagrobnych na starym cmentarzu garnizonowym w Poznaniu stoi w równym szeregu. Zostały dedykowane brytyjskim żołnierzom zmarłym wiosną 1915 r. Przeciętny Polak nie przeczuwa nawet, jakie tajemnice kryją. Tajemnice, które odżyły po stu latach. Pierwsza z nich: te groby są... puste!

W latach 1914-1918 w Pile, która wówczas nosiła jeszcze niemiecką nazwę Schneidemühl, istniał wielki obóz jeniecki, przeznaczony dla Rosjan z carskiej armii. Wkrótce jednak Niemcy zaczęli przywozić tu także wziętych do niewoli na froncie zachodnim Belgów, Francuzów i Brytyjczyków.

Był 6 listopada 1914 roku, kiedy pociąg składający się z bydlęcych wagonów zatrzymał się na stacji w Schneidemühl, przywożąc po czterech dobach koszmarnej podróży wziętych do niewoli pod Ypres Brytyjczyków. Był wśród nich Joe Garvey, szeregowy elitarnego Scots Guards. Brudnych, głodnych i wymęczonych niemiłosiernie jeńców poprowadzono na piechotę do obozu mieszczącego się przy wyjeździe z miasta w kierunku na Bydgoszcz. Niemcy zaoferowali im zakwaterowanie opuszczone wcześniej przez Rosjan: jamy wykopane w ziemi...

Na efekty nie trzeba było długo czekać: epidemia cholery wybuchła wśród Rosjan jeszcze pod koniec 1914 roku. Na wiosnę 1915 tyfus zdziesiątkował Brytyjczyków. Niemieckie władze obozowe miały bowiem swoisty sposób na epidemię: chorych umieszczali w lazarecie na dzisiejszej ulicy Wawelskiej, w podziemnym tunelu mieszczącym około sześćdziesięciu osób. Leżeli nago, na wiązce słomy, jak opisał to Garvey w swoim pamiętniku. Jeśli organizm wytrzymał, chory wracał po pewnym czasie do obozu, ale najczęściej był wynoszony w prostej trumnie przez współtowarzyszy na cmentarz w Leszkowie pod Piłą. Upiorne hasło brzmiało: "Poniesiesz dziś - poniosą cię jutro".

Joe Garvey, który zapadł na tyfus na wiosnę 1915 roku, wyrywał się z przedsionka Hadesu trzykrotnie, po raz pierwszy dzięki dwóm rosyjskim Żydom, którzy przekupili sanitariusza. Karmił on potajemnie Joe kozim mlekiem i... ciastkami z makiem. Jego wybawcy wkrótce sami padli ofiarą epidemii.

Po I wojnie
Był 22 sierpnia 1924 roku. Mr James, przedstawiciel brytyjskiej Komisji Grobów Wojennych (CWGC), otarł pot z czoła... Został oddelegowany do Schneidemühl w celu przeprowadzenia ekshumacji zwłok brytyjskich jeńców na zbiorowy cmentarz pod Berlinem. Wysłał już tam ciężarówkami około 70 trumien. Pozostały jeszcze te najstarsze, zgromadzone wokół czarnego, granitowego pomnika zakupionego ze składek brytyjskich jeńców z obozu w 1916 roku. Napisano na nim: "Spełnili swój obowiązek".

Problem pojawił się po rozkopaniu mogił. Zamiast czterech trumien, oczom Mr Jamesa ukazało się... osiem. Podwójna ich liczba w stosunku do liczby krzyży na grobach powtórzyła się trzy razy. Brytyjczyk skinął przyzwalająco i grabarze odbili wieka prostych trumien. W środku były tylko nagie zwłoki, równe wobec śmierci, niemożliwe do zidentyfikowania.

Po wymianie listów z Londynem postanowiono w końcu pozostawić je na miejscu. Przywieziono 18 imiennych nagrobków z białego kamienia i ustawiono nad grobami. Jeszcze do wybuchu następnej wojny niemieckie władze Schneidemühl opiekowały się brytyjską kwaterą, co było im nakazane w traktacie wersalskim.

Kiedy po latach zimnej wojny przedstawiciele CWGC uzyskali wreszcie pozwolenie na odwiedzenie obiektu, nie ukrywali zdumienia. Zarówno kwatera brytyjska, jak i cały cmentarz był nietknięty ludzką ręką od czasów przedwojennych: trawa, dzika roślinność, brudne i zapadające się nagrobki brytyjskiej osiemnastki. I tylko czarny pomnik wskazywał wciąż uparcie miejsce, gdzie wśród krzaków spoczywają ci, którzy oddali życie "za króla i ojczyznę".

Był rok 1959. Zniesmaczeni widokiem urzędnicy postanowili przenieść osiemnaście nagrobków w miejsce bardziej cywilizowane: do Poznania na cmentarz Wspólnoty Brytyjskiej. Wkrótce tak się też stało. Na Cytadeli ustawiono w równym rzędzie osiemnaście białych steli oraz enigmatyczny napis informujący w języku angielskim o tym, że upamiętniają one zmarłych w niewoli, którzy są pochowani w Pile.

Na tym kończy się historia 18 młodych Brytyjczyków zamknięta w pożółkłej teczce dotyczącej jeńców z obozu w Schneidemühl. Jeszcze tylko napis w poprzek okładki, stwierdzający jakby z ulgą: " Akta zamknięte. Upamiętnieni na Starym Cmentarzu Garnizonowym, Poznań, Polska". 12 stycznia 1960 roku akta powędrowały na pół wieku na półkę archiwum Komisji Grobów Wojennych Wspólnoty Brytyjskiej w Maidenhead niedaleko Londynu.

Dziś
Cmentarz w Leszkowie nigdy nie był obiektem większego zainteresowania władz miasta, w przeciwieństwie do miejscowych złomiarzy. W latach dziewięćdziesiątych bezkarnie ogołocili to miejsce, nie oszczędzając nawet figurki Chrystusa z pomnika poświęconego Polakom zmarłym w obozie.

Obłęd "poprawności politycznej" trawi to miejsce również dziś: kto chciałby bowiem zajmować się trzema tysiącami Rosjan, którzy tam spoczywają? Tylko że Rosjanie pochodzili z armii carskiej, a wśród ich nagrobków są takie nazwiska na betonowych krzyżykach jak Lucjan Gadomski, Antoni Michalski czy Jan Kochanowski.

Ale wróćmy do Brytyjczyków. " Out of sight, out of mind", czyli: co z oczu, to z serca. Tak właśnie wygląda sytuacja dzisiaj. CWGC zrobiła swoje, przenosząc nagrobki do Poznania. Jej przedstawiciele otrzepali ręce zadowoleni z zakończenia sprawy. Próżno szukać Leszkowa w spisie brytyjskich cmentarzy na stronie internetowej CWGC. Według ich wiedzy takiego nie ma.

- Sprawa osiemnastu brytyjskich grobów jest znana osobom zajmującym się cmentarzami wojennymi w Wielkopolsce, co znalazło swój wyraz np. w nowej książce prof. Wiesława Olszewskiego poświęconej brytyjskim cmentarzom wojennym w Polsce - mówi Adam Kaczmarek z Wydziału Polityki Społecznej Wielkopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Poznaniu, który zajmuje się sprawami grobownictwa wojennego. - Przedstawiciele Komisji Grobów Wojennych nawet odwiedzili to miejsce, przy okazji innych prac w Polsce oczyścili pomnik, ale nadal oficjalnym upamiętnieniem osiemnastu zmarłych jeńców są stele na poznańskiej Cytadeli.

- Rok temu zostało zlecone przez Wielkopolski Urząd Wojewódzki wykonanie programu (jego koszt to ponad 59 tys. zł) rewaloryzacji cmentarza jenieckiego w Pile-Leszkowie - wyjaśnia Adam Kaczmarek. - Autorzy programu rewaloryzacji uwzględnili sugestie przywrócenia pamięci o miejscu pochowania 18 jeńców brytyjskich na cmentarzu w Pile-Leszkowie. W otoczeniu bazaltowego pomnika z 1916 r. zaprojektowali postawienie 18 krzyży z nazwiskami pochowanych żołnierzy, nawiązujących wizualnie do najstarszych znanych wizerunków tego miejsca. Przyjęliśmy, że osiemnaście steli z białego wapienia portlandzkiego, jakie stawia Brytyjska Komisja Grobów Wojennych, zdominowałoby teren cmentarza - dodaje.

Współpraca: Zbyszek Snusz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski