Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gostyń: Śmigłowiec nie przyleciał do ciężko rannego chłopca. Zawiniła Warszawa?

TR
archiwum
Dwa lata temu śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego zabrał ze szpitala w Gostyniu ciężkiego rannego pacjenta do kliniki w Szczecinie. Dlaczego w sobotę odmówił tej samej pomocy 5-letniemu Adasiowi? I czy miał prawo mu odmówić? Ustala to gostyńska prokuratura.

Chłopiec stracił nerkę, po tym jak Lotnicze Pogotowie Ratunkowe odmówiło przetransportowania ciężko rannego w wypadku 5-latka do klinki w Poznaniu. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie narażenia chłopca na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia.

Śledczy zabezpieczyli już dokumentację medyczną oraz zapisy rozmów między szpitalem a dyspozytorami LPR. Mają także dokumentację dotycząca możliwości wykorzystania przez szpital płyty stadionu jako miejsca startów i lądowań śmigłowców.

I chociaż informacja o tym, że szpital takim miejscem dysponuje trafiła do Urzędu Lotnictwa Cywilnego prawie dwa lata temu, to jak się okazało w sobotę, poza służbami ratowniczymi z Gostynia dla nikogo ono nie istnieje.

- Sprawdzimy dlaczego urząd nic z tym zgłoszeniem nie zrobił - mówi prokurator Roch Waszak.

- Nie musieliśmy nic zrobić - odpowiada Karina Lisowska, rzecznik ULC. - To pismo nie rodziło żadnych skutków. Nie prowadzimy bowiem ewidencji miejsc startów i lądowań, tylko lądowisk. Można je określić jako dobrowolną informację.

Płyta stadionu w Gostyniu nie figuruje również na liście lądowisk LPR, z których może korzystać przy transporcie międzyszpitalnym.
- W takich sytuacjach odmawiamy - mówi Justyna Sochacka, rzecznik LPR.- Przypadek Gostynia nie jest odosobniony.

Przepisy, na które powołuje się LPR, nie istnieją od soboty. Czy od początku były złe, czy stały się nimi dopiero po nagłośnieniu sprawy Adasia?
- Nikt wcześniej nie zgłaszał, że to problem - mówi Justyna Sochacka.

Szpitale nie mają jednak dostępu do listy lądowisk LPR (nie pokrywa się ona z ewidencją lądowisk ULC). To oznacza, że zlecenie na transport lotniczy wypisują w ciemno. Co ciekawe, jedyne zastrzeżenie dotyczy kwalifikacji medycznej zgłoszonego do transportu przypadku. Nie ma ani słowa o lądowisku.

Z pierwszych informacji wynikało, że Adaś ponad cztery godziny czekał na pomoc. Szpital prostuje: nie cztery, tylko półtora i nie na pomoc, tylko na transport do Poznania.

- Pomoc miał zapewnioną przez cały czas - mówi Marcin Hańczewski, zastępca dyrektora szpitala w Gostyniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski