Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uniwersytet Przyrodniczy: Studenci skarżą się na złe warunki praktyk

Marta Żbikowska
Pracowaliśmy w sadzie po dziesięć godzin dziennie w ponad trzydziestostopniowym upale, musieliśmy wyrabiać normy ponad nasze siły, wstawać do pracy na piątą rano, spaliśmy w spartańskich warunkach - tak studenci pierwszego roku Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu wspominają praktyki w Gospodarstwie Dydaktyczno-Eksperymentalnym Przybroda.

Podczas praktyk studenci pracowali przy zbiorze owoców. - Organizatorzy praktyk każdego dnia wymagali, żebym zbierała ponad 100 kilo wiśni, czyli 12 wiader, to było ponad moje siły - wspomina Karolina, drobna szatynka. - W czwartek prawie straciłam przytomność, musiałam się położyć na trawie pod drzewem, bo nie dałabym rady dalej pracować. Na szczęście, czasami pomagali mi pracownicy, którym płacono za godziny pracy w sadzie, więc mogli sobie pozwolić, żeby oddać mi kilka pełnych wiader.

- Drzewa wiśni dawały przynajmniej trochę cienia, ja zbierałam borówki, przez cały dzień nie miałam nawet gdzie schować się przed słońcem - dodaje Paulina. - Na dworze było ponad trzydzieści stopni, a my dostawaliśmy na cały dzień małą butelkę wody i to nie zawsze dla wszystkich wystarczało. O jedzenie też musieliśmy zatroszczyć się sami, mimo ze do najbliższego sklepu szło się czterdzieści minut. Organizatorzy praktyk dawali nam co rano po dwie bułki i to miało nam wystarczyć na dziesięć godzin ciężkiej pracy.

Studenci za swoją pracę pieniędzy nie dostają. O pobycie w Przybrodzie opowiadają dużo, ale nie chcą zgodzić się na ujawnienie ich danych. Boją się, że nie otrzymają zaliczenia.

- Praktyki w sadzie odbywają się w ramach zajęć, dlatego studenci nie otrzymują za to pieniędzy - tłumaczy Jerzy Lorych, rzeczni Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. - W Przybrodzie przebywali ostatnio studenci po pierwszym roku. To bardzo młodzi ludzie, ich relacja z praktyk jest bardzo subiektywna.

Studenci przyznają, że nie rozumieją, w jaki sposób zbieranie owoców, które potem są sprzedawane, miałoby uczyć ich zawodu ogrodnika. Większość czuje się wykorzystywana, tym bardziej, że wszyscy wiedzą, za ile uczelnia sprzedaje swoje owoce. Zdziwiony skargami studentów jest Jerzy Mazur, administrator w gospodarstwie w Przybrodzie.

- Nie mieliśmy żadnych sygnałów, żeby coś się działo złego - twierdzi Jerzy Mazur. - Sam jestem byłym pracownikiem Uniwersytetu Przyrodniczego i naprawdę staram się dbać o studentów. W czasie upałów naprawdę staraliśmy się iść im na rękę. Każdy dostawał tyle wody, ile potrzebował. Wprowadziliśmy zmiany w godzinach pracy, zaczynaliśmy o piątej rano, żeby skończyć wcześniej. Dziesięciogodzinny dzień pracy też umożliwiliśmy po to, żeby w piątek skończyć o godzinie 11. Może rzeczywiście trzeba było to wcześniej ustalić ze studentami i zapytać, czy im to odpowiada.

Jerzy Mazur tłumaczy także, że zatrudnianie studentów do pracy w sadzie to nie jest wykorzystywanie taniej siły roboczej.

- Ja uczę tych ludzi dyscypliny, szacunku do pracy fizycznej, studenci poznają zasady panujące w sadzie - przyznaje Mazur. - Ci studenci chcą zawodowo związać się z rolnictwem, czy ogrodnictwem, muszą wiedzieć, że to ciężka praca, którą trzeba wykonywać bez względu na pogodę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski