Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

In vitro tylko dla bogatych, ale refundacja to polityczne tabu

Paulina Jęczmionka
In vitro przeprowadza się pod mikroskopem. Kosz całego leczenia to minimum 8 tys. zł.
In vitro przeprowadza się pod mikroskopem. Kosz całego leczenia to minimum 8 tys. zł.
Nie cichnie polityczny spór o in vitro. Partie prześcigają się w tworzeniu projektów ustawy, a politycy Platformy Obywatelskiej nie mogą nawet porozumieć się między sobą. Prawica żąda całkowitego zakazu sztucznego zapłodnienia, lewica grzmi, że rządzący przeciągają sprawę, bo boją się Kościoła. Tymczasem tysiące par stara się o dziecko. Z metody in vitro korzystają nieliczni, bo jej koszt to minimum 8 tys. zł. O tym w Sejmie się jednak nie mówi.

Politycy PO już kolejną kadencję nie mogą wypracować kompromisu w sprawie in vitro. W partii powstały dwa projekty ustawy - tzw. liberalny autorstwa Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, który daje dostęp do in vitro parom i samotnym matkom, pozwala też na mrożenie zarodków oraz konserwatywny autorstwa Jarosława Gowina, który dopuszcza sztuczne zapłodnienie tylko dla małżeństw, zakazując mrożenia zarodków.

Czytaj opinie zwolenników i przeciwników in vitro:
Prof. Pawelczyk: Nie będę dyskutował z czyimś światopoglądem w sprawie in vitro
Prof. Gadzinowski: Mam medyczne argumenty przeciw in vitro

Mimo burzliwych dyskusji, zgody cały czas nie ma. Kiedy wszystko wskazywało na to, że do laski marszałkowskiej wpłynie projekt Kidawy-Błońskiej, partia zdecydowała, że powoła specjalny zespół, który opracuje jeden wspólny projekt. Gowin w kompromis nie wierzy. I zbiera minusy u premiera, który niedawno zganił go, że za słabo odcina się od PiS, kuszącego ministra okrągłym stołem w sprawie in vitro. Ale Gowin w swoich poglądach nie jest osamotniony.

- Jestem przeciwnikiem in vitro, bo to nieetyczna metoda sztucznego wytwarzania ludzi, podczas której znaczna część zarodków umiera, a dzieci często rodzą się z wadami genetycznymi - mówi Jacek Tomczak, poseł PO z Poznania. - Ale jestem też przeciwny ostrym sankcjom, które proponuje PiS (partia zaproponowała karę więzienia dla lekarzy stosujących in vitro - przyp.red.). Dlatego potrzebny nam kompromis. Szukałbym go wokół projektu Gowina. Ale nie sądzę, by ostry spór o mrożenie zarodków dało się rozwiązać.

Zdaniem Tomczaka wspólny projekt PO tego problemu nie rozwiąże. Potrzebne będą poprawki, a wtedy o ich losie zdecyduje sejmowa większość. Tyle że termin wniesienia projektu do Sejmu znów został odsunięty. Kompromisowe rozwiązanie ma powstać do końca sierpnia.

- Tysiące ludzi codziennie stara się o dziecko, a partia rządząca kolejny raz odsuwa sprawę in vitro w czasie - uważa Jacek Kwiatkowski, poseł Ruchu Palikota z Konina. - Powinniśmy jak najszybciej tę sprawę unormować, a kwestie światopoglądowe zostawić parom, których problem niepłodności dotyczy.

Problem par decydujących się na in vitro jest jednak bardziej złożony. Do kwestii etycznych czy religijnych dochodzi jeszcze finansowa. Bo koszt sztucznego zapłodnienia to minimum 8 tys. zł. A zdarza się, że leczenie sięga nawet 20 tys. zł. Dlatego dostępność in vitro, nawet po akceptacji Sejmu, będzie ograniczona.

- W naszej klinice leczenie tą metodą kosztuje około 8-9 tys. zł w czasie jednego cyklu - mówi dr Tomasz Żak, szef poznańskiej kliniki MedArt. - Jeśli po miesiącu nie dojdzie do zaistnienia ciąży, wydatek trzeba ponowić. I państwo powinno w takich sytuacjach pomagać, a nie utrudniać osiągniecie celu, jakim jest urodzenie zdrowego dziecka.

Żakowi wtórują też inni lekarze. Wiesława Malinowska, dyrektor Europejskiego Centrum Macierzyństwa InviMed, wskazuje, że według badań co piąta para starająca się o dziecko ma problem z zajściem w ciążę. I często - prędzej czy później - trafia do kliniki leczącej niepłodność. Wśród decydujących się na in vitro, skuteczność wynosi ok. 45 proc. Wiele zależy tu od wieku kobiety - po 35. roku życia szanse na zajście w ciążę drastycznie spadają. A koszty leczenia zdecydowanie rosną.
- Koszt zależy od potrzebnej ilości leków, które stanowią około połowy ceny - mówi Wiesława Malinowska. - Kilka lat temu politycy mówili o możliwości refundacji in vitro. Zarówno my, jak i nasi pacjenci, z niecierpliwością czekaliśmy na to. Czekamy nadal.

Czekać nie chcą już jednak niektóre samorządy. Częstochowa - z inicjatywy lewicowego prezydenta Krzysztofa Matyjaszczyka - jako pierwsze miasto w Polsce zdecydowała się na stworzenie programu dofinansowania zabiegów in vitro. Miasto przeznaczyło na ten cel 110 tys. zł. Program ma objąć tylko małżeństwa, które przynajmniej od roku są zameldowane w Częstochowie. I dotyczy tylko kobiet między 20. a 37. rokiem życia. Zanim para dostanie dofinansowanie, lekarz z jednej z wybranych w konkursie klinik będzie musiał orzec, że w danym przypadku tylko in vitro może pomóc kobiecie zajść w ciążę. Wtedy małżeństwo otrzyma 3 tys. zł dopłaty do zapłodnienia. Za leki będzie musiało zapłacić samo. Częstochowski program musi jeszcze uzyskać opinię Agencji Oceny Technologii Medycznych i akceptację Rady Miasta. Nie wiadomo więc, czy zostanie zrealizowany w tym roku. A na to czekają inne samorządy.

- Wystąpiłem z pomysłem dofinansowania in vitro, spotkał się on z pozytywną opinią prezydenta miasta, ale w tym roku nie ma na to pieniędzy - mówi Łukasz Naczas, radny SLD z Gniezna. - Wrócimy do tego przykonstruowaniu kolejnego budżetu. Chylę czoła przed Częstochową i czekam na rezultaty. Jeśli tam program się sprawdzi, w samorządach może nastąpić rewolucja. Będziemy wtedy korzystali z tych rozwiązań.

O dofinansowaniu, pod koniec 2011 r., mówiło się także w Poznaniu. Ale pomysł też legł w gruzach z powodu braku pieniędzy w budżecie. - Samorządów na to nie stać, a finansowanie służby zdrowia leży w gestii państwa - mówi Katarzyna Kretkowska, radna SLD, inicjatorka pomysłu. - Liczę więc, że sejmowa większość zajmie się refundacją in vitro.

Na razie się jednak na to nie zanosi. Wbrew wcześniejszym, licznym zapowiedziom i poparciu ministra zdrowia, premier Donald Tusk twierdzi, że państwa nie stać na refundację sztucznego zapłodnienia.

Metoda in vitro to inaczej zapłodnienie pozaustrojowe.
Oznacza to, że do zapłodnienia komórki jajowej dochodzi poza organizmem matki - w warunkach laboratoryjnych. Stosuje się tu różne techniki. Najczęściej wykorzystuje się metodę ICSI, która polega na wprowadzeniu przy użyciu specjalnych igieł do komórki jajowej plemnika. Zanim pobierze się od kobiety komórkę, przyszła matka bierze leki stymulujące jajeczkowanie.

Z kolei przy technice IMSI przed procedurą zapłodnienia dokonuje się selekcji plemników. Pobraną komórkę jajową, a także męskie nasienie, pozostawia się do zapłodnienia na ok. 48 godzin. Po kilku dniach hodowania zarodka w laboratorium zostaje on umieszczony w macicy kobiety.

Najwyższa skuteczność metody in vitro zachodzi u kobiet do 35. roku życia. Później szanse na zapłodnienie maleją. Wzrasta natomiast zagrożenie urodzenia dziecka z wrodzonymi wadami genetycznymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski