Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienia o Stefanie Stuligroszu

Marek Zaradniak, Stefan Drajewski, Marcin Kostaszuk
Byłego rektora w Akademii Muzycznej upamiętnia od piątku specjalna tablica
Byłego rektora w Akademii Muzycznej upamiętnia od piątku specjalna tablica Waldemar Wylegalski
Profesor Stefan Stuligrosz współpracował z wieloma znakomitymi artystami. Miał też wokół siebie współpracowników, którzy byli z nim do końca.

Teresa Żylis-Gara
śpiewaczka

Z głębokim żalem przyjęłam wiadomość o zgonie Pana Profesora Stefana Stuligrosza. Jego odejście stanowi niepowetowaną stratę dla świata polskiej kultury, jak również dla wszystkich ludzi, którzy mieli szczęście spotkać na swojej drodze tego wyjątkowego Człowieka.

Swoje życie poświęcił muzyce. Właśnie w niej, w muzyce, którą sam komponował, odcisnął swoje piętno, pozostawiając w bogatej spuściźnie niezatarty ślad piękna i duchowości. Był człowiekiem kochającym piękno w różnych jego formach. Szukał też piękna w każdym człowieku.

Ze szczególnym zapałem pracował nad młodzieżą, a jego postać bez skazy była dla niej najlepszym przykładem do naśladowania. Profesor Stuligrosz uczył nie tylko muzyki. W umysły i serca młodych ludzi wpajał zasady o wielkich wartościach moralnych. Był dla nich najlepszym wychowawcą, ale także dobrym, mądrym i kochającym Ojcem.

Gdy powracam myślami do naszej współpracy przy nagraniach płytowych polskich kolęd, wówczas jawi mi się jasno postać Profesora, a wraz z Jego obecnością, spokój i ład. Jest miło, życzliwie, radośnie, a na ustach kochanego Profesora pokorny uśmiech.

Wiesław Ochman
śpiewak

To ogromna strata nie tylko dla polskiej muzyki, bo w hierarchii światowej Stefan Stuligrosz był mistrzem, jeżeli chodzi o prowadzenie chórów. Poza tym miał jedną wspaniałą cechę. Był wspaniałym muzykiem, a jednocześnie doskonałym opiekunem. To był człowiek wyjątkowo wrażliwy nie tylko na muzykę, ale i ludzkie postępowanie.

Spotkałem się z nim przy okazji nagrywania płyty z kolędami z Płocką Orkiestrą Symfoniczną i Teresą Żylis-Garą. Dyrygował Jacek Boniecki na zmianę z Profesorem. To były też jego instrumentacje. Śpiewały jego Poznańskie Słowiki, a praca przebiegała nam bardzo sprawnie. Był to bowiem artysta perfekcyjnie przygotowany do tego, co robi. Nie było żadnych wahań ani zastrzeżeń. To był idol, ikona i przykład artysty, który w doskonały sposób kreuje muzykę.

Bronisław Kledzik
dyrektor wydawnictwa Media Rodzina

To był wielki człowiek, a wielkiego człowieka poznaje się m.in po tym, jak wygląda jego współpraca z innymi. Zbiór "Piórkiem słowika" to wspomnienia wielkiego Wielkopolanina - pisanie o jego drodze i pracy, ale też o Poznaniu, o historii. O historii najnowszej niełatwo się pisze - Profesorowi Stuligroszowi udało się to w sposób znakomity.

Wydany dwa lata temu trzeci tom "Piórkiem Słowika", łączący dwa poprzednie z nowymi felietonami, Profesor ogromnie sobie cenił. Bywałem u niego, gdy ta książka powstawała. Nie miał kogoś, kto podpowiadał, jak pisać. Wszystko robił sam. Wiele razy zastawałem go przy komputerze, z którym radził sobie znakomicie. Wszystko, co łączy się z dzisiejszą techniką i nowoczesnością nie było dla niego problemem. Do końca życia był aktywny, a jego umysł był niezwykle sprawny.

Piotr Liszkowski
śpiewak

Smutno się zrobiło, ale mam wiele ciepłych myśli o Profesorze, Druhu, Stefanie... Mój ojciec poszedł przypadkowo do kościoła Wszystkich Świętych, gdzie usłyszał chór Stuligrosza. To był rok 1946. Od tego czasu śpiewałem w chórze, wyjeżdżałem na kolonie do Wlenia nad Bobrem, wsiąkłem w to środowisko. Potem przyszły wojaże zagraniczne, dzięki czemu zwiedziłem kawał świata.

Miał coś takiego, że z najsłabszego zespołu potrafił choć na jakiś czas, uczynić świetny… To był wielki znawca muzyki chóralnej, kościelnej...

Dzięki niemu zostałem śpiewakiem operowym. Początkowo rozpocząłem studia na Akademii Medycznej, ale nie czułem się tam najlepiej. Prosiłem Stefana Stuligrosza, żeby przekonał mojego ojca, abym mógł się poświęcić muzyce zawodowo. Ojciec natomiast chodził do niego i błagał, abym wytrwał przy medycynie. Ostatecznie, Druh stanął po mojej stronie, mówiąc: "przekonałem zacnego pana Leona, że lepiej, abym został złym śpiewakiem, niż miałbym być złym lekarzem.

A potem zaprzyjaźniliśmy się rodzinnie i tak zostało do końca.

Tomasz Kośmieja
prezes zarządu fundacji Poznańskie Słowiki

W czwartek byłem w szpitalu u Druha Stefana Stuligrosza do godziny 22.00. Trudno to nazwać rozmową, bo jego myśli trzeba było czytać z ruchu warg. Starałem się odczytać to, co chciał powiedzieć. W pewnym momencie z trudem powiedział:
- Pamiętaj, że ja was wszystkich bardzo kocham. Odpowiedziałem, że my go też kochamy.

Był w pełni świadomy. Powiedziałem mu wtedy, że mam jego ostatnią wolę, o której przygotowanie mnie prosił. Pokiwał głową, że podpisze.

Jestem prezesem Fundacji "Chór Stuligrosza - Poznańskie Słowiki" i w ostatnich latach Druh podpisywał mi tysiące dokumentów, ale tego podpisu nie zapomnę. Powiedziałem: - Druhu, jest już późno, przyjadę rano. Poprosił, abym włączył mu płytę z Mozartem, "Regina Coeli" i inne rzeczy. Włożyłem mu słuchawki do uszu i wyregulowałem głośność. Widziałem, że mu to sprawia przyjemność. Gdy w piątek przyjechałem do szpitala, córki Druha podarowały mi tę płytę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski