18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Sklepy, które przetrwały na przekór czasom [ZDJĘCIA]

Adriana Rozwadowska
Gdzie podziały się sklepy z prawdziwego zdarzenia? Takie, w których wita nas właściciel, a nie kasjer z przypadku? Firmy rodzinne, będące oczkiem w głowie kilku generacji, a nie kolejnym biznesem na licencji. Takie, w których właściciel dba o każdy szczegół, do każdego klienta podchodzi indywidualnie.

Po cichu odchodzą do lamusa, wypierane przez galerie handlowe. W ich miejscu powstają kolejne banki, salony telefonii komórkowej czy sieciowe sklepy spożywcze. Zostało ich już niewiele - sklepów starszych niż III RP. Wszystkie toczą właśnie ostatni bój o przetrwanie.

Z portretów na ścianie spoglądają przodkowie Eugeniusza Grebieniowa. W kącie solidna stara waga. Wytwórnię pościeli i kołder "Emkap" na Gołębiej założyli w 1926 roku dziadkowie żony pana Eugeniusza. Potem, w czasie okupacji, firmę przejął Niemiec. Po wojnie teść wznowił działalność. Od dziesięciu lat zakładu i sklepu dogląda pan Eugeniusz. Mimo, że to tylko mały sklep w bocznej uliczce Starego Rynku, "Emkap" dostaje zamówienia z całego świata.

- Klienci potrafią przywozić poduszki do przeróbki z Francji czy ze Stanów. Kiedyś szyliśmy kołdrę o wymiarach 3,5 na 3,5 metra do "superłóżka" w Australii. Innym razem wysyłaliśmy kołdrę do Stanów Zjednoczonych. Z niewiadomych powodów klientka uparła się, żeby wysłać ją w kopercie formatu A3 a nie paczce. Pracownice męczyły kołdrę tak długo, aż się zmieściła - opowiada pan Eugeniusz.

Mimo długiej tradycji firmie wiedzie się coraz gorzej.
- Dziś kupno kołdry byle jakiej, która kosztuje grosze w supermarkecie, to żaden problem. Młodzi ludzie nie przykładają wagi do tego jak śpią - mówi Eugeniusz Grebieniow. I dodaje: - Moi klienci to osoby starsze, oni wiedzą jeszcze co to jest puch.

- Kluczem do sukcesu jest dobra obsługa, nieoszukiwanie klienta, znajomość fachu - mówi Piotr Golcz, właściciel sklepu z lampami i starociami na ulicy Wielkiej. Również on odczuwa powstanie każdego kolejnego centrum handlowego.

- Sklep założyłem zaraz po upadku komuny. Wtedy był prawdziwy boom, kupowano co bardziej kolorowe. Teraz ratuje nas to, że sklep mocno zaistniał w świadomości starszych poznaniaków, którzy pocztą pantoflową nas sobie polecają. Moi klienci są niczym rodzina, wiem jak mają na imię ich dzieci i wnuki - śmieje się Piotr Golcz.

Gdyby lokal nie był własnością pana Piotra, w tym miejscu już dawno istniałby pewnie kolejny punkt gastronomiczny.

- Oprócz centrów handlowych mamy drugiego wroga, internet. Próbowałem sprzedaży internetowej, ale nic z tego nie wyszło, robiłem to bez przekonania. Wole prowadzić interes w swoim stylu do końca - mówi.

Bo pan Piotr najlepiej czuje się w klasyce, starociach.
- Moje dzieci to już "pokolenie IKEA". Ja tego nie czuję. Długo się broniłem przed chińszczyzną, niestety poległem. Ale i tak mam 70 proc. polskich produktów. Wyróżniają się trwałością. Chińskie są klejone, jeżeli coś się zepsuje, jest do wyrzucenia.

Poczerniała boazeria, farba odchodząca płatami ze ścian, przykurzona witryna. To już sklep "Techniczno-laboratoryjny" na Wronieckiej. Sama właścicielka, Maria Chęcińska, ma problem aby przypomnieć sobie, w którym roku sklep powstał:

- Gdzieś w połowie lat 70-tych - odpowiada po chwili namysłu. W latach 70-tych i 80-tych, kiedy w sklepach ciężko było dostać "coś ładnego na prezent" wielu poznaniaków kupowało w nim menzurki jako... ozdobne wazony. Teraz sklep dostarcza szkło do szkół.

Butik z odzieżą Ireny Karczewskiej przy ulicy 23 Lutego już dawno przegrał nierówną walkę z centrami handlowymi. Pani Irena do Poznania przyjechała z Grudziądza w 1976 roku. Wtedy otworzyła sklep.

- Dostawcy przywozili mi materiały z Berlina, więc miałam ciekawsze ubrania niż reszta. Był ruch. A teraz? Właściwie powinnam ten sklep zamknąć już dawno temu. Synowa mnie przekonała, żebym sprzedała swoją połowę domu, to będę miała z czego dokładać. Mam 80 lat, ten sklep to całe moje życie, dzięki niemu mam po co rano wstać. Tylko moja praca zmieniła charakter. Teraz polega na rozmawianiu z klientkami o dzieciach, wnukach. Nikt niczego nie kupuje.

Jednym z najstarszych sklepów w Poznaniu jest "Społem" na Galla Anonima. To prawdzie "sieciówka", ale z historią. Kierowniczka sklepu, Helena Szymańska, jest dobrej myśli. Wierzy, że ludzie przekonają się jeszcze do "Społem" i przestanie pokutować stare przekonanie, że są tam tylko puste półki. Wspomina dawne czasy: - W latach 70-tych w tym sklepie mogli kupować tylko funkcjonariusze UB. I mimo, że minęło od tamtej pory 30 lat, nadal słyszy się na Jeżycach "idziemy do UB" - śmieje się.

Jak właściciele widzą przyszłość? E. Grebieniow: - Ten rok jest dramatyczny. Poczekam do jesieni, wtedy zadecyduję, co dalej ze sklepem. Większym optymistą jest P. Golcz: - Czy przetrwamy? Gdybym w to nie wierzył, już by mnie tu nie było.
I. Karczewska: - Będę prowadzić ten sklep, dopóki będę miała z czego dokładać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski