Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań to miasto chórow. Jak do nich trafić?

Marek Zaradniak
Dla lekarza, prof. Krzysztofa Linke śpiewanie było sposobem na życie
Dla lekarza, prof. Krzysztofa Linke śpiewanie było sposobem na życie Paweł Miecznik
Co przyciąga dzieci do śpiewania w chórach? Na pewno ważna jest wizja koncertowania przed szeroką publicznością oraz podróże. Marek Zaradniak udowadnia, że chóry są także niezłą lekcją życia

Przez znawców Poznań uważany jest za miasto chórów. Działa ich tu ponad 50. Od tych najsłynniejszych jak Poznańskie Słowiki, Poznański Chór Chłopięcy czy Skowronki, poprzez chóry akademickie, po te działające przy kościelnych parafiach.

CZYTAJ TEŻ:
MAGAZYN RODZINNY W GŁOSIE WIELKOPOLSKIM
WYWIAD Z MUZYCZNYM OBJAWIENIEM ROKU

Jak zostać częścią jednego z nich? Sposoby bywają różne. Wszędzie kandydaci muszą być najpierw przesłuchani. Są chóry, które o poszukiwaniach kandydatów informują na łamach mediów, ale część robi to bez rozgłosu, szukając najlepszych adeptów własnymi kanałami.

Młodzi ludzie śpiewający dziś w Poznańskich Słowikach, Poznańskim Chórze Chłopięcym czy Skowronkach niekoniecznie w przyszłości będą zawodowymi śpiewakami, ale to nic. Poprzez chór uczą się dążyć do celu i wspólnie rozwiązywać problemy. Nie tylko muzyczne, ale i międzyludzkie.

W Poznaniu działa ponad 50 chórów

- Chórzyści uczą się radzić sobie ze stresem i... z sukcesem bo i to czasami stwarza pewne problemy. To, że są dzisiaj w chórze i gromadzą się wokół jakiegoś celu, sprawia, że ich życie zawodowe będzie w przyszłości dużo łatwiejsze. Ci kreatywniejsi potrafią bardziej wizjonersko patrzeć na świat - mówi szef Poznańskiego Chóru Chłopięcego Jacek Sykulski.
Motywacje do śpiewania w chórze są różne. Sykulski już wcześniej wiedział o istnieniu Poznańskiej Szkoły Chóralnej. Ot tak, powiedział, że bardzo chce do niej chodzić, a matka od razu zaprowadziła go na egzamin.

- Dziś trzeba te dzieci podpalać w inny sposób. Muszą poczuć, że to, co robią w chórze, jest ważne i niepowtarzalne. Poprzez muzykę często widzę, jak oni się wewnętrznie zmieniają. Muzyka staje się ich życiową pasją. Przesłuchania zarówno głosów chłopięcych, jak i męskich odbywają się przed każdą większą imprezą czy wyjazdem. Muszę dokładnie wiedzieć, kto jest w jakiej formie - mówi Jacek Sykulski.

Z chórów wywodzą się też członkowie popularnego zespołu Audiofeels. Marek Lewandowski wspomina, że przed laty trafił do Poznańskich Słowików, bo wysłali go tam rodzice. Zresztą jego tato też śpiewał i uznał, że to dobry kierunek rozwoju także dla syna.

- Poza szkołą i standardowymi zajęciami był to zdecydowany sposób na przetrwanie młodości. Tej szkolnej i tej studenckiej, bo przecież potem był Chór Akademicki UAM. Dziś po prostu żyjemy ze śpiewania, chociaż każdy z nas ma jeszcze inny zawód. Ja ukończyłem reżyserię dźwięku na UAM - opowiada Marek Lewandowski.

Podobnie wyglądała chóralna droga jego kolegi z zespołu Marcina Illukiewicza. Tu też wiodącym czynnikiem stał się głos. Głos ojca...

- Trafiłem do Poznańskich Słowików, bo mój tato śpiewał w tym chórze. Do dziś powtarza, że wszystko, co spotkało go w życiu najlepsze, zawdzięcza właśnie chórom. To dzięki nim poznał mamę. Ja poszedłem na przesłuchanie jako sześciolatek. Nie miałem pojęcia, jak to będzie wyglądać i z czym to się wiąże, a czas pokazał, że to rzeczywiście był świetny sposób na młodość i na wychowanie. Bo poza wartością edukacyjną związaną z rozwojem muzycznym to także szkoła życia i wychowania na dobrego człowieka, a profesor Stefan Stuligrosz przykłada ogromną wagę do tego, aby się dobrze zachowywać, schludnie wyglądać, mieć szacunek dla starszych i tradycji. To potem naprawdę procentuje - mówi Marcin Illukiewicz.

Wśród tych, dla których chór był kiedyś sposobem na życie jest profesor Krzysztof Linke, niegdyś członek Poznańskich Słowików, a dziś lekarz, ceniony specjalista od spraw gastroenterologicznych.

Straciłem ojca, więc chór był dla mnie jak rodzina - mówi prof. Linke

- Zacząłem śpiewać w drugiej klasie szkoły podstawowej. Trwało to aż do mutacji. Nie pamiętam, skąd dowiedziałem się o naborze do chóru, za to dobrze pamiętam egzamin u Stefana Stuligrosza. Najpierw kazał coś zaśpiewać, potem zagrał coś na fortepianie i kazał mi powtórzyć. Zauważyłem, że jeśli ktoś miał jakieś predyspozycje, Stuligrosz wyciągał ołówek, wystukiwał rytm, a każdy z nas musiał też to wystukać. Chór wypełniał czas, uczył nas zasad etyki koleżeńskiej i umiejętności życia w grupie. Dla mnie istotne było też i to, że stał się drugą rodziną. Wcześnie straciłem ojca, a mama dużo pracowała - mówi profesor Linke.

Jak widać, działanie w chórze niesie ze sobą same zalety. Ci bardziej nieśmiali nauczą się, jak działać w grupie z rówieśnikami. Marzyciele mogą kreatywnie rozwijać wyobraźnię, co w przyszłości zaprocentuje - prawdopodobnie w najbardziej nieoczekiwanych chwilach. A przy tym młodzi chórzyści wyrosną na kulturalnych ludzi z tzw. kindersztubą. I nawet, jeśli losy skierują ich na inne zawodowe tory, zostanie im coś jeszcze - będą umieli pięknie śpiewać. Tego nie zabierze im już nikt.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski