Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

O saperze-amatorze, który rozminował Poznań

Krzysztof M. Kaźmierczak
Edmund Kolasiński był saperem-amatorem
Edmund Kolasiński był saperem-amatorem archiwum IPN oddział w Poznaniu
Podczas walk w lutym 1945 roku opatrywał rannych. Po oswobodzeniu Poznania rozbrajał miny i niewybuchy, które paraliżowały miasto. O saperze-amatorze Edmundzie Kolasińskim pisze Krzysztof M. Kaźmierczak

Mówi się, że saper myli się tylko raz. On nie pomylił się nigdy. Mimo iż osobiście rozbroił tysiące śmiertelnie niebezpiecznych ładunków. I mimo tego, iż nie był profesjonalnie przygotowany do rozminowywania. Z pewnością miał nie tylko odwagę, ale także talent do radzenia sobie z pułapkami śmierci, jak o minach pisała ówczesna prasa.

Dziś już niewielu pamięta o Edmundzie Kolasińskim, ale w powojennym Poznaniu traktowano go jak bohatera. Do nieznanych wcześniej dokumentów na temat poznańskiego sapera-amatora i rozminowywania stolicy Wielkopolski dotarł poznański historyk, dr Łukasz Jastrząb.

Zbrojmistrz z talentem saperskim

Zakończenie działań wojennych nie oznaczało końca życia w zagrożeniu. Nadal ginęli ludzie. Ogromnym problemem mieszkańców terenów oswobodzonych spod okupacji była niezliczona ilość min, niewypałów i porzuconej amunicji. Śmiertelnie groźne, często przemyślnie ukryte lub zagrzebane w ruinach paraliżowały życie miast i wsi. Zanim wojsko zajęło się sukcesywnym rozminowywaniem sprawy brali we własne ręce domorośli saperzy. Jednym z nich był właśnie Kolasiński.

W chwili oswobodzenia Poznania miał 30 lat. Był poznaniakiem z urodzenia. Nie miał innego wykształcenia poza szkołą podstawową i wojskową szkołą podoficerską piechoty. Jeszcze przed służbą w wojsku był zbrojmistrzem (zajmował się naprawą broni), a potem magazynierem w sklepie firmowym Wedla. Jako kapral rezerwista Kolasiński wziął udział w kampanii wrześniowej i dostał się do niewoli pod Kutnem. Podczas okupacji skierowano go do zakładów Heereseugamt pracujących dla armii III Rzeszy. Był tam rusznikarzem, ale w 1944 roku z powodu podejrzeń o dokonywanie sabotaży uciekł z Poznania i ukrywał się u krewnych.

Wrócił w styczniu 1945 roku w czasie walk o miasto. Zajmował się pomocą rannym, potem zgłosił się na łącznika-przewodnika do jednostki Armii Czerwonej. Naprawiał także poniemiecką broń, w którą wyposażano poznaniaków zgłaszających się na ochotnika do walk o Cytadelę.

W pierwszych dniach po oswobodzeniu miasta zgłosił się do pracy w Milicji Obywatelskiej. Zaledwie kilka dni później komendant wojewódzki wezwał go do siebie i zaproponował zajęcie się rozminowywaniem miasta. Miał kilka dni do namysłu, ale zgodził się od razu. Dopiero po podjęciu decyzji zaczął sprawdzać swoje saperskie zdolności:przeprowadził kilka próbnych rozbrojeń min.

"Poznań był zaminowany. Nie było dnia by nie eksplodował jakiś pocisk lub mina (...) Zaminowane były wszystkie większe fabryki, zakłady pracy i instytucje (...) Codziennie zdarzały się wypadki i ciężkie okaleczenia na skutek wybuchów niewypałów. Trzeba było temu zapobiec" - tak Kolasiński tłumaczył swoją decyzję w krótkim wspomnieniu opublikowanym w 1984 roku w "Kronice Miasta Poznania".

W kolejce do rozminowania

"Na ulicach miasta widać stosy amunicji, jeszcze tkwią w ziemi niewypały, jeszcze w rynsztokach i bramach domów leżą panzerfausty. Skóra cierpnie, jak pod kołami samochodów i wozów walają się niewypały czy porzucone pociski. Wczoraj w godzinach popołudniowych przy ul. Czajczej na Wildzie zaszedł tragiczny wypadek. Dzieci znalazły w piasku pocisk i rozpoczęły się nim bawić. Nastąpił wybuch i czworo dzieci zostało w strzępy rozerwane" - alarmował 18 marca 1945 roku "Głos Wielkopolski".

Z taką codziennością zmierzył się Kolasiński. Przez kilka miesięcy rozminowywał miasto sam, korzystając jedynie z pomocy kilku niemieckich jeńców. Co ciekawe, wybrał ich spośród ochotników uprzedzając o grożącym niebezpieczeństwie. Zrobił tak, mimo iż wówczas powszechnie nawoływano do wykorzystywania pojmanych żołnierzy hitlerowskich do prac saperskich w ramach wojennego rewanżu (Niemcy zmuszali Polaków do rozbrajania alianckich niewypałów).

Kolasiński wspominał, że najwięcej niewypałów było na Chwaliszewie oraz w zaminowanych zakładach "Cegielskiego". Praca obfitowała w dramatyczne przeżycia.

"Pracowałem przy odminowywaniu kościoła Św. Rocha, a obok pewien mężczyzna naprawiał parkan... rurami pancerfaustów. Zamarłem z przerażenia. Dobiegłem do niego i odciągnąłem na bezpieczną odległość. Wytłumaczyłem, że w tych rurach jest materiał wybuchowy" - wspominał Kolasiński.

Prowadziłem odminowywanie samotnie przez kilka miesięcy, tylko z pomocą niezbyt wydajnych jeńców niemieckich

Podczas rozminowywania poznaniak napotykał na świeże ślady zbrodni hitlerowskich W "Domu Żołnierza", który był siedzibą gestapo odkrył "masę dokumentów i dowodów rzeczowych o torturowaniuprzez gestapowców", a w więzieniu przy ul. Młyńskiej znalazł "wiele zwłok więźniów pomordowanych przez gestapowskich oprawców".

Wspomnienia sapera-amatora tylko w niewielkim stopniu oddają ogrom pracy jaką wykonał przy rozminowywaniu miasta. Pokazuje ją dopiero nieznany dotąd zbiór raportów kaprala przechowywany w Archiwum Państwowym w Poznaniu w kolekcji poznańskiego historyka i regionalisty, doc. dr. Mariana Olszewskiego. Składa się on z tabel i notatek przedstawiających wyniki pracy sapera-amatora oraz licznych pism z prośbami o usunięcie min i niewybuchów wysyłanych przez przedsiębiorstwa, instytucje i osoby prywatne. Dotyczyły one co najmniej 430 miejsc na terenie miasta.

Dr Jastrząb przeanalizował wszystkie raporty i zrobił z nich zbiorcze zestawienie. Wynika z niego, że kapral Kolasiński unieszkodliwił m.in. 12633 pociski artyleryjskie (oraz3 skrzynie takiej amunicji), 1649 pocisków moździerzowych (oraz 10 skrzyń), 78 min, 2280 granatów (oraz 6 skrzyń), 2202 pancerfaustów (oraz 6 skrzyń), 3024 sztuk amunicji przeciwpancernej (oraz 13 skrzyń) i 33 bomby lotnicze. Ponadto zebrał kilkadziesiąt tysięcy sztuk różnej amunicji i bardzo duże ilości innych materiałów niebezpiecznych, które nie zostały dokładnie policzone przez sapera tylko określone w raportach jako np. 4 wozy pocisków, 2 wozy pancerfaustów czy 7 wozów materiału wojennego - prochu, zapalników czy rakiet "katiusza".

- Osiągnięcia Edmunda Kolasińskiego w rozminowywaniu Poznania były wręcz fenomenalne. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że nie był on saperem. Bez wątpienia dzięki jego pracy miasto mogło szybciej wracać do życia - ocenia dr Łukasz Jastrząb.

Nie chciał być milicjantem

Z teczki personalnej kaprala znajdującej się w Instytucie Pamięci Narodowej wynika, że od maja 1945 roku był on delegowany z MO do prac przy rozminowywaniu prowadzonych przez Dowództwo Okręgu Wojskowego II w Poznaniu. Po roku przydzielono go do wydziału śledczego MO. Chociaż miał pozytywne opinię przełożonych i duże szansę na zrobienie kariery to zdecydował się zwolnić z milicji. Odszedł w grudniu 1946 roku. Dwa miesiące wcześniej odznaczono go Srebrnym Krzyżem Zasługi za rozminowywanie Poznania.

Za swoje saperskie dokonania Kolasiński otrzymał także Odznakę Honorową Miasta Poznania. Nie wiadomo co robił po odejściu z milicji. Prawdopodobnie wkrótce wyjechał z Poznania. Zmarł w Krakowie w 2003 roku.

Chcesz skontaktować się z autorem artykułu? [email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski