Nigdy nie byłem fanem Amy Winehouse. Jej hit "Rehab", okupując szczyty list przebojów, działał na mnie jak płachta na byka i straszył jako dzwonek w komórce co drugiego znajomego. Nie ma jednak takiej siły, która powstrzymałaby uczucie totalnej bezsilności, jakie ogarnia widza po obejrzeniu dokumentu o zmarłej w 2011 r. brytyjskiej piosenkarce.
Tuż po pogrzebie wokalistki, w bliskich jej kręgach zapadła zmowa milczenia. Jednak kolejnymi wywiadami, twórcom filmu udawało się ją stopniowo przełamywać. Każda przepytana osoba otwierała następne drzwi. Najlepszym miernikiem determinacji autorów "Amy" niech będzie to, że przekonanie niektórych rozmówców zajęło im półtora roku. I - co najważniejsze - ten czas nie został zmarnowany.
W efekcie otrzymujemy film powstały na bazie starannie zebranego, różnorodnego materiału, dzięki któremu minuta po minucie wchodzimy w trudny świat jednej z najbardziej zjawiskowych wokalistek ostatnich dziesięcioleci. Są tu zarówno ujęcia pochodzące z domowych archiwów, amatorskie nagrania z pierwszych koncertów w Londynie, Brighton i Birmingham, a przede wszystkim - rozmowy zarówno z jej najbliższym otoczeniem, jak i przedstawicielami zawodowego środowiska. Krótko mówiąc: mozaika wspomnień, składająca się jednak w spójną całość.
Szala narracji zdaje się lekko przechylać na stronę tych, którzy znali Amy od dziecka. To oni dopingowali ją od samego początku. I także oni najboleśniej odczuli przełom komercyjny w jej karierze. Można powiedzieć, że wtedy stracili ją po raz pierwszy. Kluczową rolę w tej opowieści odgrywa pierwszy menedżer Winehouse, Nick Shymansky.
Z filmu wyłaniają się dwa zasadnicze szwarccharaktery. Pierwszy z nich to były mąż piosenkarki, Blake Fielder-Civil, który żerował na ślepej miłości i popularności Amy. Kiedy pierwszy raz idą w narkotyczne tango po klubach londyńskiego Camden, dla Amy oznacza to również tango ze śmiercią, początek pogrążającego ją danse macabre. Wkrótce później dziewczyna z przedawkowaniem ląduje w szpitalu. Postacią równie odpychającą zdaje się być ojciec piosenkarki, bez opamiętania wpychający córkę w tryby show-biznesu.
Sama zaś Amy jawi się jako osoba zbyt słaba, by udźwignąć ciężar własnego sukcesu i oprzeć się towarzyszącym mu pokusom. Zupełnie jakby do końca nie chciała przyjąć do wiadomości tego, jaką cenę płaci się za śpiewanie na największych scenach świata. I odnieść można wrażenie, że to na tym - oraz źle ulokowanych uczuciach - polegał jej największy dramat. Wszystko inne uznać można za akt beznadziejnej ucieczki, której finał był niestety do przewidzenia. Jazzman Tony Bennett, jeden z największych wokalnych autorytetów Winehouse, wyznaje w filmie, że gdyby ów finał znał, powiedziałby jej: zwolnij, jesteś zbyt ważna. Zabrakło wyobraźni, odwagi? Trudno o jednoznaczną odpowiedź, ale cholernie szkoda, że się nie udało.
Amy
Wielka Brytania 2015
reż. Asif Kapadia
premiera: 7 sierpnia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?