Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łódź to nie jest miasto dla ratowników

Matylda Witkowska
W tym roku udało się w końcu zapewnić ratowników na wszystkie kąpieliska. Ale co będzie dalej?
W tym roku udało się w końcu zapewnić ratowników na wszystkie kąpieliska. Ale co będzie dalej? Krzysztof Szymczak
Ogromne śpieniądze wydane na remonty kąpielisk poprawiły warunki odpoczynku. Ale nie sprawią, że Łódź stanie się atrakcyjna dla ratowników. A bez nich kąpieli nie będzie.

Początek wakacji przyniósł dramatyczną sytuację na łódzkich kąpieliskach: mimo upałów miejsca wykorzystywane do kąpieli były nieczynne. Dopiero po dwóch tygodniach MOSiR-owi udało się zebrać pełną obsadę. To i tak sukces, bo są miasta, w których ta sztuka się nie udała. A o ratowników, oprócz dużych miast, walczą w sezonie nadmorskie i mazurskie kurorty.

Sytuacja na łódzkich kąpieliskach stała się dramatyczna po tym, jak łódzki WOPR wygrał przetarg na świadczenie usług ratowniczych na kąpieliskach i przystaniach wodnych, ale odmówił podpisania umowy. Wtedy okazało się, że znalezienie ratowników nie jest proste. Codziennie, przez siedem dni w tygodniu, musi być na nich co najmniej 14 osób. MOSiR-owi po dwóch tygodniach poszukiwań w całej Polsce udało się zebrać 50 osób, które obsadzą stanowiska do końca lata. Nie było to proste, bo nie każdy bezrobotny może stanąć w ratowniczej wieży.

Zrobienie uprawnień ratowniczych wymaga sporych inwestycji czasu i pieniędzy. Kandydat musi mieć skończone 18 lat oraz trzy kursy: ratownictwa, kwalifikowanej pierwszej pomocy, oraz umiejętności dodatkowych. Sam kurs ratownictwa to 63 godziny nauki i od 750 do 1300 zł kosztów. Kurs pierwszej pomocy to kolejne 66 godzin kursu i około 700 zł kosztów. Jakby tego było mało, ratownik musi mieć też kwalifikacje dodatkowe, np. patent żeglarza jachtowego. To kolejne 600 zł za kurs i 250 zł za egzamin, ale można go zrobić nawet w tydzień. Niektóre instytucje, np. WOPR w Zduńskiej Woli oferują szkolenie pakietowe: za 2,3 tys. zł zrobimy kurs ratownictwa, kwalifikowanej pierwszej pomocy i sternika motorowodnego i opłacimy egzaminy. Noclegi, dojazd i wyżywienie we własnym zakresie.

Wyposażony w zestaw uprawnień ratownik staje się wybredny. Łódzki MOSiR oferuje mu 14 zł za godzinę pracy brutto i umowę o dzieło. To jak na pracę sezonową przyzwoite wynagrodzenie, ale trzeba pamiętać, że zainwestowane w kurs pieniądze zaczną się zwracać dopiero w połowie sezonu. A ratownik w sezonie w ofertach pracy może przebierać jak w ulęgałkach. I często wybiera bardziej atrakcyjne miejsca.

Wbrew pozorom wynagrodzenia oferowane na Helu, w Ustce czy w innych turystycznych miejscowościach nie są dużo wyższe. Na Helu ratownik zarobi 1,8 tys. zł na miesiąc, ma jednak zagwarantowany nocleg w turystycznej miejscowości i jeden posiłek dziennie. Na obozie harcerskim nad Pilicą nocleg jest wprawdzie w namiocie, ale organizator sugeruje, że "można wziąć osobę towarzyszącą". Słowem - niby się pracuje, ale właściwie ma się wakacje. A to dla ratowników, którymi często są dorabiający sobie latem studenci, ma znaczenie.

CZYTAJ WIĘCEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE

Osoby związane z branżą są niemal zgodne - to atrakcyjność miejscowości ma decydujące znaczenie przy podejmowaniu pracy przez ratowników. Spędzenie lata w Łodzi, nawet na wyremontowanym niedawno kąpielisku na Stawach Jana, to średnia frajda. Tym bardziej, że w tym czasie można być nad morzem, na Mazurach albo nawet na Costa del Sol, gdzie zarobi się kilka razy więcej.
Praca w modnych miejscowościach ma też inny aspekt, na który zwracają uwagę ratownicy - towarzystwo kąpiące się jest tam zwykle nieco inne. Mniej jest sfrustrowanych młodzieńców, których nie stać na wyjazd z miasta, więcej za to rodzin z małymi dziećmi, które awantur nie robią i nie nadużywają alkoholu.

Tymczasem w Łodzi na odkrytych basenach miejskich ( Promienistych i Wodnym Raju) od ubiegłego roku porządku non stop pilnują strażnicy miejscy. Są tam nie bez powodu: w tym roku, tuż zanim się pojawili mundurowi, grupa chuliganów zdążyła wrzucić do wody jednego z ratowników na Wodnym Raju.

Na atrakcyjność Łodzi MOSiR niewiele może poradzić. Ogromne środki zainwestowane w ekohydrologiczną rekultywację Arturówka (ponad 1 mln euro w ciagu trzech lat) oraz w odmulanie i remont otoczenia Stawów Jana (2 mln zł w ciągu dwóch lat, w planach jeszcze ekohydrolo-giczna rekultywacja zbiornika) poprawiły warunki do odpoczynku. Ale Łodzi w nadmorski kurort nie zmienią.
Podobne problemy mają też inne miasta o, mówiąc oględnie, małej atrakcyjności turystycznej. Katowicki MOSiR problemy ze skompletowaniem ratowników ma już od kilku lat. Baseny są obsadzone, jednak naturalne kąpieliska z powodu braku rąk do pracy często są zamknięte. Katowicki MOSiR oferuje nawet kandydatom możliwość sfinansowania kursu ratowniczego pod warunkiem odpracowania na kąpielisku dwóch miesięcy.

Na razie nie przynosi to oczekiwanych rezultatów i obsadzenia kąpielisk. Na dodatek brak ratowników tym roku doprowadził w Katowicach do tragedii - na nieobsadzonym stawie Morawa utonął 43-letni mężczyzna. Bo mieszkańcy, przyzwyczajeni od lat do kąpielisk, z braku ratowników niewiele sobie robią.

Łódzki MOSiR zapowiada, że tegoroczna sytuacja była wyjątkowa i w przyszłym roku już się nie powtórzy. Nie zdradza jednak jak chce jej uniknąć.

Najprawdopodobniej w przyszłym roku zrezygnuje z przetargu na świadczenie usług ratowniczych dla całego MOSiR-u i zastąpi go zatrudnianiem pracowników bezpośrednio.Zajmie się też poszukiwaniem pracowników wcześniej.

Oby się udało. W tym roku w Łodzi z powodu braku ratowników nikt nie ucierpiał. Ale kiedyś może się to skończyć - tak jak w Katowicach - tragedią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dzienniklodzki.pl Dziennik Łódzki