Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Nergal i... Kogo jeszcze nie chcieli w telewizji

Ryszarda Wojciechowska
Nergal, czyli Adam Darski występuje obecnie w programie Voice of Poland.
Nergal, czyli Adam Darski występuje obecnie w programie Voice of Poland.
Nergal nie jest pierwszy. Zanim zawrzało z powodu satanizmu, temperatura protestów przeciwko telewizyjnym bohaterom podnosiła się głównie z powodu seksu i homoseksualizmu.

To prawda, że takiej awantury jak o występ Adama Darskiego, czyli Nergala, w programie "The Voice of Poland" w historii polskiej telewizji nie było. W zwartym szyku przeciwko liderowi grupy Behemoth stanęli dostojnicy kościelni, politycy i wielu telewidzów. Do wojujących przyłączył się też Wojciech Cejrowski, mówiąc, że Nergal to praktykujący satanista.

Czytaj także:
Mężczyzna piękny jak kobieta
Muzyka w TV jak łeb od świni

Zabawne, bo Cejrowski już pewnie nie pamięta, że sam był obiektem licznych protestów. Jego program "WC kwadrans" w połowie lat 90. bardzo mocno podnosił temperaturę emocji i dzielił telewizyjną widownię. Przeciwnicy Naczelnego Kowboja RP - jak się sam mienił - słali listy i skargi, w których się domagali usunięcia go z telewizji, zarzucając mu faszyzowanie, obrazoburstwo i jeszcze parę innych grzechów. Kowboj nazywał siebie katolem, z dumą podkreślał, że jest homofobem. W swoim programie zachowywał się - delikatnie mówiąc - niekonwencjonalnie.

Domagał się izolowania chorych na AIDS. Z Markiem Kotańskim (społecznikiem, założycielem Monaru i Markotu) witał się w rękawiczce, a potem rozmawiał z nim przez szybę. Ubolewał, że w Polsce nie ma kary śmierci, tak jak w krajach arabskich, "gdzie się nie patyczkują". W jednym ze swoich programów zaproszonej pani dyrektor szkoły kazał zakładać prezerwatywę na banana. Kobieta omal nie zemdlała. Przez dwa lata trwania programu (1994-1996) narobił sobie tylu wrogów, że na spotkania promocyjne swoich książek przychodził w sztormiaku , bo w jego stronę leciały też czasami jajka.

Protesty zaczęły nabierać rumieńców na początku 2001 roku, wraz z pojawieniem się programów typu reality show. Burzono się przeciw polskim edycjom Big Brothera. Oprotestowywano słynną kąpiel Frytki i Kena, ale już prawdziwe trzęsienie ziemi zrobiło się wokół programu "Amazonki", którego emisję zapowiedziała TV4. W liście otwartym do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji podpisali się m.in. Jerzy Kawalerowicz, Jan Jakub Kolski, Krzysztof Krauze, Andrzej Wajda i Krzysztof Zanussi. Bijący na alarm pisali: "Sześć kobiet i sześciu mężczyzn, jak zapewniają producenci, będzie uwodzić się, flirtować, podrywać, zmieniać dowolnie partnerów, seks też niewykluczony. Jeżeli przed paroma miesiącami ktoś miał wątpliwości, czym jest reality show i w co się rozwinie, dziś już nie może mieć złudzeń. Programy są coraz drastyczniejsze. Wystawiają na sprzedaż coraz intymniejsze sfery życia. Wulgaryzują to, co powinno być najpilniej strzeżone. Tworzą patologiczne wzorce zachowań. Koszty takiej manipulacji odczujemy za kilka lat, kiedy ta widownia dorośnie. Apelujemy więc do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, aby uczyniła wszystko, co w jej mocy, w celu wstrzymania emisji".
Reżyserzy zaapelowali też do Sejmu i Senatu. "Amazonki" zostały jednak wyemitowane i przez miesiąc podnosiły słupki oglądalności tej niewielkiej stacji telewizyjnej.

Ofiarą protestu padł też Tinky Winky. Sympatyczny teletubiś z bajki dla dzieci podpadł rzecznikowi praw dziecka Ewie Sowińskiej (LPR). Znalazł się na cenzurowanym, gdy pani rzecznik zwróciła uwagę, że Tinky Winky, chociaż chłopiec, nosi na ręku torebkę. Na tej podstawie wyciągnęła wniosek, że teletubiś to zakamuflowany gej. Rozpętała się wrzawa wokół bajki. Podobnie myślących jak ona znalazło się więcej. Sowińska zapowiedziała, że psychologowie przyjrzą się Tinky Winky i temu, czy ma jakiś problem. Równolegle ruszyła lawina protestów przeciw niedorzecznościom rzecznika. Jedni domagali się jej dymisji. Inni tę sprawę obśmiewali. Tinky Winky utrzymał się w TVP.

Rok 2008 był bogaty w protesty słane do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dwa były szczególnie głośne. Pierwszy, po transmisji w TVP2 z uroczystości wręczenia nagród "Róże Gali". Nagrodę w kategorii "Piękne pary" dostali wówczas Tomasz Raczek i Marcin Szczygielski. To poruszyło pewną grupę telewidzów. Pisali, że telewizja publiczna nie powinna być miejscem, w którym się promuje związki homoseksualne. TVP tłumaczyła się potem gęsto, że nie miała wpływu na ostateczny kształt gali ze względu na jej charakter (głosowanie czytelników). Nadawca, wyraźnie skruszony, poinformował również KRRiT, że wobec zaistniałych okoliczności program TVP2 zrezygnował ze współpracy z organizatorami kolejnej edycji "Róże Gali".

W tym samym roku rada rozpatrywała skargi dotyczące programu "Gwiazdy tańczą na lodzie". Telewidzom skarżącym nie podobała się agresja w zachowaniu Doroty Rabczewskiej Dody i Justyny Steczkowskiej. Obie brały w nim udział, jedna była jurorką, druga łyżwiarką. Bulwersowały też niektóre komentarze Dody (najgłośniejszy, skierowany do Przemysława Salety: hej, Saleta, ciągnij fleta). Przewodniczący KRRiT potraktował skargi poważnie i zwrócił władzom TVP uwagę na niewłaściwy dobór uczestników.

Również programy w telewizjach komercyjnych były stawiane pod pręgierzem. W tym przypadku nawet nakładano wysokie kary finansowe.

W październiku 2010 roku falę oburzenia wywołał jeden z odcinków "Rozmów w toku" Ewy Drzyzgi. Gospodyni programu rozmawiała z młodymi kobietami o ich życiu intymnym. Uczestniczki zwierzały się z tego, z kim i jak uprawiały seks. Jedna z nich stwierdziła, że seks jest dla niej potrzebą fizjologiczną, taką samą jak jedzenie, oddychanie czy picie. Dlatego jak jest w potrzebie, to sięga po mężczyznę, który akurat jest pod ręką. Program był nadawany w godzinach popołudniowych.
Reakcja Krajowej Rady była tak mocna, że skończyła się karą finansową dla TVN - 300 tys. zł. Uzasadnienie brzmiało, że prezentowane w tej audycji relacje stanowiły obraz współżycia seksualnego sprzeczny z moralnością i dobrem społecznym. Wcześniej widzowie też już słali skargi na ten program, zwłaszcza na odcinki, w których gośćmi Ewy Drzyzgi byli skazani za zgwałcenie i molestowanie dzieci pedofile.

Jednak to wszystko nic wobec awantury, jaka się rozpętała po programie Kuby Wojewódzkiego, w którym gospodarz razem z gośćmi - rysownikiem Markiem Raczkowskim i aktorem Krzysztofem Stelmaszykiem, urządzili happening, polegający na wtykaniu miniaturek polskich flag w atrapy psich kup. Jak tłumaczył Wojewódzki, miało to uświadomić problem zanieczyszczenia polskich ulic. Lawina skarg ruszyła do KRRiT. Pisano, że to niepatriotyczne, że kalane są polska godność, racja stanu i tym podobne. Ówczesny szef rady Witold Kołodziejski uznał, że w ten sposób propagowano działania sprzeczne z prawem i moralnością. I nałożył na stację prawie 500 tys. zł kary.

W 2009 roku Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił decyzję KRRiT, stwierdzając, że nie doszło do znieważenia symbolu narodowego. Sędzia podkreślał, że program miał w końcu charakter satyryczny. Ale Sąd Apelacyjny zmienił wyrok, nakazując jednak TVN zapłatę.

Bywają też protesty na mniejszą skalę, ale jakże ważne dla samych protestujących, np. grupa widzów Polsatu protestowała przeciwko wypowiedziom jurorów w programie "Tylko muzyka. Must be the music". Elżbieta Zapendowska i Adam Sztaba zadrwili sobie z wykonania przez 17-latka piosenki Andrzeja Rosiewicza "Pytasz mnie". Młody człowiek zaśpiewał ją w sposób niezwykle podniosły, patetyczny. Zapendowska poradziła mu "Nie śpiewaj takich piosenek, bogoojczyźniane patriotyzmy to coś okropnego". Sztaba natomiast mówił: - Może czas na nowy program - zabij mnie muzyką. Sam 17-latek nie czuł się urażony, w przeciwieństwie do telewidza, który skrzyknął internautów popierających postulat, żeby telewizja Polsat przeprosiła za zachowanie jurorów. Zebrał 3 tys. podpisów.

I najświeższa sprawa - protest w sprawie programu "Psy - zmiana pana" (TV4). Na Facebooku zebrała się grupa, która mówi temu programowi: nie, domagając się zakazu emisji. O co chodzi? "Psy - zmiana pana" to reality show polegający na tym, że celebryci wymieniają się psami. A Dorota Sumińska, naczelny weterynarz kraju, ocenia, która z gwiazd najlepiej się sprawdzi w roli pana. Przeciwnicy programu dowodzą, że to dla zwierząt wstrząs, po którym trzeba będzie ponownie budować ich zaufanie. Telewizja się nie przejmuje i program emituje. Bo grunt to hałas wokół programu. Reszta jest milczeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski