Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studenckie sposoby na egzamin

Katarzyna Sklepik, Małgorzata Węgiel
Pilna nauka tylko częściowo gwarantuje sukces podczas egzaminu.
Pilna nauka tylko częściowo gwarantuje sukces podczas egzaminu.
Dziewczyny w białych bluzkach wertują notatki. Ich koledzy nerwowo spacerują po korytarzu. Zaczęła się SESJA, czyli jak mówią studenci System Eliminacji Studentów Jest Aktywny. Jakie ,,sposoby" na egzamin mają studenci?

Pytania o "Przyczynek do morfologii wymoczka włoskowatego", czyli zagadkowo brzmiący tytuł pracy doktorskiej Romana Dmowskiego, markę cygar, jakie palił Winston Churchill, jak na drugie imię miał Seneka oraz o to, czemu zatopione statki pozostają na dnie morza w stanie prawie nienaruszonym - to kilka z wielu nietypowych zagadnień, z którymi - jak głosi uczelniana wieść gminna - studenci muszą się mierzyć w trakcie trwającej sesji egzaminacyjnej. Do tego dochodzą historie o niekończących się terminach poprawkowych, odpowiednim stroju na egzamin, o wykładowcach rzucających indeksem...

- Tak naprawdę to liczy się szczęście i wiedza - mówią zgodnie studenci - i to właśnie w tej kolejności...

***
Przed sesją dwóch studentów idzie ulicą Święty Marcin. Zauważają na ziemi lekko wymiętą kartkę. Jeden ją podnosi i ogląda.
- Co to?
- Nie wiem, ale kserujemy!

- Przed egzaminem trudno wyrokować "co będzie", dopiero po wejściu na salę, gdy profesor poda pytania, wszystko staje się jasne - śmieje się poznanianka Patrycja Madziar z III roku politologii. - Pamiętam, jak zdawaliśmy kolokwium z międzynarodowych stosunków politycznych. Profesor wszedł na salę i powiedział: proszę państwa komputer wylosował dla was pytania... Niestety, były tak trudne, że prawie cały rok pisał to kolokwium dwa razy.

- Za to egzamin zdaliśmy za pierwszym razem - dodaje jej kolega Patryk i mruga okiem. - Bo na egzamin pytania wybierał już sam pan profesor.

Historia dziewczyny, która przegrała na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu zakład z dziekanem i musiała przyjść na wykład jednego z profesorów przebrana za banana, na uczelnianym korytarzu wciąż wzbudza sensację. Na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM nie ma studenta, który by nie znał policyjnej definicja psa, zgodnie z którą składa się on ze smyczy prowadzącej, obroży okalającej i psa właściwego. Na uniwersyteckiej biotechnologii każdy słyszał o łaskotaniu mszycy włosem z ucha borsuka. Z kolei korytarze Politechniki Poznańskiej podbija stwierdzenie, że całka jest jak kobieta - nie taka łatwa, na jaką wygląda.

- Ktoś kiedyś puścił plotkę, że na egzamin do mnie należy ubrać się w niebieską bluzkę - śmieje się prof. dr hab. Joachim Cieślik, antropolog z UAM. - Nikt nie wziął jednak pod uwagę, że ja nie znoszę tego koloru...

- Kilka lat temu, podczas egzaminów wstępnych jedna z kandydatek, ubrana prowokująco nie wykazywała się żadną wiedzą - opowiada prof. Marcin Berdyszak, rektor Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. - A czym się pani interesuje, zapytaliśmy dziewczynę. Muzyką poważną - odpowiedziała. A jakich pani zna kompozytorów - Aż tak to się nie interesuję... - odparła.
***
Poszli studenci na egzamin.
Profesor:
- Mam dwa pytania: Jak ja się nazywam i z czego jest ten egzamin?
A studenci spojrzeli po sobie:
- Cholera! A mówili, że z niego jest taki luzak!!!

Coraz częściej wykładowcy, by gruntownie sprawdzić wiedzę studentów, decydują się dać im więcej niż jedną szansę na zerwanie zakazanego owocu z drzewa wiedzy lub odpokutowanie grzechu lenistwa. Oprócz tradycyjnego pierwszego terminu, poprawki i budzącego grozę wśród akademickiej braci "komisa", doktorowie i profesorowie wzywają swoich studentów na dopytki. Jedną z największych legend wśród wykładowców dających ciągłą "drugą szansę" jest prof. Włodzimierz Szkutnik z Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach.

- U profesora można mieć nawet kilkanaście terminów. Studenci mówią, że matematykę tu zdaje się do "skutku". Podobno rekordzista miał nawet 20 poprawek - opowiada Michał, student zarządzania na UE.

Dziś coraz więcej uniwersytetów decyduje się na rezygnację z wrześniowych terminów poprawkowych dla studentów. Studenci mają prawo podchodzić do oblanego egzaminu w kolejnej sesji, w dwóch terminach poprawkowych, a niekoniecznie we wrześniu.

Profesor Andrzej Stelmach, politolog z UAM, słynie z tego, że jego testy są bardzo podchwytliwe, więc by ułatwić studentom rzetelne przygotowanie się - podał zakres materiału i kazał wypisać najważniejszych ministrów...

Test wypadł pomyślnie, najgorszy jednak okazał się ustny egzamin. Prof. Stelmach egzaminował trzy dni. Codziennie prawie 30 procent grupy odchodziło z oceną niedostateczną. Po drugim dniu wykładowca otrzymał ksywkę "Andrew" - odnośnik do Andrzeja Gołoty - tylko że uczelniany Andrew - codziennie wygrywał!

Jedna ze studentek po wyczerpujących odpowiedziach na wylosowane, dostała dodatkowe pytanie-premię, dotyczące ministra jednego z resortów. Niestety, nie wiedziała, że dzień wcześniej wieczorne wiadomości podały informację o powołaniu na jego miejsce nowego. Podała nazwisko poprzedniego ministra i... oblała.

Druga z kolei wchodziła na salę jako 13. Ten numer miał się okazać pechowy - bowiem Andrew prowadził już 9:3. Ta jednak przełamała złą passę i zdała - na trzy z plusem. Plus dostała za dowcip - po długiej i zawiłej wypowiedzi o II Rzeczpospolitej, zapytana podchwytliwie przez wykładowcę o okres historyczny, o którym mówiła, odpowiedziała:

- Nie wiem, panie profesorze, jak Polska się nazywała, bo mnie jeszcze wtedy nie było na świecie.
***
Egzamin z historii myśli politycznej. Studentka nie odpowiedziała już na dwa pytania. Profesor rzucił jej koło ratunkowe i zapytał o najbardziej znane dzieło Machiavellego (chodziło o "Księcia")
Ona: "Mały Książę".
Profesor: ?
Ona krzyczy podekscytowana: To znaczy książę, bez małego!!!!
Profesor się uśmiał i postawił jej 3.0

Czasem, by zdać egzamin, nie wystarczy być po prostu przygotowanym. Trzeba jeszcze znać zasady uczelnianego savoir-vivre'u. O tym najlepiej wiedzą studenci prof. Ryszarda Małajnego, znakomitego specjalisty w zakresie prawa konstytucyjnego z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Śląskiego. Nietypowy profesor, który od czasu do czasu nosi się w mundurze, dla swoich rekrutów-studentów przygotował specjalny regulamin polowy. Czytamy w nim: "Lube dzieweczki i cni młodziankowie! Celem maksymalnego usprawnienia procedury egzaminacyjnej rzecz cała odbywa się w trybie zmilitaryzowanym. Kto wręcza indeks z wystającymi zszywkami w stopniu wystarczającym do rozharatania palca egzaminatora, zostanie odesłany na inny dzień. Kto nie ma wpisanej daty egzaminu w odpowiedniej rubryce w indeksie lub w karcie egzaminacyjnej, zostanie odesłany na koniec kolejki. Kto guzdrze się podczas wchodzenia na egzamin, próbuje wnieść torbę lub plecak, mogący pomieścić nawet 50 kg kartofli lub ma niekompletną garderobę, dostanie "fajne" pytanie. Kto bezmyślnie przyjdzie niewyekwipowany w kartkę i pisak, będzie pisać palcem po stole. Co oczywiste, rygory te nie dotyczą osób duchownych, które w dodatku mają prawo przystąpienia do egzaminu poza kolejnością".

***
Po egzaminie profesor wpisał w indeksie tylko jedno słowo "idiota".
Student ośmielił się zwrócić uwagę:
- Ależ panie profesorze, pan się tylko podpisał...

- Moją mocną stroną były egzaminy ustne. Po zapoznaniu się z pytaniami, zawsze jest chwilka na zastanowienie, którą wykorzystywałem maksymalnie. Kiedy przychodziło do odpowiedzi, zaczynało się najciekawsze: najpierw przedstawiałem egzaminatorowi treść pytania, potem starałem się zdefiniować je własnymi słowami. Jeśli chodziło o konkretne zagadnienie - również podawałem własną definicję lub teorię, potem przedstawiałem plan swojej wypowiedzi, czyli o czym będę mówić i w jakiej kolejności, a dopiero na końcu rozpoczynałem wypowiedź, o którą chodziło - wspomina swoje studenckie czasy profesor Władysław Balicki, rektor-senior Wyższej Szkoły Bankowej

Czasy sesji z rozrzewnieniem wspominają ci, którzy też kiedyś byli studentami. Studia wojewody śląskiego Zygmunta Łukaszczyka na Wydziale Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Śląskiego przypadły na czas buntu studentów, strajków, początków NZS. Łukaszczyk wtedy przewodniczył samorządowi studenckiemu.
- Z nostalgią wspominam wykłady śp. biskupa Józefa Życińskiego, który nie tylko zgłębiał naszą wiedzę z filozofii chrześcijańskiej, ale także pożyczał nam - bezcenne wówczas - lektury z drugiego obiegu. Do dzisiaj wspominam zaś najtrudniejszy egzamin moich studiów - algebrę oraz mojego wspaniałego promotora, specjalistę z dziedziny fizyki doświadczalnej, wówczas doktora, dziś profesora Krystiana Roledera - opowiada wojewoda.

Historyk, profesor Waldemar Łazuga, przytacza kolejną anegdotę: Jeden z wykładowców twierdził, że nie zdarzyło mu się "oblać" żadnej studentki. Jak to się działo? Gdy przychodziła ładna studentka, która nic nie potrafiła, twierdził, że zaliczając jej egzamin, nikogo nie skrzywdzi, bo pewnie i tak wyjdzie bogato za mąż i będzie siedzieć w domu. Gdy przychodziła brzydsza studentka - mawiał, że dobra ocena z egzaminu to jedyna dobra rzecz, jaka ją może spotkać.

***
Wagarujący notorycznie student zjawia się po podpis w indeksie.
- Nie przypominam sobie pana. Jak to się stało, że nigdy pana nie widziałem?
- A bo panie profesorze zawsze siadywałem za kolumną i dlatego pan profesor mnie nie dostrzegał.
- Hm... możliwe, ale bądź co bądź dziwne, że aż tylu was potrafi się zmieścić za tą jedyną kolumną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski