Mój rozmówca nie był jedyną osobą, która zwróciła uwagę na sprzeczność, która pojawia się w sprawie ostrzału. Chodzi o to, że dowódca bazy Wazi Kwa obciążył odpowiedzialnością za atak swoich podwładnych. Ci z kolei twierdzili, że to on wydał zbrodniczy rozkaz ataku na wioskę, ale oni nie chcieli go wykonać. Ktoś więc kłamie, ale mimo to sąd uniewinnił całą siódemkę, bo u nikogo nie dopatrzył się winy.
Nie piszę tych słów po to, by domagać się wieloletnich więzień dla oskarżonych. Nie zależy mi, by najbliższe lata swojego życia spędzili za kratkami.
Zależy mi jednak na tym, by zapewne pierwsza w historii polskiej armii sprawa o zbrodnię wojenną została rzetelnie wyjaśniona. Bo skoro mleko się rozlało i państwowy organ, jakim jest prokuratura, zdecydował się na akt oskarżenia w tej sprawie, to trzeba odpowiedzieć, czy do zbrodni rzeczywiście doszło.
Stwierdzenie sądu, że brakuje dowodów, jasnej odpowiedzi nie daje, ale za to pozwala zakończyć sprawę samymi uniewinnieniami, co jest zgodne z intencjami wielu wojskowych i sporej części opinii publicznej.
Z kategorycznym stwierdzeniem czy sąd ma rację, czy też nie, wstrzymam się do prawomocnego orzeczenia Sądu Najwyższego. Jeśli on podtrzyma stanowisko niższej instancji, wtedy należy zapytać prokuraturę, dlaczego przez kilka lat nie zdołała zebrać wystarczających dowodów na uzasadnienie swojej tezy. A jeśli usłyszymy, że nie mogła zrobić np. wizji lokalnej, bo w Afganistanie jest wojna, to nasunie się pytanie, czy zarzuty nie były na wyrost i czy nie należało inaczej rozwiązać sprawy, w której na końcu może się okazać, że nikomu nie można przypisać winy za celowe zabicie Afgańczyków.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?