Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aż w szesnastu meczach Lech nie potrafił strzelić ani jednego gola

Hubert Maćkowiak
Artjoms Rudnevs był najskuteczniejszym napastnikiem Lecha
Artjoms Rudnevs był najskuteczniejszym napastnikiem Lecha Marek Zakrzewski
Ostatnie spotkania z Koroną i Polonią Bytom przesłaniają prawdziwy obraz ofensywy Lecha. Gdyby poznaniacy w całej rundzie prezentowali się tak okazale, jak w dwóch ostatnich kolejkach, to byliby teraz na podium ligowej tabeli. Tak jednak nie było, bo w ośmiu poprzednich meczach Kolejorz zdobył pięć goli.

Kiedy na inaugurację rundy wiosennej w Ekstraklasie Lech pokonał na wyjeździe Arkę Gdynia aż 3:0, wydawało się, że może przełamać niemoc w meczach wyjazdowych i regularnie punktować. Niestety, to było dobre wrażenie, po którym niewiele zostało w ciągu intensywnej rundy wiosennej.

W 19 meczach na wiosnę we wszystkich rozgrywkach Lech tylko w ośmiu potrafił zdobyć więcej niż jednego gola. Jak na drużynę dysponującą sporym potencjałem ofensywnym, nie jest to rewelacyjny wynik. W tym samym czasie w zeszłym mistrzowskim sezonie drużyna z Bułgarskiej dziewięć razy strzelała po dwa lub więcej goli przeciwnikom. Tyle, że w trzynastu meczach. Skąd taka różnica?

- W kilku meczach Rudnevs grał z niewyleczonymi urazami. Gdyby był zdrowy cały sezon, to zagwarantowałby nam jeszcze pięć, sześć bramek, co przełożyłoby się na konkretne zdobycze punktowe - przyznaje Jose Bakero. - Lecha dręczy jakiś kłopot. W ataku nie wszystko funkcjonuje tak, jak powinno. Kiedy gra i strzela Rudnevs, to wszystko jest w porządku, ale aż strach pomyśleć, co się dzieje, kiedy go nie ma. Ostatni mecz z Koroną to tylko jeden z niewielu wyjątków - przekonuje Jacek Dembiński, były napastnik Lecha Poznań.

Strzelając więcej niż jednego gola, drużyna z Bułgarskiej nie przegrywa. Kiedy Rudnevs i spółka wykorzystują swoje okazje, to żaden zespół nie jest w stanie skutecznie walczyć z poznańską drużyną. Najlepszy wynik uzyskał Śląsk, zdobył dwa gole, ale wystarczyło to do remisu. To jasny sygnał, że w polskiej lidze nie ma rywali, którzy mogą zagrozić ofensywnie usposobionej i skutecznej ekipie. Niestety Lech efektownie prezentuje się od święta.

Problem pojawia się, kiedy poznaniakom nie uda się trafić do siatki, a rywale w końcu dopną swego w ataku z kontry. Tak było już jesienią za trenera Jacka Zielińskiego. Jak na razie Jose Bakero nie potrafił tego zmienić. Gry nie pociągnęli pozostali napastnicy. Vojo Ubiparip i Tomasz Mikołajczak strzelili po golu, niewiele bardziej skuteczny był Bartosz Ślusarski. - Od czasu do czasu ktoś się pojawi i strzeli, ale to za mało. Potrzeba większej konkurencji. Chyba, że ci gracze zaczną prezentować się na miarę oczekiwań - to opinia Dembińskiego, reprezentanta Polski w latach 1994-1998.

Jednak błędem byłoby zwalać wszystko na brak drugiego klasowego napastnika. Zatem co jeszcze może powodować, że Lech pod względem zdobytych goli przed ostatnią kolejką był dziesiąty w polskiej lidze? Naszym zdaniem zbyt duża odpowiedzialność spoczywa na samym napadzie. W nowoczesnym futbolu za zdobywanie goli biorą się też pomocnicy, a nawet obrońcy.

- W ogóle zbyt mała liczba zawodników uczestniczy w akcjach ofensywnych, a przez to tylko atakujący mają sytuacje. W takim Śląsku Wrocław defensywny pomocnik, Kaźmierczak, zdobył w tym sezonie osiem goli w Ekstraklasie. To tylko o trzy mniej od Rudnevsa - zauważa Dembiński. Rudnevs to godny zastępca Roberta Lewandowskiego, ale przez kontuzje Łotysz nie mógł dać zespołowi tyle, ile ten potrzebował. Nie tylko strzelając gole, ale pomagając w tym kolegom. "Lewy" w ostatnim sezonie zaliczył sześć asyst, a Rudnevs ani jednej. Niedługo zabraknie Semira Stilicia, który kreuje grę ofensywną.

Obrona poznańskiej drużyny gra na przyzwoitym poziomie, ale jak widać, w ataku wciąż dużo trzeba poprawić. W całym sezonie w szesnastu meczach Lech nie strzelił gola. Problem istniał na początku, ale też na końcu rozgrywek. Aby następne były bardziej udane, potrzebne będą wzmocnienia.

- Kolejorz ma wielki potencjał. Miejsce w środku tabeli to katastrofa. Parę rzeczy w tej maszynie trzeba naprawić, ale przede wszystkim wziąć się za strzelanie goli. Lech mógł w ostatniej chwili do pucharów się załapać, ale nie pozwoliła na to słaba postawa w ataku, chociażby w Gdańsku. A przecież ci piłkarze potrafią grać skutecznie i widowiskowo, co pokazali w ostatnim meczu sezonu przeciwko kielczanom - podsumowuje Dembiński. Pozostaje tylko zadać pytanie: dlaczego dopiero teraz?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski