Podobna sytuacja spotkała polsko-hinduskie małżeństwo z Leszna. Jak twierdzi Urząd Wojewódzki w Poznaniu, parę poddano rutynowej kontroli stwierdzającej prawdziwość małżeństwa. Gdyby się okazało, że nie ma między nimi miłości, Hindus musiałby wrócić, skąd przyjechał, czyli do Pandżabu w Indiach. Procedura, jakkolwiek rutynowa, dla małżeństwa była jednak krępująca.
- Ktoś kręcił się koło domu i rozpytywał o nasze małżeństwo sąsiadów - mówi łamaną polszczyzną Mandar, który parę lat temu ożenił się z Polką Małgorzatą, a teraz stara się o zalegalizowanie pobytu w naszym kraju. - U nas w domu nikt się nie pojawił. Zostaliśmy za to wezwani do urzędu, gdzie musieliśmy odpowiedzieć na szereg dziwnych pytań. Każde z nas odpytywno osobno, a później porównywano odpowiedzi - opowiada Hindus.
O co pytano Mandara i jego żonę Małgorzatę? (Personalia na prośbę zainteresowanych zostały zmienione) - O to, czy mamy psa, czy kota, kto zmywa u nas w domu naczynia, jak wygląda nasze mieszkanie i kim jest moja teściowa - wylicza Mandar.
Urzędnicy, choć ostatecznie uwierzyli w miłość Mandara do żony, dopatrzyli się jednak błędu w odpowiedziach udzielonych przez Hindusa podczas rozmowy z nim. Zła odpowiedź na pytanie o wcześniejsze pobyty w Europie została zgłoszona przez urzędników do prokuratury, skąd trafiła do sądu. To ostatecznie może stać się podstawą do tego, iż Azjata będzie musiał wyjechać z Polski.
Hindus tłumaczy, że nie całkiem rozumiał zadawane mu pytania. Urzędnicy na to mówią, że powinien był przyjść z tłumaczem.
Odpowiadali na pytania o to, jak wygląda ich mieszkanie i kto zmywa naczynia
Prawnik Leonard Cyrson, który od lat zajmuje się sprawami cudzoziemców, uważa, że to do urzędników należało, aby zadbać o tłumacza dla obcokrajowca.
- Cudzoziemcom należy się wsparcie. Nie wynika to tylko z zachowania dobrych obyczajów, ale także z procedur - mówi mecenas Leonard Cyrson.
- Dopóki miałem odpowiadać na pytania, czy mamy kota albo psa, jakoś radziłem sobie językowo - opisuje wizytę w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu Mandar. - Jednak kiedy przyszła kolej na kwestie urzędowe, pogubiłem się - dodaje.
Kiedy pani Małgorzata leciała na wesele do Indii, nie wiedziała, jakie czekają problemy ją i jej męża. Mandara poznała, kiedy oboje pracowali we Włoszech. Po jakimś czasie postanowili się pobrać i zamieszkać w Polsce. - Teraz nie wiem, jaka czeka mnie przyszłość - wzdycha kobieta.
Dla urzędników sprawa jest jednoznaczna.
- Ponieważ cudzoziemiec rozumiał treść wszystkich początkowych pytań, wypowiadał się rzeczowo, zrozumiale i poprawnie językowo, dlatego pracownik urzędu kontynuował rozmowę - twierdzi Roman Łukawski z Urzędu Wojewódzkiego.
Z takim postawieniem sprawy zupełnie się nie zgadza adwokat Hindusa Wojciech Wyjatek.
- To, co przez urzędników zostało uznane zeznaniem nieprawdy, wynikało wyłącznie ze słabej znajomości języka. Co innego posługiwać się w domu językiem potocznym, a co innego rozumieć zawiłe urzędowe sformułowania - tłumaczy adwokat.
Mandar odpowiada przed poznańskim sądem o złożenie nieprawdziwych wyjaśnień w Urzędzie Wojewódzkim. W nim natomiast ugrzęzło postępowanie o legalizację pobytu Hindusa, który wciąż czeka na decyzję w swojej sprawie.
Cudzoziemiec ze strachu twierdzi, że zna język polski
Z prof. Romanem Wieruszewskim z Poznańskiego Centrum Praw Człowieka rozmawia Karolina Koziolek
Cudzoziemcy w polskich urzędach chyba nie mają łatwo?
Często spotykam się z sytuacją, kiedy cudzoziemcy zapewniają o swojej znajomości języka polskiego, szczególnie kiedy starają się o zalegalizowanie pobytu w Polsce. Na pytanie, czy mówią po polsku, wolą powiedzieć, że tak i że wszystko rozumieją. Myślą, że będzie to działało na ich korzyść. Niestety, przeważnie jest tak, że język znają bardzo słabo. Często boją się prosić o pomoc tłumacza, bo obawiają się, że to będzie źle wyglądało. Urzędnicy powinni zdawać sobie z tego sprawę i uzyskać absolutną pewność, że cudzoziemiec nie tylko ich rozumie w podstawowych kwestiach, ale także rozumie sytuację prawną, w której się znajduje.
Czy to znaczy, że urzędnik powinien dopytywać cudzoziemca, czy na pewno go rozumie?
Tak. W myśl idei Praw Człowieka w sytuacji, gdzie z góry wiadomo, że ktoś ma problem ze zrozumieniem naszego języka, urzędnik powinien ze szczególną uważnością potraktować takiego petenta i starać mu się pomóc. Takiej mentalności u nas jednak jeszcze nie ma.
Trudno jednak zwalać winę zawsze na urzędników.
Oczywiście, nie chciałbym generalizować. Z drugiej strony wiem jednak, że urzędnicy mają skłonność do mechanicznego stosowania prawa, nie biorąc pod uwagę, że to delikatne sprawy.
Mają problem w Wielkopolsce
To niejedyny cudzoziemiec, który ma problemy w poznańskim urzędzie.
Niedawno opisywaliśmy sprawę ukraińskiej rodziny z Opalenicy, która po ponad dwudziestu latach spędzonych w Polsce prawdopodobnie będzie musiała opuścić nasz kraj. Zdaniem urzędników powodem jest niewystarczający dochód rodziny. W tej chwili sytuacja rodziny nie jest jeszcze do końca przesądzona, sprawa jest w toku.
Kolejnym przykładem jest rodzina Ormian z Babiaka pod Koninem. To także rodzina, która mieszka w Polsce już od bardzo dawna. Przez jakiś czas otrzymywała zgodę na legalny pobyt w naszym kraju. W którymś momencie urząd odmówił jednak jego przedłużenia. Także tutaj powodem był niewystarczający dochód w rodzinie.
Kolejny głośny przykład pochodzi z Krakowa. Po tym jak mongolskiej rodzinie Batdavaa po jedenastu latach groziła deportacja, sprawą zainteresowali się politycy i obiecali pomóc w tej sprawie. Sprawa czeka na rozwiązanie.
Czytaj także: Każdy ma swoją walizkę
Czytaj także: Kalisz: Ormianie z powiatu kolskiego przebywali w Polsce nielegalnie
Czytaj także: Cudzoziemcy wybrali noc bez muzeów
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?