Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bezpieka na tropie narkobiznesu

Krzysztof M. Kaźmierczak
archiwum IPN oddział w Poznaniu
Polska była na szlakach międzynarodowego narkobiznesu na długo przed tym, gdy pojawił się w PRL problem narkotyków. O rozbitej przez Służbę Bezpieczeństwa w 1971 roku afgańskiej siatce - pisze Krzysztof M. Kaźmierczak

W tamtych czasach Afganistan nie był, tak jak obecnie, państwem wymienianym na co dzień w dziennikach telewizyjnych i na pierwszych stronach gazet. Jeśli już wspominano o Królestwie Afganistanu, to nie z powodu wojen czy narkotyków, tylko ze względu na trwającą wtedy w tym kraju długotrwałą, katastrofalną suszę. Po trzech latach doprowadziła ona do upadku monarchii, ale czterech Afgańczyków przyjechało do Poznania z narkotykową misją na długo przed tym - w 1971 roku. Znaleźli się w kraju, w którym problem narkotyków jeszcze nie istniał (tzw. kompot, polską "heroinę" będącą wywarem z maków, wynaleziono dopiero w połowie lat 70.). Nie spodziewali się zatem żadnych problemów. Bardzo się mylili. Oto historia rozbicia grupy przemycającej hurtowe ilości narkotyków z Afganistanu. Prawdopodobnie pierwsza tej rangi sprawa w PRL.

Czterej podróżni bez bagażu
Abdul (miał wtedy 35 lat), Said (42 lata) i Mohamed (32 lata) pochodzili z Kabulu, stolicy Afganistanu. W podróży do Polski towarzyszył im Abdul H., o którym bliżej nic nie wiadomo. Dwaj pierwsi pracowali w fabrykach, trzeci handlował dywanami. Przyjechali do Poznania 28 sierpnia 1971 roku ze Szwajcarii. Na granicy podali, że odwiedzają Polskę w celach turystycznych. Wybrali stolicę Wielkopolski rzekomo ze względu na znajomego rodaka. 22-letni Gul uczył się wówczas w jednej z poznańskich szkół pomaturalnych.

Afgańczycy byli bez bagażu. Ale w ślad za nimi w Poznaniu znalazły się wkrótce cztery walizki, nadane przez nich drogą lotniczą. Trafiły one, zgodnie z obowiązującymi przepisami, do urzędu celnego. Tam czekały na odebranie. Gościom z Kabulu z bagażem się nie spieszyło. Pierwszą noc spędzili w hotelu Bazar. Potem mieszkali u Marka S. (nie wiadomo jak go poznali) oraz Gula. Po odbiór bagażu wybrali się dopiero na trzeci dzień po przyjeździe.

Prasowany haszysz w skrytkach
Po walizki do Urzędu Celnego w Poznaniu zgłosili się Abdul H. i Gul, których przywiózł tam samochodem Marek S. W ich obecności celnicy otworzyli walizki, by sprawdzić, czy znajduje się w nich coś do oclenia. Nic nie wskazuje na to, by wiedzieli, że Afgańczycy zajmują się przemytem, bo wtedy zorganizowano by nich zasadzkę. Coś musiało jednak do tego stopnia zwrócić uwagę poznańskich celników, że nie poprzestali na stwierdzeniu, że w bagażach jest jedynie odzież. Okazali się o wiele skrupulatniejsi niż celnicy innych krajów (walizki odbyły już długą podróż przez kilka granic, o czym niżej). Przeprowadzając dokładną kontrolę, natrafili na skrytki, w których były sprasowane płyty z podejrzaną substancją. Widząc to Abdul H. wybiegł z Urzędu Celnego. Celnicy zdążyli zatrzymać jego towarzyszy.

O wykryciu przemytu powiadomiono Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej. Ale prowadzenie dochodzenia dotyczącego narkotyków nie zostało powierzone milicjantom, tylko funkcjonariuszom Służby Bezpieczeństwa. Postępowanie nadzorowała Prokuratura Wojewódzka.

SB była przede wszystkim policją polityczną, "zbrojnym" ramieniem Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Jej działalność opierała się na przesłankach ideologicznych, ale niejednokrotnie wykorzystywano ją także do działań specjalnych, głównie o charakterze gospodarczym. W PRL nie było w milicji wyspecjalizowanych komórek zajmujących się przestępczością narkotykową. Widać uznano zatem, że bezpieka, mająca większe uprawnienia niż milicja, będzie odpowiednia do rozpracowania afgańskiej siatki narkotykowej.

Sprawa była bez wątpienia poważna. Szybko okazało się, że przemycana substancja to haszysz. A jego ilość, aż 32 kilogramy, i wartość były, jak na ówczesne czasy, ogromne.

Z nieoficjalną pomocą Interpolu
Esbecy z Wydziału Śledczego szybko ustalili, w jaki sposób transport narkotyków znalazł się w Poznaniu . Okazało się, że z Kabulu najpierw przesłano go do Moskwy, a stamtąd do Szwajcarii. Polska nie była krajem docelowym dla haszyszu, bo w PRL brakowałoby na niego odbiorców. Afgańczycy zamierzali przewieźć walizki z ukrytą w nich kontrabandą do Berlina Zachodniego.

W prowadzonym dochodzeniu bezpieka natrafiła początkowo na poważny kłopot. Mieszkańcy Kabulu znali bowiem tylko rodzimy język, perski. Trzej Afgańczycy i dwaj poznaniacy (zatrzymano także inżyniera Bogdana Sz., znajomego Marka S.) trafili na trzy miesiące do aresztu. Czwartego obywatela Afganistanu, Gula, nie aresztowano, gdyż - jak wynika z dokumentów - jako jedyny z obcokrajowców pomógł on w wyjaśnieniu okoliczności przemytu. Poza Bogdanem S. wszyscy przyznali się do udziału w przestępstwie.

Czy Abdulowi H., który uciekł z Urzędu Celnego, udało się uniknąć złapania? O tym zachowane akta SB nic nie mówią, ale wynika z nich, że w tropieniu Afgańczyka zamierzano skorzystać z pomocy Interpolu. Szanse na skuteczność takich działań były wtedy niewielkie, gdyż krajowe organy ścigania oficjalnie z Interpolem nie współpracowały, odkąd w 1952 roku Polska wystąpiła z Międzynarodowej Organizacji Policji Kryminalnych. Wiadomo tylko, że Abdul H. zdążył przekroczyć granicę PRL (wyjechał pociągiem do Berlina), zanim rozesłano informację o jego poszukiwaniu
O randze i wyjątkowości sprawy świadczy jeden z dokumentów. To tajny szyfrogram wysłany przez ówczesnego szefa poznańskiej SB, pułkownika Władysława Nowickiego. Wynika z niego, że o rozbiciu przestępczej grupy polsko-afgańskiej powiadomiono szczegółowo Ministerstwo Spraw Wewnętrznych.

Uczestnicy wolą milczeć
Jak zakończyło się śledztwo, mogliby powiedzieć zatrzymani wtedy przez SB. Odnalazłem dwie spośród tych osób (w tym Afgańczyka). Niestety, żadna z nich nie zareagowała na prośbę o kontakt i wyjaśnienie okoliczności sprawy. Mimo iż obecnie, po 40 latach, ma ona wyłącznie historyczny charakter.

Wiele wskazuje na to, że rozbicie w Poznania siatki narkotykowej z Afganistanu było jeśli nie pierwszą, to zapewne jedną z pierwszych tak poważnych spraw w PRL. Nawet byli milicjanci pracujący w latach 80. (gdy w związku z wojną w Afganistanie zaczęto stamtąd na szerszą skalę "eksportować" narkotyki) nie pamiętają, by kiedykolwiek przyjęto tak duży transport haszyszu.

- To unikalna sprawa i dokumenty - uważa Kazimierz Turaliński, prawnik, autor publikacji o przestępczości zorganizowanej, który interesował się narkobiznesem w czasach PRL. - Nie słyszałem dotąd, by na początku lat 70. bezpieka brała udział w działaniach przeciwko międzynarodowym gangom narkotykowym.

Afganistan - królestwo narkotyków
ONZ uznał afganistan za światowego lidera w produkcji haszyszu i heroiny

Z opublikowanych w 2010 roku danych Biura Narodów Zjednoczonych ds. Narkotyków i Przestępczości wynika, że w Afganistanie wytwarzanych jest rocznie od 1500 do 3500 ton haszyszu. Uprawy konopi indyjskich zajmują aż 10-24 tys. hektarów. Według ONZ Afganistan wyróżnia się w świecie nie tylko ilością produkowanych narkotyków, ale także największą wydajnością sięgającą 145 kg haszyszu z jednego hektara. Efektywność ta byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie... niedobór wody. Z tego względu wzrasta uprawa mniej wymagającego opium, służącego do wytwarzania heroiny.
Produkcja narkotyków jest kontrolowana przez afgańskich rebeliantów i stanowi ich podstawowe źródło dochodów. Tak jest już od czasów interwencji wojsk Związku Radzieckiego w Afganistanie (1979-1988).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski