Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oni już policzyli się z rakiem [FILM]

Karolina Sternal
Beata Nowacka, Jan Andrzejewski i Beata Wańkowicz - oni zwyciężyli! Pokonali raka  i teraz przekonują innych, aby się nie poddawali
Beata Nowacka, Jan Andrzejewski i Beata Wańkowicz - oni zwyciężyli! Pokonali raka i teraz przekonują innych, aby się nie poddawali Waldemar Wylegalski
Możesz płakać, wygrażać pięścią, obrażać się i złościć. Możesz pytać, dlaczego ja? Możesz się bać. Możesz pogniewać się na los. Jednego nie wolno ci zrobić nigdy - nie możesz się poddać. Trzeba walczyć! O tych, którzy walkę z rakiem wygrali i dają tego świadectwo w akcji policzmy się.pl.

Nowotwór - to jedno słowo powoduje, że wszystko się zmienia. Dotychczasowe kłopoty, ambicje, plany przestają mieć znaczenie. Nagle nasze pędzące życie zatrzymuje się, a my stajemy przed pytaniem, którego nigdy do tej pory nie zadawaliśmy sobie. Czy to oznacza koniec? Czy ja umrę?

http://glos.tv/;ZOBACZ TEŻ W GŁOS TV

O BEZPIECZEŃSTWIE NA DROGACH

Jest chodzącą energią. Przykładem współczesnej kobiety: świadomej, zadbanej, mającej wypełniony czas nie tylko pracą i rodziną, ale też sportem, spotkaniami z przyjaciółmi, pasją. Jeśli spojrzeć w jej oczy, uśmiech, posłuchać jej głosu, to nikomu nie przyjdzie do głowy, co przeszła, z czym nadal musi się zmagać. Beata ma 44 lata i jest urzędnikiem skarbowym.

- To były moje 40. urodziny, gdy wyczułam u siebie w piersi guz. Diagnoza brzmiała - nowotwór - opowiada Beata Nowacka. - Co wtedy czułam? Oczywiście bałam się. Moja mama w młodym wieku zmarła na raka, więc jej los był cieniem, który nam, ojcu i mnie, towarzyszył od tamtej chwili.

Bałam się o syna, jak zareaguje, jak sobie z tym poradzi. Wiedziałam natomiast, że ja będę walczyć, że się nie poddam. Nie bałam się bólu, wiedziałam, że wytrzymam. Przecież byli ze mną moi bliscy - serdeczni, cierpliwi, pełni ciepła i gotowi mnie słuchać. Bo to było dla mnie najważniejsze, aby ktoś mnie wysłuchał. Abym mogła powiedzieć o tym, co się ze mną dzieje.

Niemal błyskawicznie Beata rozpoczęła leczenie. Najpierw była chemioterapia, potem zabieg usunięcia piersi - mastektomia i na koniec radioterapia. W trakcie leczenia ukończyła studia.

- To była to dla mnie ogromna satysfakcja. Obawiałam się, że nie sprostam nauce i chorobie jednocześnie, ale skoro jestem niepoprawną optymistą, to musiałam wygrać. Jeszcze w trakcie radioterapii wróciłam do pracy i to także dodało mi skrzydeł - podkreśla Beata. - Bardzo szybko podjęłam decyzję o rekonstrukcji piersi i mimo kilku komplikacji, mam swoją wymarzoną, nową pierś. W czasie choroby i powracania do normalności, często byłam w szpitalu, ale zawsze z ogromną nadzieją i wiarą. Przyznam szczerze, iż taką, jaką jestem teraz, lubię się najbardziej. Do tego stwierdzenia dorosłam właśnie dzięki chorobie. Mam teraz więcej w sobie energii, pasji i chęci. Żyję, jakby świat jutro miał się skończyć i z uśmiechem witam każdy dzień. Kocham ludzi, kocham żyć!

Beata ma dwie pasje: sport i malarstwo. Uprawia siatkówkę, nie stroni też od ćwiczeń siłowych, bierze udział w turniejach i spartakiadach. Malarstwo, czas spędzony przed płótnem z pędzlem w dłoni, przynosi jej wyciszenie i refleksję. W jej życiu pojawiło się jednak coś jeszcze. Chęć dzielenia się z innymi tym, czego sama doświadczyła.

- Spotkałam wielu wspaniałych ludzi - w szkole, w pracy, w szpitalach. Otrzymałam ogromne wsparcie i nigdy tego daru nie zapomnę - tłumaczy. - Te doświadczenia umocniły mnie w przekonaniu, iż chcę ten dar przekazać teraz innym. Dlatego zapisałam się do klubu Amazonek i zostałam wolontariuszką. Pomagam tym, których spotkał podobny do mojego los. Chcę dla nich być promykiem słońca i wskazówką na nową drogę. I wiem: Warto żyć, a ja się nie dam!

Taki młody, to pierwsze co przychodzi do głowy na jego widok. Drugie, to chłopak, jakich wielu mijamy na ulicy. Z torbą na ramieniu, spieszący gdzieś na zajęcia, spotkanie, wracający do domu. Gdy zaczyna mówić, w jego głosie słychać przekonanie, ale bez konieczności narzucania go innym. Janek ma 25 lat, jest doktorantem na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz asystentem sędziego w Sądzie Okręgowym.

- W listopadzie 2009 roku zdiagnozowano u mnie nowotwór - rak jądra - mówi Jan Andrzejewski. - Diagnozę usłyszałem w Niemczech, gdzie byłem na stypendium. Wiedziałem wtedy o raku tyle, co zdecydowana większość ludzi w moim wieku, czyli niewiele. Z jednej strony był internet, w którym szukałem wiedzy, z drugiej rozmowa z rodziną. Wraz z bliskimi doszedłem do wniosku, że wracam do Poznania i tu będę się leczył. Przeszedłem operację, a po niej rozpoczęła się chemioterapia, w trakcie której wróciłem dokończyć stypendium w Niemczech, a następnie, już w kraju, zdałem egzamin magisterski.

Po wyjściu "na prostą" Janek świadomie zdecydował, że nie będzie się ścigał, że jego życie będzie spokojniejsze. Zaczął się lepiej odżywiać, więcej wypoczywać, uprawiać sport. Cały czas gra w piłkę w B-klasowym Odlewie Poznań. Na początku kwietnia tego roku przebiegł poznański półmaraton, w nie najgorszym czasie dwóch godzin. Wspierali go bliscy, przyjaciele i narzeczona. To w jej rodzinie parę lat temu wydarzył się podobny przypadek. W ciężkich chwilach budujący był dla niego namacalny przykład osoby, która z sukcesem przeszła przez tę samą chorobę co on.

Chciałbym wysłać do mężczyzn komunikat: nie "kozaczcie", tylko pójdźcie się zbadać. Nie za tydzień czy za miesiąc, ale OD RAZU!

- Co ja chciałbym przekazać? - zastanawia się. - Zauważyłem, że dla większości kobiet kwestia profilaktyki nowotworowej i konieczności regularnego badania się jest z reguły czymś oczywistym. Stało się tak za sprawą licznych społecznych akcji. Z mężczyznami jest znacznie gorzej, sam jestem tego najlepszym przykładem. Objawy choroby dostrzegałem już wcześniej, ale wszystko było ważniejsze, niż "jakieś tam" pójście do lekarza. Zajęto się mną dosłownie w ostatniej chwili. Teraz widzę, że wielu mężczyzn, podobnie jak ja kiedyś, traktuje wizytę u lekarza (zwłaszcza urologa) jako jakąś ujmę na honorze, coś wstydliwego, niemęskiego. Chciałbym to zmienić.

Rak jądra jest jednym z najczęściej występujących nowotworów wśród mężczyzn. Na szczęście, jego uleczalność jest wysoka.

- Nie zmienia to jednak faktu, że chciałbym wysłać do mężczyzn komunikat: nie "kozaczcie", tylko pójdźcie się zbadać. Nie za tydzień czy za miesiąc, ale OD RAZU, gdy tylko widzicie coś niepokojącego - apeluje Jan Andrzejewski.

W sierpniu Janek bierze ślub.

Na pierwszy rzut oka spokojna. Ale gdy zacznie mówić, gestykulować, ujawnia się jej kobieca energia. Widać także, że przykłada znaczenie do wielu spraw i umie nimi kierować. Wśród ludzi czuje się jak ryba w wodzie. Beata ma 43 lata i pracuje w Zakładzie Pracy Chronionej w Poznaniu jako referent do spraw osób niepełnosprawnych.

- W październiku 2005 roku wyczułam u siebie guzek. Zaniepokoiło to mnie, więc poszłam na badania mammograficzne - opowiada Beata Wańkowicz. - Wprawdzie badanie niczego nie wykazało, ale nie uśpiło to mojego niepokoju. W styczniu następnego roku ponownie poszłam na badania, tym razem w Ośrodku Profilaktyki i Epidemiologii Nowotworów w Poznaniu. Wykonano mi USG oraz biopsję. Z obawą czekałam na wynik. 14 lutego 2006 roku, w Dzień Zakochanych dowiedziałam się, że mam raka piersi. Miał być niezapomniany wieczór, kolacja przy świecach, a tutaj jakby czas zatrzymał się dla mnie w miejscu. Mężczyzna, z którym miałam wtedy spędzić walentynki, nie sprostał temu.

Beata jednak nie poddała się. Zaufała lekarzom i postanowiła walczyć. Walczyć dla siebie, dla córki, dla tych, którzy byli z nią przez ten czas. Po trzech tygodniach była już na stole operacyjnym i przeszła zabieg usunięcia piersi z jednoczesną jej rekonstrukcją. Potem było sześć cykli chemii, obawa, niepewność, łzy.

- Nigdy nie pytałam: dlaczego ja - wspomina teraz. - Zadawałam sobie inne pytanie: w jakim celu mnie ta choroba spotkała? Wiedziałam, że zawsze mogę liczyć na moją rodzinę i szerokie grono znajomych, przyjaciół. Koleżanki, gdy dowiedziały się o mojej chorobie, wykonały badania profilaktyczne. Byłam dumna z ich postawy. Pamiętam jak dziś, córka szła na egzaminy maturalne, a ja na pierwszą chemię. Wierzyłam, że uda mi się pokonać chorobę, a córka pomyślnie zda maturę. I udało się!

Chciałbym wysłać do mężczyzn komunikat: nie "kozaczcie", tylko pójdźcie się zbadać. Nie za tydzień czy za miesiąc, ale OD RAZU!

Po operacji Beata wróciła do swojej pasji, jaką jest taniec. Więcej czasu poświęca na spotkania, rozmowy z przyjaciółmi, rodziną. Raz w miesiącu chodzi ze znajomymi do teatru. Życie przyniosło jej także to najbardziej osobiste szczęście, znalazła miłość.

- To wszystko sprawia, że z jeszcze większym zapałem angażuję się w działalność Poznańskiego Towarzystwa Amazonek - opowiada. - Jestem ochotniczką i odwiedzam szpital, gdzie z kobietami w podobnej sytuacji jak moja, dzielę się swoją siłą, wiarą i nadzieją na wyleczenie. Daję przykład, że z rakiem można wygrać, a bardzo wiele zależy od pozytywnego nastawienia do leczenia. Ogromne zadowolenie czerpię również z pracy, która jest dla mnie trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Teraz wiem, że jestem kobietą spełnioną.

Pamiętaj. Rak to nie wyrok, a ty nie musisz być jego ofiarą. Trzeba walczyć, trzeba znaleźć w sobie siłę, determinację, a przede wszystkim nadzieję, aby wyrwać się chorobie. Aby uratować siebie, swoich bliskich, wszystkich tych, których kochasz. I wbrew powszechnej opinii, że rak oznacza śmierć, są tysiące ludzi, którzy z nim wygrali. Którzy mogą o sobie powiedzieć: Ja zdążyłam! Ja zwyciężyłem! My żyjemy!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski