Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Oskarżony ksiądz: Nie molestowałem, ale chcę dobrowolnie poddać się karze

Łukasz Cieśla
Oskarżony ksiądz: Nie molestowałem, ale chcę dobrowolnie poddać się karze
Oskarżony ksiądz: Nie molestowałem, ale chcę dobrowolnie poddać się karze 123rf
Zaskakujący finał sprawy księdza Janusza Ś. z parafii w Otorowie pod Szamotułami. Gdy postawiono mu zarzuty molestowania i rozpijania nastoletniego ministranta, proboszcz do winy się nie przyznał. Teraz jednak, choć nadal twierdzi, że jest niewinny, chce... dobrowolnie poddać się karze i skorzystać z przywileju jakim byłby błyskawiczny proces. Prokuratura przystała na jego propozycję. Co zrobi sąd?

Sprawa dotyczy ks. Janusza Ś., przez ostatnie lata proboszcza w parafii w Otorowie, niedaleko Szamotuł. Niedawno szamotulska prokuratura zarzuciła mu molestowanie nastoletniego ministranta oraz jego rozpijanie. Duchownego łączyły z chłopcem i jego rodziną przyjacielskie relacje. Znajomość księdza i nastolatka nie wzbudzała niczyich podejrzeń.

Czytaj też: Ksiądz proboszcz oraz młody katecheta podejrzani o molestowanie

Około 60-letni ksiądz do zarzutów się nie przyznał, ale złożył już wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Prokuratura na to przystała i wysłała do sądu akt oskarżenia wraz z wnioskiem księdza. Chodzi o karę w zawieszeniu. Jak wytłumaczyć zachowanie księdza? Z jednej strony twierdzi bowiem, że jest niewinny, z drugiej nie zamierza bronić się w sądzie. Być może uznał więc, że dowody są zbyt mocne. Może też nie chcieć uczestniczyć w procesie sądowym i woli skrócić sprawę. Na jego poddanie się karze musi jeszcze zgodzić się sąd. Może jednak uznać, że okoliczności sprawy nie są wyjaśnione albo proponowana kara jest zbyt łagodna. Wtedy odbędzie się proces.

Sprawa molestowania wyszła na jaw przez przypadek. Do szkoły ponadgimnazjalnej, do której uczęszcza ministrant, trafił anonimowy list. Jego autor miał na celu zaszkodzenie chłopcu i poróżnienie go z jego dziewczyną. Do szkoły trafiły też inne sygnały, by zainteresować się tym, co nastolatek robił na plebanii w macierzystej parafii. Było to o tyle zaskakujące, bo nastolatek ma bardzo dobrą opinię u dyrekcji szkoły.

Nauczyciele zaczęli rozmawiać z chłopcem, a ten wyjawił, że był molestowany przez proboszcza. Był zawstydzony, sprawa mocno odbiła się na jego psychice. Z czasem okazało się, że nastolatek niejednokrotnie pił alkohol ze znacznie od siebie starszym duchownym. Proboszcz miał także niejednokrotnie składać chłopcu seksualne propozycje, ale ten nigdy nie był zainteresowany. Do molestowania ze strony księdza miało dojść na plebanii tuż po tym, gdy obaj wypili znaczną ilość wódki. Ministrant również wtedy odrzucił "zaloty" księdza, który zaczął dotykać jego intymnych miejsc. Po pewnym czasie duchowny ponoć przeprosił ministranta za swoje zachowanie.
Gdy sprawą zainteresowała się prokuratura, zaczęto podejrzewać, że anonimowy list wysłany do szkoły napisał... ksiądz proboszcz. Przypuszczono, że duchowny chciał zemścić się na chłopaku, który odrzucił jego "zaloty". List trafił do grafologa wraz z próbką pisma księdza proboszcza.

- Opinia biegłego nie była jednoznaczna. Ani nie potwierdzała, ani nie wykluczała, że ksiądz napisał tamten list - mówi Michał Franke, szef Prokuratury Rejonowej w Szamotułach.

Ksiądz Janusz Ś. będzie odpowiadał z "wolnej stopy". Śledczy nie wnioskowali wcześniej o jego tymczasowe aresztowanie. A teraz zgadzają się, by poddał się karze, mimo że duchowny ani nie wyraził skruchy, ani nie przyznał się do winy.

Finał tej sprawy zaskakuje niektórych prawników, z którymi rozmawialiśmy. Zaznaczają, że z formalnego punktu widzenia jeśli ktoś sam poddaje się karze, nie musi przyznać się do winy. Jednak ich zdaniem, z przywilejów, jakie daje dobrowolne poddanie się karze, czyli np. błyskawicznego procesu, powinni korzystać jedynie ci oskarżeni, którzy rozumieją i przyznają się do popełnionego przestępstwa.

Ksiądz Janusz Ś., po tym jak usłyszał zarzuty, zaprzeczył im, a przełożonych poprosił o urlop i wyjechał z parafii do sanatorium. Jego miejsce zajął już inny duchowny. Poznańska Kuria poinformowała nas, że jeszcze nie dotarły do niej wiadomości o akcie oskarżenia wobec księdza Ś.

- Ksiądz został usunięty z funkcji proboszcza w związku z prowadzonym postępowaniem i nie może pełnić żadnych funkcji duszpasterskich. Zgodnie z prawem kościelnym, gdy wcześniej zostało wszczęte postępowanie przez organy państwowe, nie można rozpocząć dochodzenia kanonicznego. Postępowanie przed sądem kościelnym, będzie możliwe po zakończeniu postępowania sądowego przez organy państwowe - wskazuje ks. Maciej Szczepaniak, rzecznik poznańskiej Kurii.
W parafii, w której proboszczem był ksiądz Ś., w przeszłości doszło już do innego skandalu seksualnego. Od parafian usłyszeliśmy, że na początku lat 90. o seksualne wykorzystywanie dzieci podejrzewano ówczesnego proboszcza, księdza Stanisława. Sprawa, zdaniem parafian, została wyciszona.

Tymczasem poznańska Kuria, odpowiadając na nasze pytania, potwierdziła, że ksiądz Stanisław w 1991 roku został zwolniony z funkcji proboszcza w Otorowie, "ponieważ w jego sprawie toczyło się postępowanie sądowe". Zmarł w 2012 r. i przez ostatnich 21 lat swojego życia nie miał powierzonych żadnych stanowisk kościelnych.

Bardziej szczegółowych informacji Kuria nie przedstawiła wskazując, że "ze względów formalnych po śmierci nie ma wglądu w akta personalne osób". Gdy ksiądz Stanisław zmarł w 2012 roku, Kuria opublikowała lakoniczny komunikat o jego pogrzebie, wskazując, że był "emerytowanym proboszczem".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski