Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dyrektor POSUM Mariusz Jurkiewicz uniewinniony ws. korupcji. Po 8 latach!

Łukasz Cieśla
Zanim Mariusz Jurkiewicz został wczoraj prawomocnie uniewinniony, mówił w sądzie o swojej sytuacji: - Niedawno opieka społeczna dała  mi  250 zł. Straciłem wszystko. Utrzymuje mnie mama i znajomi.
Zanim Mariusz Jurkiewicz został wczoraj prawomocnie uniewinniony, mówił w sądzie o swojej sytuacji: - Niedawno opieka społeczna dała mi 250 zł. Straciłem wszystko. Utrzymuje mnie mama i znajomi. Adrian Wykrota
Mariusz Jurkiewicz, były dyrektor Poznańskiego Ośrodka Specjalistycznego Usług Medycznych (POSUM), prawie 8 lat po zatrzymaniu został uniewinniony od zarzutów korupcji. W czwartek prawomocny wyrok wydał poznański Sąd Okręgowy. - Wszystkie łzy wyschły mi po rozwodzie, który nastąpił wskutek mojego aresztowania. Teraz czuję spokój, radość, ale i tęsknotę za synami, z którymi mam ograniczony kontakt - powiedział nam Mariusz Jurkiewicz tuż po wyroku.

Mariusz Jurkiewicz to prawnik po KUL-u, z dyplomem MBA. Był menedżerem z perspektywami. Kierował POSUM, dużą miejską placówką medyczną w Poznaniu. Potem szefował NFZ-owi w Szczecinie. Kojarzono go z PiS. Co prawda znające go osoby wskazywały, że stanowczo zbyt często zagląda do kieliszka, ale jego kariera wydawała się niezagrożona. Do czasu.

We wrześniu 2007 roku do jego drzwi, jak wspomina prawnik, zapukało "trzech smutnych panów" z ABW. Był wtedy szefem oddziału NFZ w Szczecinie. Został zatrzymany pod zarzutem wzięcia 230 tys. zł łapówki, jeszcze jako dyrektor poznańskiego POSUM. Na kilka tygodni trafił do aresztu w Łodzi. Celę dzielił z posłem Samoobrony Stanisławem Ł., zamieszanym w seks-aferę w tej partii.

Po zatrzymaniu stracił pracę, żona wystąpiła o rozwód i wyprowadziła się z domu wraz z dwoma synami. Jurkiewicz wpadł w depresję. Dziś opowiada, że po wyjściu z aresztu bał się otworzyć drzwi nawet listonoszowi.

- Straciłem wszystko, co miałem. Musiałem dorabiać jako stróż nocny na parkingach. Spotkała mnie także śmierć cywilna. Bo zasada domniemania niewinności w praktyce nie istnieje. Kiedy ciążyły na mnie zarzuty, wygrałem z pięć konkursów: m.in. na szefa poznańskiego NFZ czy na dyrektora szpitala. Ale nikt nie zdecydował się mnie zatrudnić - mówił w czwartek w sądzie Mariusz Jurkiewicz.

Jego kłopoty dotyczą wydarzeń sprzed dekady. I dużej afery korupcyjnej polegającej na dawaniu łapówek przez szefów firmy "Diagnostyka" z Krakowa, świadczącej usługi w placówkach medycznych w całym kraju. Przed laty do ABW zgłosił się jeden z byłych pracowników tej spółki i opowiedział, jak korumpowani są lekarze, szefowie szpitali, przychodni medycznych, pracownicy laboratoriów. Po to, by firma mogła zacząć świadczyć tam usługi. Łącznie ABW zatrzymała potem ok. 50 osób, w tym nawet dwóch byłych wiceministrów zdrowia w różnych rządach. Większość osób skazano, niektóre, jak byłego wiceministra zdrowia w rządzie PiS, uniewinniono. A niektórzy biorący łapówki, jak były wicedyrektor szpitala we Wrocławiu czy kierownik laboratorium z Legnicy, sami przyznali się do winy, czyli do brania łapówek.

Kulisy wejścia krakowskiej firmy do POSUM były następujące. Placówka, jako jednostka miejska, potrzebowała zgody urzędników na zlecenie usług diagnostycznych zewnętrznej firmie. Mariusz Jurkiewicz przekonywał urzędników, że tzw. outsourcing przyniesie miejskiej placówce spore oszczędności. Wkrótce dostał zgodę rady społecznej POSUM oraz władz Poznania. 30 grudnia 2005 roku otrzymał pisemne pozwolenie ówczesnego wiceprezydenta Jerzego Stępnia na zlecenie diagnostyki zewnętrznej firmie.

Już 6 stycznia 2006 roku Jurkiewicz powołał komisję przetargową. Jedna z jego podwładnych, Danuta G., która również usłyszała zarzuty korupcyjne w tej samej sprawie, po zatrzymaniu powiedziała śledczym, że dyrektor Jurkiewicz polecił jej ustawienie konkursu pod krakowską firmę. Sugerowała, że pewnie wziął łapówkę od krakowskiej firmy. Potem się z tego wycofała. Twierdziła, że obciążyła szefa oraz samą siebie pod presją i szantażem śledczych. Ponoć straszyli ją długą odsiadką, jeśli się nie przyzna. A w domu czekały na nią dzieci i schorowana matka.

Z podsłuchów, którymi dysponowali śledczy, wynikało, że Jurkiewicz przed rozstrzygnięciem przetargu kontaktował się z krakowską firmą. Z innymi firmami też rozmawiał. Według wersji prokuratury to właśnie krakowska "Diagnostyka" dostarczyła Jurkiewiczowi zapisy, które powinny znaleźć się w warunkach konkursu. Były dyrektor POSUM twierdził z kolei, że zapisy Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia dostał z placówki medycznej w Aninie.

Z podsłuchanych rozmów telefonicznych wynikało, że dyrektor POSUM mówił krakowskiej firmie, jakie inne spółki chcą startować w tym samym konkursie. Informował "Diagnostykę", że inni potencjalni oferenci domagają się łagodniejszych zapisów. Jacek P. z krakowskiej spółki radził wtedy Jurkiewiczowi, by odesłał te firmy z kwitkiem i kazał im "pocałować się w d...". Jednak dyrektor POSUM wyraził zgodę na łagodniejsze zapisy postulowane przez inne firmy. Chodziło m.in. o wydłużenie terminu składania ofert. Ostatecznie do konkursu stanęły dwie firmy, ale tylko ta z Krakowa złożyła ofertę w terminie. I jedynie ona była brana pod uwagę. Zlecenie dostała.

Po zatrzymaniach trzej ówcześni szefowie firmy diagnostycznej, zwani przez podwładnych "świętą trójcą", przyznali, że w firmie istniał swoisty fundusz. Wypłacono z niego "darowizny" dla określonych osób. Ówczesny prezes zeznał, że łapówka dla Jurkiewicza wyniosła 200 tys. zł i była najwyższą w historii firmy. Jej druga część wyniosła ponoć 30 tys. zł.

Prokuratura powołała się też na podsłuchy, zabezpieczyła notatnik Jacka P., jednego z szefów firmy. On przyznał się do skorumpowania Mariusza J. W notatniku określał go jako "człowieka prezydenta Grobelnego". Pisał też, że "trzeba dbać o PO".
Szefowie firmy dodali, że Mariusz Jurkiewicz początkowo mówił, że mają wpłacić oficjalną darowiznę dla POSUM. Pieniądze miały być przeznaczone na rozbudowę publicznej placówki i powstanie oddziału chirurgii jednego dnia. Była oczkiem w głowie Jurkiewicza. Darowizna, według jednej z koncepcji, miała być rozliczona w wyższym czynszu.

Szefowie firmy zeznali jednak, że z czasem, w kolejnych rozmowach, darowizna zaczęła przeradzać się w łapówkę dla Jurkiewicza. Dyrektor POSUM, według ich relacji, był ponoć także zainteresowany zakupem forda mondeo należącego do firmy. Samochód miał być wart 60 tys. zł. Mariusz Jurkiewicz rzekomo chciał zapłacić połowę tej kwoty.

Jacek P., kolejna osoba zarządzająca firmą, zeznał, że wręczył szefowi POSUM łapówkę w wysokości 200 tys. zł. Twierdził też, że pan dyrektor mówił, że pieniądze są potrzebne jemu oraz politycznym kolegom m.in. na kampanię samorządową.

- Kojarzy mi się, że wymienił PiS. Jurkiewicz zawsze powoływał się na wpływy w lokalnej polityce - zeznawał Jacek P.

Z kolei zdaniem M. Jurkiewicza szefowie firmy obciążali go, bo w swojej sprawie karnej liczyli na nadzwyczajne złagodzenie kary. Taki sam argument przywoływał jego obrońca adwokat Aleksander Kiel. Bronił Jurkiewicza "z urzędu", bo oskarżonego dyrektora nie było stać na adwokata "z wyboru". W sądzie Mariusz Jurkiewicz zapewniał, że nigdy w życiu nie wziął łapówki, nie prowadził wystawnego życia, spłacał kredyty. A 200 tys. zł miał widzieć na oczy po raz pierwszy w życiu, gdy sąd przeprowadzał eksperyment procesowy. W siedzibie NBP sprawdzano, do jak dużej koperty zmieści się 200 tys. zł. Wskazywał też na polityczny kontekst jego zatrzymania oraz to, że reprezentował kolejną grupą zawodową, z którą walczyła dawna władza.

- Kaczyński [Jarosław] i Ziobro [ówczesny minister sprawiedliwości], przed wyborami w 2007 roku chcieli zatrzymać ludzi z opozycji, z koalicji i trochę naszych. Ja nie byłem członkiem PiS, ale można powiedzieć, że byłem człowiekiem prof. Religi. Byłem też skonfliktowany z Joachimem Brudzińskim, baronem PiS w woj. zachodniopomorskim - przekonywał w sądzie Mariusz Jurkiewicz, wskazując na polityczne motywy zatrzymania. Podkreślał również, że nie chciał realizować woli konkretnych polityków, którzy próbowali wpływać na jego decyzje personalne w NFZ.

W marcu tego roku poznański sąd rejonowy uniewinnił Mariusza Jurkiewicza. Sędzia Sławomir Szymański wskazał, że żadna z podsłuchanych rozmów nie potwierdza korupcji, twierdzenia szefów firmy są niespójne, dowody prokuratury są po prostu słabe.
Apelację od wyroku złożyła oskarżająca w tej sprawie Prokuratura Apelacyjna w Łodzi. Prokurator Krzysztof Chojnacki dowodził, że przetarg był ustawiony pod krakowską "Diagnostykę", a Jurkiewicz dążył, by darowizna została mu wręczona "poza papierami".

Prokurator sądu nie przekonał. W czwartek sąd drugiej instancji podtrzymał uniewinnienie Jurkiewicza. - Sąd w ustnym uzasadnieniu wyroku wskazał nawet, że prokuratura zebrała dowody niezgodnie z prawem - podkreśla adw. Aleksander Kiel, obrońca Jurkiewicza.

Były dyrektor POSUM zamierza teraz wystąpić do Skarbu Państwa o odszkodowanie. Jak mówi, wskutek korupcyjnych zarzutów stracił 8 lat życia, rodzinnego i zawodowego. Liczy też, że teraz w końcu znajdzie pracę. Na razie mieszka z emerytowaną mamą, która go utrzymuje i wspiera. Niedawno, jak w czwartek mówił w sądzie, wystąpił o pomoc do opieki społecznej - dostał 250 zł na żywność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski