Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Raj odmłodzony [RECENZJA]

Cyprian Lakomy
Cyprian Lakomy
Paradise Lost, The Plague Within, Century Media 2015. Projekt okładki: Zbigniew Bielak
Paradise Lost, The Plague Within, Century Media 2015. Projekt okładki: Zbigniew Bielak Materiały wydawcy
"The Plague Within" nie jest radykalnym zwrotem ku przeszłości Paradise Lost. Przypomina o niej jednak najbardziej donośnie spośród ostatnich wydawnictw zespołu. I paradoksalnie, ta terapia czasami zamierzchłymi odjęła Brytyjczykom nieco na liczniku.

Wracamy do korzeni - takie deklaracje słyszeliśmy już nie raz i najczęściej kwitujemy je uśmiechem. Toteż kiedy słowa te padły z ust Grega Mackintosha i Nicka Holmesa – odpowiednio gitarzysty i wokalisty Paradise Lost - lekko się zaniepokoiłem. Wprawdzie nie skreśliłem nowej płyty na starcie, lecz jąłem zastanawiać się, czy po skądinąd niezłych albumach "Faith Divides Us Death Unites Us" (2009) i "Tragic Idol" (2012), Brytyjczycy koniecznie muszą grać sentymentalną kartą. W dodatku zarówno Greg, jak i Nick z powodzeniem pielęgnują swoje bardziej ekstremalne oblicza: pierwszy powoławszy do życia death/doommetalowy projekt Vallenfyre, drugi - dołączając do Bloodbath, z którym stworzył kapitalnie oldschoolowy krążek "Grand Morbid Funeral".

Oba przedsięwzięcia okazały się najwyraźniej katalizatorami dla Paradise Lost, który na "The Plague Within" wprawdzie nie uprawia muzycznej archeologii w najbardziej skrajnym wydaniu, ale brzmi tak, jakby ledwie wydał przełomowy w swej dyskografii krążek "Gothic", albo przynajmniej "Shades of God".

Nick Holmes, po treningu w Bloodbath, chętnie posługuje się growlingiem, nie zapominając też o czystym śpiewie, który – przyznajmy to szczerze – wychodzi mu dziś znacznie lepiej niż dwie dekady temu, kiedy chwilami nie potrafił się zdecydować na samczy ryk albo bardziej liryczne podejście do wokali. Gitary zgrabnie lawirują między ponurymi riffami a elegijną melodyką, a Adrian Erlandsson wykazał się niezwykłą oszczędnością w aranżach bębnów. O tym, że nie gra na nich ktoś inny, przypominają co jakiś czas charakterystyczne, gęste przejścia. Najbardziej wyrazistym ukłonem w stronę przeszłości jest bez wątpienia sześciominutowy walec "Beneath Broken Earth", snujący się ociężale w agonalnym transie. Inny przykład to grobowo wręcz chłodny „Flesh From Bone”, w którym słychać umizgi w stronę... black metalu. Ale na "The Plague Within" nie brak też momentów będących przeciwwagą, jak niezwykle chwytliwy "Terminal" i ballada „An Eternity of Lies”.

Ma „The Plague Within” swoje słabsze, jakby mniej potrzebne momenty, jednak szczęśliwie stanowią tu one mniejszość. Kiedy wybrzmiewają majestatyczne tony wieńczącego „Return to the Sun”, pamiętamy tylko te udane. Podkreślę na wszelki wypadek – kolejne dzieło Paradise Lost nie jest desperacką próbą odzyskania i zrekonstruowania ducha pierwszych wydawnictw za wszelką cenę. Tak naprawdę grupa nigdy tego ducha nie utraciła, a na ostatnich wydawnictwach rozbrzmiewał on coraz głośniej. A na czternastym albumie w jej dyskografii brzmi dumnie i wciąż aktualnie. Bo choć Brytyjczycy sięgają do korzeni, to nie zapominają, że grają tu i teraz. Do demencji i starczego uwiądu wciąż im na szczęście daleko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski