Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Afera hazardowa. Jak potoczyły się losy tych, których połączyła hazardówka?

Dorota Kowalska
Mirosław Drzewiecki
Mirosław Drzewiecki Marek Zakrzewski
Sześć lat temu Polska żyła aferą hazardową, która miała zatopić rząd. Nie zatopiła, bo według prokuratury afery nie było. Wielu zbiło na tej historii polityczny kapitał, inni musieli odejść.

To było polityczne trzęsienie ziemi. Zbigniew Chlebowski spocony jak mysz tłumaczył, że nie jest lobbystą, Mirosław Drzewiecki powtarzał w kółko, że Sobiesiaka zna, czasami zamienią ze sobą kilka słów i tyle. Grzegorz Schetyna zaciskał ze złości zęby, a Sławomir Nowak szukał na gwałt dla siebie nowego miejsca w polityce. Ale chyba najbardziej wkurzony był Donald Tusk. Jednoręcy bandyci, spore pieniądze, kontrowersyjny lobbing i nazwiska wpływowych polityków Platformy, w tym kilku ministrów, przewijały się w największej aferze od czasów objęcia rządów przez jego ekipę. I mogły ją pogrążyć.

Przypomnijmy: aferę ujawniono 1 października 2009 r. po opublikowaniu przez "Rzeczpospolitą" artykułu Cezarego Gmyza i zawartych w nim stenogramów nagrań rozmów szefa klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej Zbigniewa Chlebowskiego z biznesmenem z branży hazardowej Ryszardem Sobiesiakiem. Gmyz stenogramy zdobył prawdopodobnie z Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W rozmowach uczestniczyli też m.in. lobbysta Jan Kosek i znajomi Chlebowskiego pośredniczący w umawianiu spotkań. Sobiesiak twierdził, że w tej sprawie kontaktował się również z ówczesnym ministrem sportu i turystyki Mirosławem Drzewieckim. Nie ma co wchodzić w szczegóły, w skrócie chodziło o to, że Zbigniew Chlebowski, Mirosław Drzewiecki i inni politycy mieli wpływać na kształt nowej ustawy o grach losowych tak, by była ona korzystna dla biznesmenów z branży hazardowej.

Donald Tusk miał najwyraźniej dość, bo ze stanowiskiem pożegnali się: wicepremier, minister spraw wewnętrznych i administracji Grzegorz Schetyna, minister sprawiedliwości Andrzej Czuma, sekretarz stanu w Ministerstwie Gospodarki Adam Szejnfeld, sekretarz stanu w KPRM Rafał Grupiński, sekretarz stanu w KPRM Sławomir Nowak. No i Zbigniew Chlebowski, który przestał szefować klubowi parlamentarnemu Platformy.

Chlebowski i Drzewiecki, bo to ich nazwiska najczęściej padały w kontekście afery hazardowej, tuż po jej wybuchu i dymisjach zniknęli z Sejmu. Potem znowu się w nim pojawili. Po sejmowych korytarzach rozniosła się nawet plotka, że będą kandydować w wyborach do parlamentu w 2011 r. Chociaż, jak zauważyli politycy, "Miro" i "Zbycho", bo takie panowie mieli pseudonimy, zachowali się zupełnie od siebie rożnie. Drzewiecki, którego przez kilka miesięcy nie było w Sejmie widać, wrócił w doskonałym humorze. W ławach poselskich siedział uśmiechnięty, zadowolony. Sprawiał wrażenie, jakby znowu wrócił do politycznej I ligi. Chlebowski wręcz przeciwnie - był wycofany, nie wychylał się. Koniec końców, Zbigniew Chlebowski i Mirosław Drzewiecki w wyborach parlamentarnych w ogóle nie startowali.

Chlebowski z czasem zupełnie odciął się od polityki. Nie ma go w życiu publicznym. Ponoć pracuje, ponoć na kierowniczym stanowisku. Do Warszawy wpadał na początku dość często, teraz w stolicy właściwie nie bywa. Ale odnalazł się poza polityką, rodzina cały czas go wspierała.

Co innego Mirosław Drzewiecki. On wciąż błyszczy w mediach. Rozmawiałam z nim tuż przed świętami Wielkiej Nocy. Opowiadał mi, że kiedy wybuchła afera hazardowa, nie bał się. Wiedział, że nie ma żadnej afery, a przynajmniej żadnej, która byłaby jego udziałem. - Poczułem raczej wściekłość. I bezsilność. Po ludzku: wściekły byłem, że coś takiego można było uszyć. Afera hazardowa została ostatecznie wyjaśniona i zamknięta przez prokuraturę jako niemająca miejsca - tłumaczył.

Przeszedł przez to wszystko dzięki rodzinie - często podkreśla, że rodzina jest dla niego najważniejsza - i przyjaciołom. A także świadomości, że nie ma sobie nic do zarzucenia.

Nie tęskni do polityki? - Większość moich przyjaciół i znajomych to politycy, więc moje życie, siłą rzeczy, kręci się wokół polityki. Wszystkie nasze spotkania zaczynają się i kończą polityką. Nie mam więc okazji, żeby zatęsknić. Bywa też tak, że jestem zadowolony, iż mogę patrzeć na to wszystko trochę z boku, że nie jestem w środku wojny polsko-polskiej: to ułatwia obiektywne spojrzenie - mówił.
Inna rzecz, że Platforma już nie taka sama. - Wszystko się zmienia, świat idzie naprzód, więc również Platforma przez lata ewoluowała, zmieniała się i trudno się temu dziwić. To naturalna kolej rzeczy - stwierdził tylko.

On po odejściu z polityki wrócił tam, skąd do niej przyszedł. Prowadził przecież firmy, więc poszedł do biznesu. Nie było łatwo, 20 lat był liniowym zawodnikiem w polityce, ale rodzinne firmy, które miał ze wspólnikami, trwały. Tyle że czasy są inne, inna Polska, więc musiał się tego biznesu uczyć trochę od nowa. Wciąż zapraszają go do telewizji, udziela wywiadów. Komentuje bieżące sprawy polityczne jako były minister sportu, często wypowiada się na temat sportu i sportowców. Proszą, żeby przyszedł, jeśli ma czas - nie odmawia.

Adam Szejnfeld i Rafał Grupiński po aferze hazardowej też podali się do dymisji, co od razu zostało przyjęte. Dzisiaj mają się całkiem dobrze. Obaj są nadal w politycznej I lidze, Grupiński został nawet szefem klubu parlamentarnego Platformy. O Grupiński mówią w Sejmie: poeta, ale też wydał cztery tomy wierszy, przy Wiejskiej uchodzi za intelektualistę. Życiorys ma zresztą niezwykle bogaty: jest nauczycielem akademickim, wykładowcą historii kultury i estetyki na Wydziale Edukacji Artystycznej Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, pracował w "Tygodniku Literackim", był redaktorem naczelnym tygodnika kulturalnego TVP "Pegaz", prezesem zarządu Wydawnictw Szkolnych i Pedagogicznych i wydawnictwa Prószyński i S-ka. I można by tak właściwie wymieniać bez końca. Grupiński to cenny współpracownik. Zamknięty w sobie, nieco autystyczny, jak mówią politycy Platformy, ma skłonności do dłuższej analizy. Nie jest typem fajtera, politykiem pierwszej linii, ale doskonałym strategiem. Warto mieć go po swojej stronie. Grupiński przyjaźni się z Grzegorzem Schetyną, który wprawdzie po aferze hazardowej stracił stanowisko, ale dziś jest ministrem spraw wewnętrznych. I co tu dużo mówić, udowodnił, że twardy z niego gracz. Schetyna znał Ryszarda Sobiesiaka. Kiedyś ten drugi próbował ratować podupadający piłkarski Śląsk. Wielu mówi dziś, że nie robił tego wcale z sentymentu, ale widział w tym dobry biznes i sposób na poszerzenie swych politycznych znajomości. Sobiesiak szybko przekształcił klub w sportową spółkę akcyjną. Chciał jak najwięcej zarobić. Dlatego, zamiast inwestować w klub, zaczął oszczędzać. Sprzedał kilku czołowych zawodników. Klub zaczął staczać się na dno. W 2003 r. Śląsk spadł do III ligi. Brakowało pieniędzy na wszystko. Właśnie wtedy na ratunek przyszedł Grzegorz Schetyna , wówczas właściciel koszykarskiej spółki Śląska. Przez kilka lat Sobiesiaka i Schetynę łączyły interesy, nie szło im jednak dobrze. Schetyna wycofał się z tej współpracy, a Sobiesiak sprzedał swoje akcje w spółce piłkarskiej.

Schetyna od zawsze uważany był zresztą nie tylko za sprawnego polityka, ale też rzutkiego biznesmena. Zakładał np. we Wrocławiu pierwsze komercyjne Radio Eska. Eska została też sponsorem strategicznym wojskowego klubu sportowego, który był wówczas właścicielem upadającej sekcji koszykówki. Kiedy w klubie pojawił się Schetyna, od razu wprowadził zmiany organizacyjne, a drużyna, która lada moment miała się rozpaść, sześć razy zdobywała mistrzostwo Polski i z powodzeniem prezentowała się na europejskich parkietach. Genialnym zmysłem organizacyjnym Schetyna wykazał się już w połowie lat 80., kiedy został szefem wrocławskiego NZS. Zapobiegliwy, ostrożny, surowy dla współpracowników, ale też dla siebie. I pracowity. Kiedy był jeszcze numerem dwa Platformy, to on jeździł w teren, rozmawiał z działaczami i mówiąc kolokwialnie: odwalał czarną robotę. Znał wszystkich posłów Platformy z imienia i nazwiska, miał rozeznanie w problemach poszczególnych regionów. Jego przeciwnicy mówią, że jest twardym graczem bez skrupułów, nie znosi sprzeciwu i jeśli trzeba, bez zmrużenia oka eliminuje swoich przeciwników. Był prawą ręką Tuska, ale do czasu. Ostatnie miesiące premierowania Donalda Tuska to Schetyna na zesłaniu. Po wygranych wyborach parlamentarnych w 2011 r. nie został marszałkiem Sejmu, jak tego chciał.
Donald Tusk ogłosił, że kandydatką Platformy na to stanowisko będzie Ewa Kopacz, a pytany o przyszłość Schetyny stwierdził, że choć jest on jego bardzo bliskim przyjacielem i współpracownikiem, to aspirował wielokrotnie do roli konkurenta i lidera wewnętrznej opozycji, ale jak szybko dodał, jego propozycja dla obecnego marszałka Sejmu jest decyzją, która usunie jakiekolwiek spekulacje na temat rywalizacji między nimi. Na te słowa nikt już jednak nie zwrócił uwagi, bo oto po raz pierwszy premier publicznie przyznał, że miał w postaci przyjaciela Schetyny politycznego konkurenta, więcej nawet - lidera wewnętrznej opozycji. Jak można się było spodziewać, Schetyna został odsunięty na boczny tor i wylądował w "pieczarze", bo tak dziennikarze nazwali gabinet przewodniczącego Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Wydawało się, że to początek końca Grzegorza Schetyny, ale nie. Po tym, jak Donald Tusk odszedł do Brukseli, a stanowisko premiera objęła Ewa Kopacz, Schetyna wrócił do rządu. Jak tłumaczą politycy, Ewa Kopacz, chcąc pogodzić wszystkie frakcje w Platformie, szczodrze dzieliła między ich liderów stanowiska. I tak Grzegorz Schetyna został ministrem spraw zagranicznych w jej rządzie.

Jednym z największych przegranych afery hazardowej wydaje się Sławomir Nowak. Na początku wyglądało na to, że sobie poradzi, ale w ostateczności zgubiły go zbytnia pewność siebie i buta. Świetnie się zapowiadał. Jako student założył w 1994 r. własną firmę reklamową, był prezesem agencji reklamowej Signum Promotion, wiceprezesem Radia Gdańsk. Ale tak naprawdę od zawsze siedział w polityce.

Zaczynał, jak większość ludzi w otoczeniu Donalda Tuska, w Kongresie Liberalno--Demokratycznym. Po połączeniu z Unią Demokratyczną trafił do UW. Przez dwie kadencje pełnił funkcję szefa młodzieżówki UW - stowarzyszenia Młodzi Demokraci - którą wyprowadził z tej partii w 2001 r., podpisując jednocześnie umowę stowarzyszeniową z Platformą Obywatelską. Szybko zdobył zaufanie Tuska. Ambitny, uczył się angielskiego, chodził w dobrze skrojonych garniturach i potrafił przemawiać, a do tego rzeczowy i punktualny. W 2004 r. Nowak został posłem w miejsce wybranego do Parlamentu Europejskiego Janusza Lewandowskiego. Systematycznie, chociaż nie bez potknięć, piął się po szczeblach partyjnej kariery. Najbardziej przeżył właśnie aferę hazardową i swoje odwołanie z funkcji szefa gabinetu politycznego premiera. Największym zaskoczeniem było jednak przejście Nowaka do Kancelarii Prezydenta, na stanowisko ministra odpowiedzialnego za kontakty z rządem i parlamentem oraz za sprawy bezpieczeństwa. Wrócił jednak do swojego mentora, dostał tekę ministra infrastruktury, był blisko przy premierze, aż do wybuchu kolejnej afery, tej z zegarkami. W listopadzie 2013 r. prokurator generalny poinformował o zamiarze wystąpienia do Sejmu o uchylenie immunitetu Sławomira Nowaka, śledczy chcieli mu przedstawić zarzuty związane z nieprawidłowościami w oświadczeniach majątkowych. Tego samego dnia Sławomir Nowak złożył dymisję, która została przyjęta przez premiera. Potem było już tylko gorzej. 16 czerwca Nowak złożył rezygnację z członkostwa w partii. Wcześniej "Wprost" ujawnił nagrania jego prywatnej rozmowy z byłym wiceministrem finansów Andrzejem Parafianowiczem, której przedmiotem była kontrola organów skarbowych dotycząca działalności gospodarczej jego żony.
Pod koniec 2014 r. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście skazał posła Nowaka za złożenie pięciu fałszywych oświadczeń majątkowych, w których nie ujawnił drogiego zegarka. Wymierzył mu łączną karę 20 tys. zł grzywny. Nowak nie zjawił się na ogłoszeniu wyroku. Ale złożył mandat i odszedł z polityki.

A nie sposób nie wspomnieć o sejmowej komisji śledczej powołanej do wyjaśnienia afery hazardowej. Wypłynął na niej Bartosz Arłukowicz, obecny minister zdrowia, wtedy polityk lewicy. Był w tej komfortowej sytuacji, że nie musiał na komisji zaciekle atakować jak posłowie PiS ani też bronić swoich pozycji jak politycy Platformy. Kreował się więc na człowieka ponad podziałami, bezstronnego sędziego, który chce dojść prawdy. Po posiedzeniach komisji biegał z telewizji do radia, udzielał wywiadów, komentował wydarzenia dnia: zawsze do dyspozycji, przygotowany do rozmowy, uprzejmy. Mógł się jednak podobać Polakom: inteligentny, cięty język, dobra prezencja, charyzma i skończone studia medyczne. Rzetelny, dociekliwy, stanowczy. Donald Tusk ściągnął go do rządu, zrobił ministrem zdrowia, a Ewa Kopacz go zachowała. Wiceministrem w tym resorcie został Sławomir Neumann, również członek komisji hazardowej. Jej przewodniczący Mirosław Sekuła, samorządowiec, były prezes Najwyższej Izby Kontroli, nazywany Wielkim Sekułą i Sekułą Sekularum, nie był w komisji szczególnie lubiany, zwłaszcza przez posłów PiS. Ale w 2011 r. został podsekretarzem stanu w Ministerstwie Finansów i głównym rzecznikiem dyscypliny finansów publicznych.

7 kwietnia 2011 r. warszawska prokuratura okręgowa umorzyła śledztwo dotyczące tzw. afery hazardowej, m.in. z powodu braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa. Znaczy: afery nie było. Ale zaraz po tym umorzeniu głos zabrał wspomniany wyżej Bartosz Arłukowicz, wtedy jeszcze nie minister. - Jest to decyzja zdecydowanie zaskakująca, zdumiewająca. Prokuratura nie była w stanie udowodnić znamion przestępstwa w żadnym z prowadzonych przez siebie wątków sprawy - stwierdził. I jeszcze: - Okazuje się, że w Polsce nie jest przestępstwem to, że szef gabinetu politycznego próbuje wywierać nacisk na inne ministerstwo na temat składu zarządu spółki Skarbu Państwa, która decyduje o ogromnych przepływach finansowych i była pewną konkurencją dla części branży, którą reprezentował Ryszard Sobiesiak.
Może i racja. Ale afery ponoć nie ma i nie było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Afera hazardowa. Jak potoczyły się losy tych, których połączyła hazardówka? - Portal i.pl

Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski