Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Celebrity Splash od kuchni, czyli jaką publikę kochają kamery

Joanna Labuda
Celebrity Splash od kuchni, czyli jaką publikę kochają kamery
Celebrity Splash od kuchni, czyli jaką publikę kochają kamery Grzegorz Dembinski
Finałowy odcinek programu "Celebrity Splash" był wyreżyserowany od A do Z. Publiczność, od której animator oczekiwał "aktorskiej życiówki", mimo manipulacji, bawiła się całkiem dobrze. Doping dla faworyta zagłuszał nawet jury.

Przez trzy godziny trwania finałowego odcinka programu "Celebrity Splash" emitowanego przez telewizję Polsat, animator kazał klaskać, milczeć, płakać... z radości i tańczyć. Był miły, kiedy ludzie byli potrzebni do robienia show. Zwracał się do nich nawet "moi kochani". W przerwie poganiał, odsyłał na miejsca i na chwilę o uprzejmości zapominał. Mimo to 3 tysiące widzów, którzy pojawili się w minioną sobotę na Termach Maltańskich, zaskakująco mocno przeżywało skoki celebrytów i chyba w ogóle nie zauważyło, w jak przebiegły sposób telewizyjna machina sterowała ich reakcjami. Za to gwiazdy były w swoim żywiole.

Czerwonowłosa celebrytka kontra paraolimpijczyk
W odcinku finałowym wystąpiły cztery gwiazdy. Po reakcjach publiczności dało się jednak odczuć, że faworytów od początku było tylko dwóch. Z jednej strony przeważał fanklub czerwonowłosej gwiazdy internetu Saszan. Trybuną naprzeciwko "rządzili" fani Andrzeja Szczęsnego, niepełnosprawnego sportowca. Choć reakcje przed kamerami były w stu procentach wyreżyserowane, nie można tego samego powiedzieć o tym, co działo się poza nimi. "Dasz radę", "trzymaj się", "boję się o niego" - ludzie piszczeli i krzyczeli, kiedy na wieży pojawiał się paraolimijczyk.

Andrzej stanął na belce, odwrócił się i zachwiał. Publiczność dosłownie spanikowała. Odetchnęli dopiero, gdy Szczęsny wyszedł z basenu.

Saszan, która w ostatnim czasie podbiła internet, wspierały rzesze nastolatek. Gimnazjalistki przygotowały banery, plakaty, hasła, piosenki. Gdyby "Celebrity Splash" był konkursem na najgłośniejsze fanki, wygrałaby czerwonowłosa celebrytka. Przed skokami dziewczyna musiała uciszać swoje wielbicielki. Misheel Jargalshaikan była chora. Dosłownie. Pozując na ściance i w każdej możliwej przerwie wycierała nos. Za to wiernie kibicowała jej mama, której nie wystarczały skoki córki na żywo. Powtórki na telebimie oglądała kilka razy. Najwcześniej z finału odpadła Julia Wróblewska, której decyzja widzów specjalnie nie zaskoczyła. Nagrodę w wysokości 100 tysięcy złotych zgarnął Andrzej Szczęsny, a widownia oszalała.

Instrukcja trenera publiczności
Myśleć samodzielnie można, ale nie podczas emisji odcinka na żywo. Animator już na godzinę przed wejściem na antenę w przekonujący sposób instruował fanów co, jak i kiedy robić.

Zacznijmy od szału radości i zachwytu. - Musimy zrobić jedną, wielką, energetyczną masakrę z państwa udziałem - zapowiedział, jak tylko na trybunach pojawiła się publiczność.

Dalej krótka lekcja, kiedy można te emocje okazywać:

- Szanowni państwo! Pamiętacie dwa światełka - czerwone i niebieskie? Co robimy na czerwone?

Odpowiedzią nie były słowa, ale wrzaski, krzyki, śmiech i brawa. Nie było wątpliwości - reakcje publiczności koło spontaniczności nawet nie stały.

- Andrzej, Andrzej, Saszan, dajesz! - zaproponował.

Po czerwonym światełku zapaliło się niebieskie. Wtedy nastała cisza. Nie można było nawet drgnąć. Ludzie dokładnie wiedzieli, co robić - animator był zachwycony.

Spektakl na Termach Maltańskich zaczął przypominać mecz piłki nożnej. Przed skokiem, jak przed zdobytą bramką, kibicom miało zapierać dech w piersiach. Bo mogły, a wręcz musiały, dziać się cuda.

Do tego doszła jeszcze fala.

- Nasi reżyserzy i producenci mówią, że to pięknie wygląda w telewizji - próbował zachęcić animator.

Ale fala również nie mogła być spontaniczną reakcją: - Za każdym razem robimy ją dwukrotnie - tu pojawiło się krótkie wyjaśnienie, że falę wykonujemy szybko i dynamicznie. Ale kiedy?

- Gwiazda schodzi ze schodków, przybija piątki z publicznością i rusza materiał o przygotowaniach do skoku. Po materiale robimy falę - koniec instrukcji.

Publiczność nie mogła też samodzielnie zadecydować, czy zgadza się z opinią jury. Prowadzący wyraźnie zaznaczył, że kiedy celebryta dostaje tróję, wszyscy powinni zrobić "buu", "łee" lub wydać z siebie inny dziwny dźwięk. Oklaski mogą pojawić się dopiero przy wysokich notach.

Finałowy odcinek był więc zaplanowany od A do Z. Zdaje się, że tylko potknięcie i nur do basenu prowadzącego program Łukasza Grassa na zakończenie, mogły nie być wyreżyserowane.

Termy w telewizji
Program "Celebrity Splash" trwał dwa miesiące. W tym czasie na Termach Maltańskich zainstalowano pół tony kamer, świateł i mikrofonów. Czy się opłacało?

- Nasz obiekt przez cały czas emisji programu pokazywany był w ogólnopolskiej telewizji. To dla nas świetna promocja, zważywszy że zwykle firmy muszą za to płacić - mówi Łukasz Kubiak z Term. - W tym wypadku było inaczej. My zarobiliśmy na tym projekcie. Poza opłatami związanymi z utrzymaniem basenów, nie ponieśliśmy żadnych kosztów - zapewnia.

Kolejna edycja prawdopodobnie rozpocznie się już w październiku. Jak mówi Łukasz Kubiak, już możemy być pewni, że Termy po raz kolejny będą chciały być gospodarzem programu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski