Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piłkarze Lecha Poznań panikują przy stałych fragmentach

Karol Maćkowiak
Maciej Skorża
Maciej Skorża Andrzej Szkocki Polska Press
Podopieczni Macieja Skorży wpadają w panikę, gdy rywale uderzają piłkę ze stałych fragmentów gry. Wiosną Lech Poznań w lidze i Pucharze Polski w ten sposób stracił aż sześć z ośmiu goli.

Co z tego, że Kolejorz chwali się, że jego obrona wiosną straciła najmniej goli w Ekstraklasie? Na nic zdały się przedmeczowe ostrzeżenia sztabu szkoleniowego, który zwracał uwagę na to, że silną stroną Błękitnych Stargard Szczeciński są właśnie stałe fragmenty gry. Mecz potwierdził, że Lech wpada w poważne tarapaty, kiedy rywale wykonują rzuty wolne i rożne, nawet gdy wie o tym, że przeciwnik ten element dopracował do perfekcji.

Piłkarze Lecha są zagubieni przy rzutach wolnych i rożnych jak dzieci we mgle. Apogeum nastąpiło w Stargardzie Szczecińskim, gdy II-ligowy zespół Błękitnych w ten sposób zdobył aż dwie bramki, obie za sprawą Tomasza Pustelnika. W obu przypadkach obrona Lecha popełniła kardynalne błędy. Gracz Błękitnych miał dużo czasu, by spokojnie przymierzyć – najpierw wolejem, potem głową. Za pierwszym razem Pustelnika pozostawiono bez opieki na środku pola karnego, drugim - z piłką minął się Jasmin Burić, daleko od strzelca był też Kebba Ceesay.

Kłopoty z obroną przy stałych fragmentach gry Lech miał także w wtedy, gdy w bramce stał Maciej Gostomski, który wpuścił gola po dośrodkowaniu z rzutu rożnego w Szczecinie. Wówczas tłumaczono to pechem, wszak był to pierwszy mecz rundy, dziś wiadomo, że to nie przypadek. Trudno powiedzieć, by Lechowi brakowało w obronie graczy o dobrych warunkach fizycznych – choćby Marcin Kamiński ma 189 cm wzrostu, zaś jego partner ze środka defensywy, Paulus Arajuuri aż 192. Problem leży gdzie indziej.

Trener Maciej Skorża nie jest zwolennikiem indywidualnego krycia. Woli, gdy każdy zawodnik odpowiada za określoną strefę boiska. Kończy się to jednak tak, że gracze drużyny przeciwnej mają zbyt wiele swobody.

- Odpowiedzialność za straty bramek ze stałych fragmentów gry, a jest ich dużo, się rozmywa. Nie jesteśmy tak zdyscyplinowanym zespołem jak choćby drużyny niemieckie i stąd problemy - mówi były znakomity piłkarz Kolejorza, Ryszard Rybak, który od początku rundy zwracał uwagę na zachowanie lechitów przy dośrodkowaniach ze stojącej piłki. - Strefą kryje wiele czołowych klubów w Europie, aczkolwiek jest to bardzo ryzykowne – dodaje.

Faktem jest, że Lechowi gola ze stojącej piłki potrafi wbić dziś każdy – ostatni w tabeli Zawisza Bydgoszcz, I-ligowy Znicz Pruszków czy wreszcie półzawodowy zespół Błękitnych. To wystawia poznaniakom fatalną opinię. - To, co zrobiliśmy, to wstyd. Nie możemy tak tracić bramek. Mówimy, że ich silną stroną są stałe fragmenty gry, a w ten sposób tracimy dwa gole. Mieliśmy dobry wynik, mieliśmy grać w piłkę, a zaczęliśmy ją kopać – tłumaczył się po meczu przed kamerami telewizyjnymi Marcin Kamiński.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski