Poznaliśmy się chyba przy okazji ligowego wyjazdu Warty. Nawet nie zauważyłem, kiedy przeszliśmy na „ty”, bo „Wąs” to był swój chłop. Prowadził drużynę, która jeździła na mecze zdezelowanym autobusem, a w składzie miał takich piłkarzy jak Piotr Prabucki czy Tomasz Iwan. A to nie była dwójka „przecinaków”, tylko takich graczy, co byli w stanie rozmontować obronę każdego klubu ekstraklasy.
Wąsikiewicz przewędrował później całą Wielkopolskę (jako jeden z nielicznych prowadził wszystkie najważniejsze drużyny w regionie), ale chyba najlepiej czuł się właśnie w klubie przy Dolnej Wildzie. Największe sukcesy święcił jednak w Amice Wronki, z którą zdobył Puchar i Superpuchar Polski. Pod jego skrzydłami dojrzewały takie tuzy piłkarskie jak Marek Bajor, Paweł Kryszałowicz, Grzegorz Król i Dariusz Jackiewicz. Ci dwaj ostatni mieli talent na miarę Roberta Lewandowskiego, ale nigdy niestety go nie wykorzystali.
W kolejnych latach nie miał już tyle szczęścia i często zaliczał epizody (przy Bułgarskiej pracował w sumie 40 dni). Na początku tego wieku wrócił do swojej ulubionej Warty, ale to nie była już drużyna z czasów, kiedy Wielkopolska miała cztery zespoły w ekstraklasie.
Dziesięć lat temu piłkarskie koleje losu zaprowadziły go do Arki Gdynia. W niej przez dwa sezony był zarówno trenerem, jak i dyrektorem sportowym. To niechlubny okres w jego karierze, bo w grudniu 2007 r. został skazany prawomocnym wyrokiem na 3,5 roku pozbawienia wolności, w zawieszeniu na 7 lat, za udział w „ustawianiu” wyników Arki. Chciał wrócić do zawodu, ale okazało się, że nawet w Concordii Murowana Goślina dla niektórych był zbyt kontrowersyjnym szkoleniowcem. Cztery lata temu pasował już do Tura Turek, a w grudniu ubiegłego roku, mimo zaawansowanej choroby, chciał jeszcze pomóc grającej w okręgówce Polonii Poznań. Czasami w ostatnich latach wcielał się też w rolę skauta, bo czasy się zmieniają, ale na piłce i tak się lepiej znają ci, którzy na niej zjedli zęby niż świeżo upieczeni absolwenci AWF.
Ktoś może powiedzieć, że to był typowy trener-strażak, ale za to niezawodny i z właściwym podejściem do ludzi (z tym jak integrować i motywować piłkarzy trzeba się urodzić, bo na kursach i w podręcznikach o tym nie mówią, ani nie piszą). Gdyby nie znał się też na swoim warsztacie, to nie byłby ceniony przez działaczy i zawodników. W podejściu „Wąsa” podobała mi się jeszcze jedna rzecz. Nie dość, że nie lubił pracować poza Wielkopolską, to nigdy też nie dał po sobie poznać, że z którymś z naszych klubów bardziej sympatyzuje. Był człowiekiem futbolu i sportu (pracował również jako nauczyciel w-f), a nie jednych barw i jednego klubu.
Z Wojciechem Wąsikiewiczem pożegnamy się w najbliższy wtorek o godz. 13.50 na cmentarzu junikowskim w Poznaniu.
Chcesz skontaktować się z autorem informacji? [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?