Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maryla Rodowicz: Mąż pilnuje, abym nie plotła bzdur... [ROZMOWA]

Marek Zaradniak
Maryla Rodowicz zaśpiewa w sobotę w poznańskim Teatrze Wielkim
Maryla Rodowicz zaśpiewa w sobotę w poznańskim Teatrze Wielkim Tomasz Hołod/Polskapresse
Maryla Rodowicz, która w sobotę zaśpiewa w poznańskiej Operze, opowiada o najważniejszych dla niej ludziach, którzy wywarli wpływ na jej życie, kształtowali jej poglądy na świat, gust i ekspresję artystyczną

Pod koniec 2013 roku ukazała się Pani autobiografia "Wariatka tańczy". Tymczasem teraz mamy kolejną - "Maryla. Życie Marii Antoniny", ale już jako autorka towarzyszy Pani Maria Szabłowska. Tyle że w tej drugiej opowiadają o Pani najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy. Tamta autobiografia była niepełna?
"Wariatka tańczy" to typowa autobiografia. Natomiast album "Maryla. Życie Marii Antoniny" to Maryla widziana oczami moich muzyków, moich współpracowników, rodziny, ale co najważniejsze jest tam bardzo dużo fotografii - prywatnych, sesyjnych, zdjęcia kostiumów. To zupełnie innego rodzaju wydawnictwo. To po prostu pięknie wydany album.

Są tam wypowiedzi osób, które miały na Panią szczególny wpływ. Jakie kryteria wyboru Pani stosowała?
W tym albumie znalazła się tylko połowa wywiadów, które przeprowadziła Marysia Szabłowska. Ale będzie drugi - ukaże się prawdopodobnie w maju. Okazało się, że jest też sporo wywiadów z moimi stylistkami, muzykami i fanami, no i mnóstwo listów właśnie od fanów. Mam bogate archiwum.

Te wypowiedzi nie były autoryzowane. Nie zaskoczyły Pani?
Niektóre tak, bo oczywiście każdy widzi siebie inaczej. Ludzie z zewnątrz mogą widzieć to, czego ja się nawet nie domyślam. To była dla mnie ciekawa lektura. Odnoszę się do każdego z wywiadów. Komentuję je w książce.

Porozmawiajmy o ludziach ważnych dla Pani. Zacznijmy od stosunku do świata i ludzi...
Zawsze byłam ciekawa świata i w czasach liceum namiętnie słuchałam wiadomości politycznych. Nawet założyłam specjalny zeszyt, w którym wpisywałam nazwy krajów, w których działo się coś ważnego albo ciekawego. Słuchałam wiadomości, czytałam prasę i pisałam komentarze. Do tej pory mi to zostało, że interesuję się losami świata.
Dzień zaczynam od przeczytania wiadomości, tyle że już teraz w internecie.

"Wolnej Europy" lub "Głosu Ameryki" też Pani słuchała?
Obowiązkowo, a na dodatek u mnie w domu słuchało się też Londynu: "Tu mówi Londyn". Bum, bum, bum... Ja musiałam stać na czatach przy drzwiach, czy nikt nie podsłuchuje, bo przecież to było karalne. Wszystkiego słuchaliśmy na radiu Tesla. Pamiętam to z dzieciństwa. Ale pamiętam też, jak poszłam z mamą na jakieś wybory. Ci, którzy chcieli kogoś skreślić, wchodzili za zasłonkę. Ja znów musiałam stać na czatach, bo mama bała się, że ktoś zajrzy, kogo skreśla. Była tak zdenerwowana, że kreśląc porwała tę kartkę. Gdy wyszłyśmy z lokalu wyborczego, szedł za nami szpicel i kluczyłyśmy przez jakieś podwórka. Cóż, takie były czasy.
Mama jest silnie obecna w Pani życiu...
Miała na mnie ogromny wpływ, była i jest niedoścignionym wzorem. Nasz dom prowadziła babcia - mama mojej mamy. Gotowała, szyła sukienki, plotła mi warkoczyki do szkoły, robiła śniadanie, goniła z podwórka do domu, żebym odrobiła lekcje. Wtedy nie było telewizora i wszystko co najciekawsze dla dziecka działo się właśnie tam. Natomiast mama pracowała - była dekoratorem wystaw sklepowych. Po południu robiła jakieś fuchy, a w nocy malowała jeszcze kartki świąteczne. Przy okazji zawsze była zadbana. Interesowała się modą. Chodziła regularnie do fryzjera. Mama ma teraz 90 lat i jak przyjeżdża do mnie strofuje mnie: "Dlaczego nie robisz manicure i pedicure? Jesteś taka zaniedbana!". Pamiętam też jej wspomnienia związane z Poznaniem - mama jeździła tam na Targi. Coś tam dekorowała. Opowiadała, że w czasie Poznańskiego Czerwca znalazła się przy Operze, gdzie - nota bene - ja w sobotę dam koncert. Kule świstały, więc chowała się za lwy.

Sporo czasu jednak spędzała Pani z babcią?
Babcia od moich najmłodszych lat czytała mi książki. W domu mieliśmy dużo dobrej literatury. Najpierw więc Sienkiewicza i Kraszewskiego, bo to były babci ulubione lektury. A potem już bardziej dorosłą literaturę. Modne były książki Francoise Sagan, Flauberta, Hemingwaya. Do tej pory lubię, gdy ktoś mi czyta... Babcia była ze Wschodu - mama urodziła się w Wilnie, a babcia pod Lidą. Babcia też świetnie gotowała. Stąd pewnie moje wspomnienia kręcą się wokół kuchni babci - robiła fantastyczne zupy... To ona dbała o to, aby w domu zawsze był obiad. I może pieniędzy nie było za dużo, ale nigdy nie byłam głodna. I zawsze zadbana, bo wujek z Chicago przysyłał paczki, a w nich sukienki, które babcia mi przerabiała na przywiezionej z Wilna maszynie Singera. Zawsze chodziłam wystrojona.

To widać do dziś. Wiadomo już skąd się biorą Pani fantastyczne kreacje. Więc to babcia kształtowała Pani gust artystyczny?
Głównie jednak mama. Przesiadywałam u niej w pracowni dekoratorskiej. Patrzyłam, jak robi jakieś reklamy, maluje, pięknie pisze. Chodziłam z nią też do sklepów, gdzie przygotowywała wystawy. Mama miała bardzo nowatorskie pomysły - zdarzało się, że stawiała mnie na przykład na wystawie jako manekin i... nagle miałam się ruszać. Ludzie zatrzymywali się na ulicy jak wryci. Mama zdobywała bardzo dużo nagród za takie wystawy. Malowała też obrazy. Więc moje potrzeby i wymagania plastyczne to jej zasługa. W naszym domu we trzy też śpiewałyśmy często, i to proszę sobie wyobrazić... na głosy. Do tej pory lubię śpiewy wielogłosowe. Uwielbiam.

No i jesteśmy przy muzyce - kto w tej dziedzinie kształtował Panią?
W latach 50. radio w domu grało cały czas. Mam taki sentyment do tych lat, tamtej muzyki, którą emitowało Polskie Radio. Dużo swingu, brzmienia bigbandowe, z nostalgią wspominam piosenki Marii Koterbskiej i Marty Mirskiej. Do tego stopnia, że parę lat temu nagrałam płytę z piosenkami z tamtych lat: "Autobus czerwony", "Cicha woda". To była płyta "50".
To sam początek otwarcia na muzykę, a potem?
W latach 60. gdy przyszedł do polski rock'n'roll w Polskim Radio słuchałam piosenek Billa Halley'a, Pata Boone' a czy Neila Sedaki. To miało na mnie ogromy wpływ. Koledzy w szkole mieli gitary i nauczyli mnie pierwszych akordów. Rock'n'roll po prostu wtedy rządził.

Rock'n'roll rządził, ale gdy już Pani śpiewała, zabiegała Pani o własne teksty.
To w latach 70. Kiedy zaczęłam być rozpoznawalna i zaczęłam nagrywać pierwsze piosenki, ważne było dla mnie, co śpiewam. Wtedy był to taki zaangażowany amerykański folk - Bob Dylan, Pet Seeger, Woody Guthrie, no a z polskich wykonawców - Kasia Gaertner.

Dlaczego akurat ona?
Kasia przyjechała kiedyś do mnie do akademika na AWFie, bo ktoś jej powiedział, że jest tam taka śpiewająca studentka, niejaka Maryla. I ona zrobiła mi przesłuchanie. Usiadła do pianina. Usiłowała mnie wywalić z frazy, ale jej się nie udało! Była dość zaskoczona, skąd tyle muzykalności u studentki AWFu i… zaczęła dla mnie pisać. To była fantastyczna współpraca. Ona wtedy pisała do tekstów Ernesta Brylla, z którym zrobiła śpiewogrę "Na szkle malowane". Śpiewali tam też Niemen i wielu innych artystów. Potem też z Bryllem zrobili śpiewogrę "Zagrajcie nam dzisiaj wszystkie srebrne dzwony". Kasia mnie angażowała do wszystkich projektów. Dopiero później poznałam Agnieszkę Osiecką. Stanowiłyśmy wymarzone trio. Agnieszka była świetnym rzemieślnikiem. Szybko i sprawnie pisała. Poza tym była wielką poetką.

I obracała się w wielkim świecie...
Oczywiście. Byłam taką młodą dziewczyną, która nie miała specjalnie pojęcia o świecie. Agnieszka wprowadzała mnie na salony. Dzięki temu, że była żoną Daniela Passenta poznałam przez nich Mieczysława Rakowskiego i całe środowisko tygodnika "Polityka". To był dla mnie skok intelektualny. Natomiast w czasie studiów na AWFie zetknęłam się z Jonaszem Koftą i Adamem Kreczmarem, którzy robili tam kabaret i mnie zaangażowali. Śpiewałam do tańca w klubie standardy rockowe, ale w kabarecie śpiewałam inny repertuar.

A jacy mężczyźni jako artyści odcisnęli piętno na Pani wrażliwości - Czesław Niemen?
Niemen to dla mnie wielki wzór. Mój wielki idol. Niedawno widziałam w telewizji bardzo wzruszający film o Czesławie. Śpiewał jak nikt - miał przepiękny głos oraz sposób interpretacji i prowadzenia głosu.
Z jednej strony Czesław, ale także całkowicie odmienny stylistycznie Marek Grechuta...
Z Markiem razem wystartowaliśmy na festiwalu piosenki studenckiej w Krakowie. Ja wygrałam. Marek był drugi. Śpiewał wtedy z zespołem Anawa. To były przepiękne piosenki. A potem w 1977 roku spotkaliśmy się w musicalu "Szalona lokomotywa" w Teatrze STU. Spędziłam wtedy parę miesięcy w Krakowie. To było jeszcze inne przeżycie, muzyka Jana Kantego Pawluśkiewicza i Marka do tekstów Witkacego. Powstała z tego świetna płyta "Szalona Lokomotywa".

Nie możemy chyba pominąć Seweryna Krajewskiego.
Muzycznie miał na mnie wielki wpływ. Poznałam go na samym początku mojej kariery, kiedy jeszcze jako studentka śpiewałam w recitalu Jerzego Połomskiego w Gdańsku. Mieszkałam w kwaterze prywatnej w domu, w którym mieszkał też Seweryn. Wtedy napisał mi pierwsze piosenki. "Chcę mieć syna", "A na czas wojny". W sumie Seweryn napisał dla mnie kilkadziesiąt kompozycji.

No i śpiewaliście też w duecie.
Oczywiście i "Gadu, gadu" i "Dobrą pogodę na szczęście" i inne.

Ale skoro jesteśmy już przy duetach. Swego czasu podczas imprezy jednego z banków dostałem płytę "Maryla Rodowicz i przyjaciele", gdzie Pani śpiewała w duetach. Wydało ją Polskie Radio. Miała wkrótce ukazać się na rynku, ale do dziś jej nie ma. Dlaczego? Czy jest szansa, że się kiedyś ukaże?
Raczej nie, była to edycja specjalna, nie rynkowa. Ale teraz jestem w trasie akustycznej. Wszystkie koncerty nagrywam i z tego materiału też może powstanie płyta. Śpiewam w tym recitalu, który będzie właśnie w Poznaniu, głównie piosenki Osieckiej, ale i teksty Magdy Czapińskiej: "Wsiąść do pociągu", "Z sufitu", "To jest Magda" czy "Leżę pod gruszą".

Nie sposób nie zapytać Panią o Daniela Olbrychskiego. Byliście parą?
Tak. Daniel to świetny aktor i bardzo wrażliwy człowiek. Oprócz tego, że grał w filmach i w teatrze jeździł też po Polsce z monodramem Norwida. Często mu towarzyszyłam. Pięknie recytował zwłaszcza mojego ulubionego poetę - Ildefonsa Gałczyńskiego. Dzięki Danielowi poznałam środowisko teatralne - Adama Hanuszkiewicza, Zosię Kucównę, a w Moskwie Wołodię Wysockiego. To był zupełnie inny świat.

A reżyser Krzysztof Jasiński?
To też świat teatru. Dzięki niemu obracałam się w świecie bardziej ambitnej literatury. Ale skoro już jesteśmy przy Krakowie nie mogę pominąć tak ważnej dla mnie osoby jak Andrzej Sikorowski. Napisał dla mnie wiele piosenek jak "Rozmowa przez ocean" , "Ale to już było" i wiele innych mniej znanych, ale wyjątkowych. Bardzo go cenię. To taki bardzo krakowski bard.
Od lat przyjaźni się Pani z Heleną Vondrackovą?
Z Helenką bardzo się lubimy. Znamy się od lat 70. Poznałyśmy się podczas festiwalu w Sopocie. W 1977 roku, kiedy ona śpiewała "Malovani Dzbanku", a ja "Kolorowe jarmarki", ona zdobyła nagrodę jury, a ja nagrodę publiczności. Od tego czasu się przyjaźnimy. Helena mówi, że ja jestem tak szalona, że to zupełnie inny świat. Moje pomysły wprawiają ją w zdumienie. Mówi o mnie: - "Ten diabeł. l co ona znowu wymyśliła".

Mówiliśmy o ludziach z Warszawy, z Krakowa , z Gdańska, a w Poznaniu, kogo Pani ma?
Wiadomo! Urszulę Sipińską, która była taką moją konkurencją w latach 70. Podobno toczyły się jakieś walki pomiędzy nami. To nieprawda. Bardzo Urszulę lubię. Jest świetną dziewczyną.

A mąż, Andrzej Dużyński? Jaka jest jego rola?
Mąż to moja opoka, wspiera mnie w projektach, zajmuje się ich stroną prawną. Nie dalej jak w minioną niedzielę autoryzowałam duży wywiad. Czytałam go mężowi. Gdyby nie jego uwagi, to bym jechała po bandzie, a tak, to on pilnuje, żebym nie plotła bzdur... Uważa, że nie powinnam się narażać ani zdradzać rodzinnych tajemnic. Ja jestem osobą bardzo otwartą i opowiadam bez żadnego zahamowania. Mąż jest moim pierwszym cenzorem.

***

Maryla Rodowicz urodziła się 8 grudnia 1945 roku w Zielonej Górze. Jej rodzina wywodzi się z Kresów Wschodnich. W latach 60. piosenkarka studiowała na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie.
Jest matką trójki dzieci. Jan Jasiński urodził się w roku 1979, Katarzyna Jasińska przyszła na świat w roku 1982, a Jędrzej Dużyński w 1987.

W 1967 roku Maryla Rodowicz wygrała VI Festiwal Piosenki i Piosenkarzy Studenckich w Krakowie. Śpiewała wtedy piosenki "Jak Cię miły zatrzymać?" i "Pytania". Rok później wzięła udział w koncercie "Debiuty" VI Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Śpiewała piosenki "Zabierz moje sukienki" oraz "Co ludzie powiedzą?". W 1969 Opole przyniosło jej pierwszy wielki przebój "Mówiły mu". Wokalistka została też wtedy "Piosenkarką roku" w plebiscycie Polskiego Radia.

Antologia W latach 2012/2013 ukazała się licząca 19 płyt Antologia Maryli Rodowicz. Siedem spośród tych krążków to seria "Rarytasy" zawierająca nagrania wcześniej nie zarejestrowane na płytach. Pozostałe to reedycje płyt wydanych wcześniej w wielu wypadkach tylko na winylach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski