Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kuba Kapral: Moje babcie i dziadkowie są ze wsi. Ze mnie wypływa ludowy humor [ROZMOWA]

Kamil Babacz
Kuba Kapral, laureat Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie animacja kultury
Kuba Kapral, laureat Medalu Młodej Sztuki w dziedzinie animacja kultury Grzegorz Dembiński
Medale Młodej Sztuki 2015: Animacja kultury. Czy to ustawiając małą tęczę na placu Zbawiciela, czy goląc wąs pod urzędem, Kuba Kapral lubi ludzi dziwić i bawić, a jednocześnie zachęcać do myślenia. Sam mówi o sobie, że jest klaunem, a teraz także bankrutem z medalem.

Jest właściwie niemal pewne, że kiedy w Poznaniu jest coś nie tak, to Kuba Kapral wyjdzie na ulicę. Skąd ma Pan w sobie tyle uporu?

Kuba Kapral: Chce mi się, bo miasto należy do nas, mieszkańców. Jeśli dzieje się w mieście coś, co mi się nie podoba, to głośno o tym mówię. Ale jest też sporo innych osób, które zabierają głos, na przykład anarchiści.

Pana metody protestu są pełne absurdalnego humoru - goli Pan wąs, próbuje ustawić małą tęczę na poznańskim placu Zbawiciela, tańczy z biskupem na plecach. Dlaczego wybrał Pan tę formę?

Kuba Kapral: Jestem wbrew pozorom pogodnym człowiekiem. Wybieram tę formę, bo lubię zabawne rzeczy, lubię być zabawny, lubię się śmiać. Jako grupa Circus Ferus często jesteśmy klaunami, szczególnie działając na ulicy - kiedy stawiamy tęczę na placu Zbawiciela w Poznaniu, czy kiedy pastiszujemy Placido Domingo w koncercie Placebo Domino. Na ulicy najlepiej sprawdza się dowcip ludyczny. Moje babcie i dziadkowie są ze wsi, moi rodzice to robotnicy. Można powiedzieć, że jeszcze niedawno biegałem po ściernisku. Jestem z ludu i ludowy humor, ludowa forma wypowiedzi, jaką jest działanie happeningowe, wypływa ze mnie.

Circus Ferus działa od trzech lat, ale przewinął się Pan przez wiele grup teatralnych.

Kuba Kapral: Wcześniej współpracowałem z Teatrem Ósmego Dnia, Usta Usta Republika, Strefą Ciszy, Porywaczami Ciał. Tam zdobywałem szlify. W międzyczasie zakładałem studenckie grupy: Koło Gospodyń Miejskich, Luducios, następnie, wraz z przyjaciółmi, poważniejszą grupę: Teatr Palmera Eldritcha. Od trzech lat ciągniemy Circus Ferus. Działamy zespołowo - spektakle nie mają jednego reżysera, wszystko robimy razem.

Bardzo często pojawia się Pan jednak w mediach jako twarz Circus Ferus...

Kuba Kapral: Mam parcie na szkło, więc się wypowiadam. Określam się motorniczym grupy. Napędzam ją do działania. Nie wszystko zależy ode mnie, bo grupa jest tak otwarta, że nie biorę udziału we wszystkich projektach. Ale staram się koordynować działania przy naszych większych akcjach.
Przyznaliśmy Panu medal "za upór i opór". Zgadza się Pan z tym uzasadnieniem?

Kuba Kapral: Tak, choć ten upór to zwykle działanie w trudnych sytuacjach. Często bywam na skraju bankructwa. Do wielu akcji dopłacam. Na rynku sztuki i wśród urzędników ciągle pokutuje wyobrażenie, że my to robimy dla zabawy i powinniśmy się cieszyć, jeśli dostaniemy jakiekolwiek pieniądze. A ja uważam, że ta praca, prowadzenie dialogu przy pomocy sztuki, jest potrzebna społeczeństwu. Szczególnie teraz, kiedy jesteśmy w dziwnym miejscu, na zakręcie. Czytelnictwo jest na tragicznym poziomie, do teatru większość ludzi nie chodzi. Tym bardziej potrzebne jest pielęgnowanie kultury i sztuki. Śmieję się, bo dostaję medal, a jestem na skraju załamania finansowego. Bankrut z medalem. Ale nie narzekam. Poradzę sobie i będę dalej działał.

Zaskoczyła Pana reakcja na próbę ustawienia tęczy w Poznaniu na placu Zbawiciela?

Kuba Kapral: Ta akcja miała być przeprowadzona z partyzanta. Trochę za wcześnie zawiadomiliśmy media. Nie chodziło o robienie szumu, wyobrażaliśmy ją sobie jako drobny żart. Kiedy informacja wyciekła i zrobiło się z tego wydarzenie, wiedzieliśmy, że może być ostro, ale nie że aż tak. Myśleliśmy, że uda się ją normalnie przeprowadzić. Ale gdyby nie reakcja środowisk skrajnie prawicowych i interwencja ZDM, to nie byłoby takiej fajnej puenty, jak wywiezienie tęczy na wysypisko przez panów w uniformach.

To miała być tęcza na miarę Poznania - była malutka. Dlaczego Pana zdaniem taka jest miara Poznania?

Kuba Kapral: Kiedy przyjechałem do Poznania 16 lat temu, było to dla mnie ogromne miasto, którym się zachłystywałem. Festiwal Malta był dużym wydarzeniem, podczas którego mnóstwo było na ulicy. W miarę mojego wyrastania, miasto się kurczyło. Za ostatnich lat rządów pana Grobelnego zaczęło mi się wydawać wioską, w której rządzi sołtys z plebanem. Zacząłem czuć, że Poznań skapciał, że kulturalnie zdycha. Wyrazem tego skapcenia było bratanie się władzy z klerem, zakazy, protesty przeciw spektaklom. Właściwie nie mam nic przeciwko protestom. To dobrze, jeśli ludzie dyskutują. Przeraziła mnie uległość władz miasta i w przypadku koncertu Behemotha, Uniwersytetu Medycznego. Jeżeli nie ma szans na wyrażenie poglądów, bo wszyscy trzęsą portkami przed biskupem, to mamy do czynienia z jakąś indolencją.
To zmniejszanie się miasta było długim procesem, czy chodzi o ostatni rok?

Kuba Kapral: Zaczęło się jakiś czas temu, ale kluczowe były ostatnie 1-2 lata rządów Grobelnego. Nie chodzi tylko o niego. Grobelny był adresatem "golenia wąsa", ale chodziło nam o szersze zjawisko. Wąs mentalny dotyczył większości aparatu władzy. Po kryjomu rósł i rósł, nikt nie zwracał na niego uwagi, aż zarósł miasto.

Może brakuje nowej energii, nowych zjawisk, które by nastąpiły po tych charakterystycznych dla Poznania lat 90.? Albo po tych, które wyjechały do Warszawy?

Kuba Kapral: Są tu ciągle ludzie, którym się chce. Ten obraz nie jest jednoznacznie czarny. Ale jeśli bardzo fajny festiwal, robiony za symboliczne pieniądze, na który waliły tłumy w szczycie sezonu ogórkowego, czyli festiwal teatralny w Starej Gazowni, nie dostaje pieniędzy, a większość kasy zgarnia Malta, która schowała się przed ludźmi albo Transatlantyk, który nie wiadomo właściwie, czym jest, to gdzie ma być ta energia? Jeżeli się nie podtrzymuje płomienia, to on gaśnie. Być może nowy prezydent myśli o kulturze inaczej. Ze studiów pamiętam opracowania badań niemieckich miast pod względem atrakcyjności dla pracowników. Pokazywały, że miasta tętniące kulturą przyciągają więcej pracowników. Nie ma lepszej promocji dla miasta niż żywa kultura.

W innych miastach w Polsce myśli się już o kulturze inaczej? A może w Poznaniu po tym dołku też pojawia się inne spojrzenie?

Kuba Kapral: Są zjawiska, które miło zaskakują - to jak działa Zamek, są ciekawe zmiany w Teatrze Nowym i Teatrze Polskim, które zaczynają stawiać na młodych dramaturgów. Nowa kierownik literacka z nowym dyrektorem w Teatrze Animacji również zaczynają ożywiać to miejsce. Pewnie dopiero za jakiś czas będziemy w stanie to ocenić. Atmosfera miasta to coś efemerycznego… To teraz mówimy o latach 90., że były takie i takie.

Trudno jest też porównać Poznań do innych miast. Często się słyszy, że Wrocław jest taki otwarty, ale kiedy się rozmawia z ludźmi stamtąd, to mówią: "Co ty gadasz? To chyba tylko na zewnątrz tak wygląda". Myślę, że jest różnie. Liczę na to, że pojawia się jakiś ruch w głowach. Po to też działamy.

My też żyjemy w pewnym światku. Nasza widownia jest nieduża - jakieś 2 tysiące ludzi w sześćsettysięcznym mieście. Zależy nam na jej poszerzaniu, chcemy spotykać się z przypadkowym widzem. Wydaje mi się, że ludzie nie wiedzą nawet, że tego spotkania potrzebują. Przypadkiem na naszych akcjach nagle zaczynają się dobrze bawić. Trzeba pamiętać, że ludzie twórczy są dla miasta skarbem. To moim zdaniem najlepsza inwestycja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski