Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Moje spotkanie z Ewą Demarczyk i książką "Czarny Anioł"

Stefan Drajewski
Każdy, kto zetknął się z Ewą Demarczyk, zapamiętał ją. Inaczej nie można. Pierwszy raz byłem na jej koncercie w latach 80. ubiegłego stulecia. Potem był koncert w 1994 i 1999, z którego wyszedłem. To był ostatni publiczny występ artystki w Poznaniu. Po nim zamilkła. I nie dziwię się, bo to nie była ta Demarczyk, którą znałem...

Koncert w 1994 roku organizował Taff Art. Agencja zrobiła go z biglem. Ewa Demarczyk olśniła publiczność w Teatrze Wielkim. Zaśpiewała swoje najpiękniejsze piosenki, co brzmi jak truizm, bo innych nie miała w repertuarze. Było magicznie, było wręcz mistycznie: muzycy w tle i ona na froncie. Fascynujący głos, fascynująca interpretacja i niezmiennie magnetyzujące aktorstwo pozbawione ozdobników... Żal było wychodzić z teatru. Nie przypłaszczałem, że ten wieczór będzie miał ciąg dalszy, bo nie liczyłem, że Ewa Demarczyk przyjdzie do Malarni Teatru Polskiego na bankiet. Tymczasem, kiedy goście bawili się w najlepsze, w drzwiach stanęła Ona. Zrobiło się cicho, dostała kwiaty i widać było, że czuje się zakłopotana. Z Beatą Machowską poprosiliśmy, aby usiadła. Odmówiła wina i poprosiła o wodę. I to był początek naszej długiej nocnej Polaków rozmowy. Z wyłączonymi magnetofonami, schowanymi do kieszeni kartkami i długopisami...

Niedostępna Ewa Demarczyk nie chciała rozmawiać o sztuce, śpiewaniu, karierze. Opowiadała nam o kwiatach, które hoduje na balkonie w doniczkach, o remoncie mieszkania, o Pawle (Rynkiewiczu), o kłopotach z właścicielem, który upomniał się o siedzibę jej teatru... Nie wiem, gdzie podziała się magia niedostępności Demarczyk, bo z nami siedziała pani, która mogłaby być naszą ciocią, opowiadała z rozbrajająca szczerością o codziennym życiu. Prosiła nas tylko o jedno, o to, by ta rozmowa została między nami.

Minęło ponad 20 lat. Wspomnienia z Malarni wróciły podczas lektury książki Angeliki Kuźniak i Eweliny Karpacz-Obłodze „Czarny Anioł”. Autorki nie dotarły do pieśniarki, nie przekonały Pawła Rynkiewicza, aby namówił do współpracy Ewę Demarczyk. Dotarły natomiast do współpracowników, byłych przyjaciół (artystka niemal z wszystkimi zerwała kontakty) i z okruchów wypowiedzi, ścinek nagrań i fragmentów nielicznych wywiadów „namalowały” jej portret. Są na tym portrecie białe plamki, niedomalowania, ubytki... Trudno, aby było inaczej. Czytając książkę, znalazłem w niej tematy z naszego spotkania w Malarni. I chociaż Demarczyk w tej książce się nie wypowiada, odnalazłem postać, jaką zapamiętałem.

Czarny Anioł żyje w legendzie. Obawiam się jednak, że wkrótce młode pokolenia – jeśli znajdą jej piosenki na YouToube – potraktują je jako znaleziska archeologiczne. Może się zachwycą, ale będą zadawać pytanie: kto to jest? Książka krakowskich reporterek upomina się o Ewę Demarczyk, książka próbuje wydobyć ją z legendy i pokazać taką, jaką zapamiętali ją bliscy współpracownicy. Może nawet dobrze się stało, że książka o wielkiej artystce powstała bez jej udziału. Autorki odtworzyły jej losy na tyle, na ile mogły. Ktoś, kto je wcześniej śledził, może będzie zawiedziony. Ci, którzy znali tylko piosenki, będą mieli wyobrażenie, że Ewa Demarczyk była zjawiskiem wyjątkowym, jedynym i niepowtarzalnym. Sobie tylko chyba zawdzięcza, że tak a nie inaczej zakończyła się jej kariera.

Angelika Kuźniak, Ewelina Karpacz-Oboładze, „Czarny Anioł. Opowieść o Ewie Demarczyk”. Wydawnictwo Znak, 2014, cena 39,90.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski