Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Piotr Pawlicki. Brylant, który należy tylko oszlifować

Tomasz Sikorski
Piotr Pawlicki w ubiegłym sezonie został podwójnym mistrzem świata juniorów. Był też jednym z liderów Fogo Unii Leszno
Piotr Pawlicki w ubiegłym sezonie został podwójnym mistrzem świata juniorów. Był też jednym z liderów Fogo Unii Leszno Grzegorz Dembiński
Przed tygodniem Piotr Pawlicki został zwycięzcą 75. Plebiscytu "Głosu Wielkopolskiego" na Najlepszych Sportowców Wielkopolski w 2014 roku. 20-letni żużlowiec leszczyńskiej Fogo Unii jest najmłodszym triumfatorem tego plebiscytu w XXI wieku.

W długiej i bogatej historii leszczyńskiego klubu nie brakowało wybitnych żużlowców. Piotr Pawlicki jest na najlepszej drodze, aby dołączyć do tego elitarnego grona. Tylko w ubiegłym roku sięgnął po złote medale indywidualnych i drużynowych mistrzostw świata juniorów. Zdobył też tytuł wicemistrza Polski seniorów, a także był jednym z liderów Fogo Unii, która rozgrywki ligowe zakończyła na drugim stopniu podium.

- Wiem, że tymi wynikami bardzo wysoko zawiesiłem sobie poprzeczkę. W rozgrywkach młodzieżowych w zasadzie mogę już tylko powtórzyć swoje osiągnięcia. I chcę to zrobić, bo to mój ostatni sezon w gronie juniorów - mówi zawodnik.

Tata chował motocykle
Bracia Przemysław i Piotr Pawliccy byli niejako skazani na żużel. Ich ojciec, także Piotr Pawlicki, był doskonałym zawodnikiem. Jeździł w okresie największych sukcesów leszczyńskiego klubu. Wraz z Romanem Jankowskim i Zenonem Kasprzakiem nie miał sobie równych w kraju. Unia wtedy seryjnie zdobywała tytuły mistrza Polski, a cała trójka stanowiła o sile naszej reprezentacji. Niestety, to pasmo sukcesów przerwał fatalny upadek i kontuzja. Do wypadku doszło w 1992 roku, podczas finału Mistrzostw Polski Par Klubowych w Gorzowie. Piotr Pawlicki senior miał wówczas 29 lat. Jego życie legło w gruzach, bo z przerwanym rdzeniem kręgowym trafił na wózek inwalidzki.

Rok wcześniej urodził się Przemek, a dwa lata później Piotr. - Nigdy nie widzieliśmy taty na torze. Jedynie na starych taśmach i filmach - wspominają zawodnicy. Jesienią tego roku to się jednak zmieniło, bo senior rodu podczas jubileuszowego turnieju Adama Skórnickiego, w towarzystwie swoich synów wyjechał na leszczyński tor.

- 22 lata temu, zaraz po wypadku zapowiedziałem, że kiedyś wsiądę jeszcze na motocykl, by w ten sposób podziękować wszystkim tym, którzy mnie wspierali. To była obietnica i jednocześnie marzenie. Teraz to marzenie spełniłem - mówił wówczas wzruszony były lider Unii.

Wyjazd na tor był możliwy, bo Piotr Pawlicki senior zaraz po wypadku rozpoczął wręcz katorżniczą rehabilitację. Ze sprowadzonym z Ukrainy rehabilitantem Jurą Karaczarowem godzinami walczył o powrót do częściowej sprawności. I to się udało, bo dzisiaj porusza się już o kulach, w co wówczas mało kto wierzył. Nic jednak dziwnego, że senior rodu nie chciał, by synowie poszli w jego ślady.

- W naszym otoczeniu nigdy nie było motocykli. Byliśmy jednak dzieciakami, których ciągnęło do sportu. Czego my nie robiliśmy? Były rowery, konie, a nawet skocznia narciarska zbudowana na dachu naszego domu. Nie były to może skoki na miarę Kamila Stocha, ale zabawa była niezła - wspomina Piotr Pawlicki junior.

Coraz bliżej Grand Prix
W końcu jednak Przemek z Piotrem odkryli, co się dzieje na stadionie Smoczyka i odwrotu od żużla już nie było. Obaj natychmiast zostali okrzyknięci wielkimi talentami. Szybko też zaczęli odnosić sukcesy. Piotr już w wieku 16 lat został indywidualnym mistrzem Polski juniorów. - Dokładnie tego samego dnia, tyle że 28 lat wcześniej, mój tata także sięgnął po złoty medal w tych zawodach. I to również w swoim debiucie! Jest więc coś symbolicznego w moim triumfie. Nazwisko Piotr Pawlicki ponownie pojawiło się na liście zwycięzców - mówił wówczas na łamach "Głosu Wielkopolskiego" wychowanek leszczyńskich Byków.

Kolejne sukcesy, i to nie tylko w gronie młodzieżowców, nikogo już nie dziwiły. Młodszy z braci to w tej chwili gwiazda polskiej ligi i kandydat na mistrza. - Kiedy tylko zobaczyłem go na torze stwierdziłem, że to może być wielki zawodnik. I zdania nie zmieniam. To niesamowity talent. Brylant, który trzeba tylko oszlifować. Jeśli jego kariera będzie się prawidłowo rozwijać, to prędzej czy później może zdobywać medale mistrzostw świata. To tylko kwestia czasu, kiedy trafi do Grand Prix - twierdzi Paweł Ruszkiewicz, żużlowy ekspert "Głosu Wielkopolskiego", współpracujący z firmą BSI organizującą turnieje Grand Prix.

Sam zawodnik także coraz poważniej myśli o jeździe w elicie. - Nie chcę jednak głośno o tym mówić. Jestem jeszcze bardzo młodym zawodnikiem i mam czas, by się tam dostać. Nie ukrywam jednak, że już w tym roku postaram się powalczyć w eliminacjach. Z wielu stron słyszę głosy, że jazda w Grand Prix nie wszystkim żużlowcom wychodzi na dobre. Ja nie mam takich obaw. Jestem przekonany, że starty w mistrzostwach świata nie miałyby większego wpływu na moją postawę w polskiej lidze - uważa Piotr Pawlicki junior, który już w tym roku znalazł się na liście rezerwowej cyklu Grand Prix.

Woli konie od biegania
- Na razie Piotrek jest mistrzem świata juniorów, ale na pewno jego marzeniem jest wygrana w Grand Prix. Nie jest jednak sam, bo ja mam podobne marzenia. Nie mam zresztą nic przeciwko temu, żebyśmy się wymieniali tytułami i wygranymi. Także w plebiscycie "Głosu Wielkopolskiego". Dla niego bycie najlepszym sportowcem regionu w tak młodym wieku to naprawdę wielka sprawa. Doskonale wiem, że takie prestiżowe sukcesy budują karierę. Zapewniam, że on nie obrośnie w piórka. Tata nauczył nas ciężkiej pracy i pewnie dlatego cały nasz team systematycznie się rozwija. Dotyczy to również naszej siostry, która odnosi już spore sukcesy w jeździectwie - mówi Przemysław Pawlicki, którego nie mogło zabraknąć na Wielkim Balu Sportowca.

Pawliccy nie ukrywają zresztą, że są mocno ze sobą zżyci. - Jak wspólnie wyjeżdżamy na tor, to zawsze rozglądam się, gdzie jest Przemek. On ma to samo, ale to chyba normalne. Jeden za drugiego wskoczyłby w ogień - przyznaje Piotr. Braci sporo łączy, ale też dzieli. - Przemek to tytan pracy. Mam wrażenie, że non stop trenuje albo też myśli o treningach. Ja nie uciekam od pracy, ale lubię coś zmieniać. Jak mam biegać kółka po lesie, to wolę pojechać poszaleć na koniu - opowiada młody żużlowiec, który ma już za sobą nawet start w zawodach w skokach przez przeszkody.

Pawliccy, jak na żużlowców przystało, to takie niespokojne duchy. Obaj uwielbiają szybkość i pociągają ich inne sporty, także te ekstremalne. - Marzyłem o skoku ze spadochronem, ale w tym przypadku Przemek mnie wyprzedził, bo ma już za sobą pierwszy skok. Poza tym obaj lubimy piłkę nożną. Brat jest wielkim fanem Barcelony i Leo Messiego, a ja trochę z przekory kibicuje Realowi Madryt i Cristiano Ronaldo. Po sezonie z grupą kolegów z toru pojechaliśmy nawet na mecz Ligi Mistrzów do Amsterdamu. Teraz już jednak ostro trenujemy, szalejemy na crossie i czekamy na rozpoczęcie sezonu. Razem z Unią chcemy przecież zdobyć złoto - zapewnia najlepszy sportowiec Wielkopolski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski