Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ukrainka w Poznaniu. Zaskoczyła ją nasza życzliwość i zauroczyły kamienice

Danuta Pawlicka
Uroda Julii była na pewno pomocna, ale nie zapewniłaby jej na długo pojawiania się na telewizyjnym ekranie
Uroda Julii była na pewno pomocna, ale nie zapewniłaby jej na długo pojawiania się na telewizyjnym ekranie Paweł Miecznik
Julię Buczyńską, ukraińską studentkę z Kijowa, łączyło z Polską tylko nazwisko. O Polsce coś tam słyszała, trochę czytała i to wszystko. Jej obojętność okazywana ojczyźnie pradziadków nabrała ciepłych rumieńców dopiero wtedy, gdy odwiedziła nasz kraj i Poznań.

Poznań to jej pierwsze zagraniczne miasto, a Polska jest pierwszą zagranicą. Wszystkiemu przygląda się z ciekawością młodej dziennikarki, która nie zapomina, co się działo na Majdanie, a teraz nasze miasto ogląda inaczej niż zwykły turysta. Z jej pierwszych słów widać, że nie robi na niej wielkiego wrażenia nowoczesne budownictwo i galerie handlowe. To spotyka na każdej ulicy Kijowa.

Tyle starych kamienic
Julia ceni historię i dlatego zachwyca się katedrą poznańską, o której mówi, że czuje się w niej oddech historii i słyszy modlitwy wielu pokoleń. Dostrzegła w niej grube mury, pochyliła się nad ołtarzem, zauważyła stare napisy na płytach nagrobnych i ubolewała, że jeszcze nie zna polskiego, więc nie mogła ich odczytać.

- Chodzę ulicami i nie mogę przestać podziwiać pięknych starych kamienic. Jest ich tak dużo, że zabrakło mi czasu, aby wszystkie obejrzeć. To jest prawdziwe serce miasta i żałuję, że u nas, w Kijowie, jest ich coraz mniej - przyznaje.

Nie szczędzi też pochwał dla Starego Browaru i Jeziora Maltańskiego, które według niej są warte zapamiętania i opowiedzenia młodym rówieśnikom. Poznań nie ma metra, to prawda. Jest małym miastem przy Kijowie, ale zaskoczył ją różnorodnością architektury i parkami, które nawet w środku zimy zrobiły na niej wrażenie.

U siebie nie spotkała i nie poznała dotąd Polaków, więc nie miała okazji, aby przekonać się, jacy są naprawdę. Chyba nie mają jednoznacznej opinii (można się tego domyślać, bo nie mówi o tym wprost), skoro jej kolejnym zaskoczeniem jest życzliwość, jaką odczuwała na każdym kroku. Wydaje się wręcz onieśmielona spontaniczną sympatią z naszej strony. Gdy opowiadam o głośnej u nas aferalnej historii Weroniki Marczuk, jej krajanki, robi zdziwioną minę, bo nigdy o niej nie słyszała. Julia jest równie piękną młodą kobietą, więc uspokajam ją, że agent Tomek został spacyfikowany, więc niegroźny, czym wywołuję u niej prawdziwy, szczery śmiech. Julia nie ma sympatii i w Polsce, o czym zapewnia, nie szuka narzeczonego. Na razie najważniejsze są dla niej studia i praca telewizyjnej dziennikarki, która zapewnia jej kieszonkowe na drobne wydatki. Cieszy się, że mogła przyjechać do Polski i na własne oczy zobaczyć, jak tutaj jest.

- Wszystko jest u was inne, niż sobie wyobrażałam - piękniejsze, ciekawsze i jeżeli ktoś mnie pyta, czy mogłabym tutaj mieszkać albo studiować, dopiero teraz odpowiadam, że tak - mówi bez cienia kokieterii.
Chciała studiować w Poznaniu, ale studia dziennikarskie tu okazały się dla niej za drogie. Ukraińcy studiujący u nas należą do tych zamożniejszych. Julia ma dwóch dużo młodszych braci (osiem i cztery lata), a tata, zawodowy trener tenisa, nie ma dzisiaj nadmiaru pracy. Czasy są trudne dla wszystkich, odkąd na wschodzie Ukrainy zaczęła się regularna wojna.

Wojna jest w nas
- Ludzie na ulicach Kijowa i na Majdanie, na którym ciągle widać zniszczenia tylko prowizorycznie zasłonięte, nie przypominają o tym, co dzieje się w Doniecku. Nasze dziewczyny są modnie ubrane, chodzą w takich samych kozakach na obcasach jak Polki. Młodzi śmieją się i nie rozstają z komórkami, opowiadają sobie o memach, nieoszczędzających naszego prezydenta Poroszenki, kanclerz Merkel i prezydenta Putina. Nie można żyć cały czas wojną, chociaż, gdy włączasz telewizję, ciągle widzisz walki, zniszczenia i zabitych ludzi. Ale my nie zapominamy o wojnie, ona jest w nas obecna i wystarczy jedno jakieś słowo, a zaraz milknie śmiech i wszyscy się zasępiają. Śluby są nadal, ale nie urządza są wesel. Po raz pierwszy nowy rok nie był witany fajerwerkami. Nie wypada hucznie świętować, gdy nasi ludzie giną na froncie - opowiada Julia Buczyńska.

Nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ludzie potrafią być bezinteresowni i jak wiele osób chce pomagać. Pierwszy raz nie było na Majdanie choinki i zamiast tradycyjnych zabaw witających Nowy Rok 2015 mieszkańcy Kijowa w wielkich kotłach gotowali składniki na zupę. Zapakowane w baniaki zostały zawiezione walczącym żołnierzom, którzy mogli je pomieszać, dolać wody, zagotować i powitać Nowy Rok ciepłą strawą. Dzieci pisały im życzenia na własnoręcznie przygotowanych kartkach i oddawały swoje przytulanki. W tym cywilnym froncie poparcia po raz pierwszy, jak zauważa Julia, zjednoczył się cały ukraiński naród. Taka postawa jest budująca i uświadamia znaczenie państwa, własnego języka, wolności.

- Nasza wolność jest zasługą Niebieskiej Sotni, młodych ludzi, którzy na Majdanie oddali życie. Ale nadal giną moi rówieśnicy, tym razem w Doniecku, wśród nich był też chłopak koleżanki, jej wielka miłość. Nikt u nas nie ma wątpliwości, z czyjej ręki, bo snajperzy demonstrowali rosyjskie naszywki na rękawach - opowiada Julia.

Dziwią ją głosy polskich polityków, którzy głoszą pomysły, aby wysyłać na Ukrainę żołnierzy (także polskich). Mówi: Ukraińcy nie chcą żadnego obcego wojska. Nam brakuje przede wszystkim broni i sprzętu wojskowego, a nie ludzi.
Jeszcze tutaj wrócę
Jej zawodowe marzenia w tych wojennych czasach, jak dotąd, się spełniają. Dostała się na studia dziennikarskie na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym, a na trzecim roku w cuglach przeszła casting w państwowej, najważniejszej stołecznej telewizji w Kijowie. To nieczęsty sukces w tak młodym wieku, gdy po okresach próbnych dostaje się własny program. Uroda Julii była na pewno pomocna, ale nie zapewniłaby jej na długo pojawiania się na telewizyjnym ekranie. Za sobą ma już pierwsze kroki dziennikarskich wywiadów z ludźmi zajmującymi się gospodarką i polityką. Na razie bez telewidzów, bo dopiero poznaje, jak się przygotować do interview, aby się nie zbłaźnić. Ale regularnie pokazuje się w okienku tv i czyta wiadomości.

Co wywiezie z Polski i Poznania? Postanowienie, że wreszcie zacznie uczyć się języka polskiego. Liczy, że w czasie następnego przyjazdu do Polski będzie mogła samodzielnie czytać te artykuły w gazetach, które poświęcają uwagę Ukrainie.

- Teraz mam kłopot nawet w kawiarni ze zrozumieniem nazw ciastek! - wyrzuca sobie.

Jak zapewnia, spotkała się z bezinteresowną sympatią. Zobaczyła, że Polska nie jest aż tak odległą, trochę egzotyczną krainą, jak dotąd sądziła. Przekonała się, że młodzi ludzie wszędzie są do siebie podobni i przyjaźnie nastawieni, a dziewczyny używają nawet takich samych kosmetyków i podobnie się ubierają. Zazdrości nam spokoju i poczucia bezpieczeństwa, które na Ukrainie, jak powiedziała, zależą obecnie od... prezydenta Putina.

- Moja rodzina nie ma udokumentowanego polskiego pochodzenia, ale teraz chcę lepiej poznać moich polskich przodków. Mój pradziadek Buczyński zginął pod Krakowem, gdzie jest jego grób. Dopiero niedawno odszukał go mój dziadek Wołodia Buczyński. Pojechał tam razem z babcią Albiną. Dla niego to było wielkie przeżycie i wzruszenie, gdy miejsce pochowania ojca odnalazł w internecie, a potem przywiózł na Ukrainę garść ziemi z jego grobu, na którym po wielu latach mógł złożyć kwiaty - opowiada Julia Buczyńska, wnuczka Albiny i Wołodii Buczyńskich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski