Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tydzień Baby: Karnawałowy nastrój

Kamilla Placko-Wozińska
Kamilla Placko-Wozińska
Jest tak, jak być powinno, pomyślała sobie baba, bo tydzień to jej karnawałowo upłynął. Ba, na jedno przyjęcie to do Gdańska aż jechała. Kolega dziada pięćdziesiąt lat kończył.

No, może przygotowanie wyglądać inaczej powinno, fryzjer, kosmetyczka, maseczka itp. W wydaniu baby to było z pracy do pociągu, z pociągu do gabinetu dziada, gdzie w popłochu się przebierała, myśląc, co będzie, jak ktoś dziada w sytuacji takiej najdzie. I dalej biegiem prawie do restauracji.

– Co to za kościół? – baba wieżę wskazała, celem zainteresowania okazania, a dziad odparł, że św. Katarzyny. Kawałek przebiegli, a tu drogowskaz do kościoła owego, tyle że w stronę inną całkiem.

– Pomyliłeś się dziadzie – z nutą satysfakcji powiedziała, a dziad, że wcale nie, że o ten kościół pytała przecież. Wskazała więc widoczną jeszcze wieżę.

– Tamto? To ratusz jest – dziad się roześmiał i zaraz dodał: – Żebyś z czymś takim na przyjęciu nie wyskoczyła…
Zestresował tym babę bardzo. Stres też przeżyła, gdy życzenia składała. Jubilat się zadziwił: – Jaka pięćdziesiątka? Ja czterdziestkę kończę…

Żart to był, ale baba uwierzyła, że plamę kolejną dała, tak dobrze się trzymał. Przyjęcie udanym bardzo było, lokal miły, tak miły, że na sylwestra z psem przyjść można było, żeby wybuchów się nie bał. Dziad co prawda twierdzi, że jedną plamę to baba dała. Kolegi muzyka nie poznała. No, ale on w końcu nie grał, tylko wyglądał, a po wyglądzie trudno babie było.

Brała też baba udział czynny w babskim spotkaniu karnawałowym, co to je przyjaciółka wydała, męża do szpitala na badanie wysławszy uprzednio. I też wesoło było. Tylko przez pierwsze dwie godziny o chorobach mówiły, gdy nagle przyjaciółka się zreflektowała:
– My czas cały o chorobach… Ale nie to jest najgorsze. Najgorsze, że to ciekawe takie!

Z karnawałowych wyjść baby kolacja jeszcze godną odnotowania jest z atmosferą miłą, bo z kuchnią to już gorzej było. Zupy kelnerka chłodne raczej podała. Przy baby zamówieniu buraczków zapomniała, a koleżanka marchewki nie dostała...

– I jak, smakowało państwu? Wszystko dobrze? – kelnerka z uśmiechem promiennym rachunek przyniosła. Tego to już za wiele koledze było, wypunktował więc, czego zabrakło i co nie tak podane.

– No i co pani z tym zrobić zamierza? – przyjaciel z zawodu dyrektor szkolenie biznesowe rozpoczął. – Coś, co sprawi, że klienci będą chcieli tu wrócić…

Dziewczyna minę zdumioną zrobiła i zamilkła całkowicie.

– Rabat jakiś na przykład, albo coś ekstra dla gości – kolega podpowiadał. I nagle uśmiech lico kelnerki rozjaśnił.

– Już wiem! – radośnie obwieściła. – W takim razie ja państwu nic nie policzę, za to czego nie podałam!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski