Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stanisław Barańczak we wspomnieniach - mówią Krynicka, Nyczek, Żukowski

Marek Zaradniak, AGA
Dla Krystyny Krynickiej Stanisław Barańczak pozostanie przyjacielem, dla Tadeusza Nyczka wielkim tłumaczem
Dla Krystyny Krynickiej Stanisław Barańczak pozostanie przyjacielem, dla Tadeusza Nyczka wielkim tłumaczem Janusz Romaniszyn
Wiersze zostają z nami także wówczas, gdy odchodzi człowiek - mówi Sergiusz Sterna-Wachowiak, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Dla Krystyny Krynickiej Stanisław Barańczak pozostanie przyjacielem, dla Tadeusza Nyczka wielkim tłumaczem.

STANISŁAW BARAŃCZAK NIE ŻYJE. MIAŁ 68 LAT

To był nasz przyjaciel. Jest mi strasznie trudno mówić. Myśmy go wydawali. Był naszym pierwszym autorem po założeniu naszego wydawnictwa. Pierwszą książką wydawnictwa a5 był przedruk "Widokówki z tego świata". A później była "Poezja nonsensu", wielkie antologie Staszka jak "Miłość jest wszystkim co istnieje i :"Fioletowa krowa" oraz jego fundamentalne dzieło o teorii i praktyce tłumaczeń "Ocalone w tłumaczeniu". Wydaliśmy też dwa jego bardzo ważne tomiki wierszy: "Podróż zimową" i "Chirurgiczną precyzje", za którą otrzymał nagrodę Nike. Od lat wydajemy też jego "Wiersze zebrane" i "Sonety" Szekspira. Niezwykłą towarzyszką jego życia była jego żona Anna. To tylko dzięki niej jego życie w ostatnich latach było możliwe.
Krystyna Krynicka, właścicielka wydawnictwa a5

Odszedł największy tłumacz poezji XX wieku po Tadeuszu Boyu Żeleńskim. Uważaliśmy go za największego szczęściarza z nas wszystkich. Miał kochającą żonę, rodzinę, mieszkał w Stanach, był profesorem na Harvardzie. Był niesamowicie utalentowany. a przy tym był niesamowicie porządnym człowiekiem. To nie był ktoś, kto przyłączył się do walki o wolność. On tę wolność nam wywalczył.
Tadeusz Nyczek, krytyk literacki

Barańczaka poznałem w 1978 roku. Poznałem go od strony intelektualnej, na wykładzie o angielskiej poezji metafizycznej. Poezja, którą omawiał, problem tak jak on go postawił przemieniła mnie wtedy i od tego momentu zacząłem głęboko zajmować się poezją od tej strony wirtuozerii i paradoksu. Barańczak i tu zgadzam się z Czesławem Miloszem, był fenomenem tłumaczenia poezji głównie angielskojęzycznej drugiej połowy XX wieku. Jego warsztat, a ten warsztat to w gruncie rzeczy głęboki słuch języka jednego i drugiego powodował, że były to kongenialne tłumaczenia, osiągnął wirtuozerię w tłumaczeniu.

Myślę, że w tym momencie warto powiedzieć o Agnieszce Kuciak, która wyszła z tej szkoły tłumaczenia i rewelacyjnie sądzę, że właśnie na poziomie Barańczaka i jego tłumaczeń poezji angielskiej, amerykańskiej przetłumaczyła "Boską komedię" Dantego. Tę szkołę kontynuowała i kontynuuje więc w tej dziedzinie Barańczak choć umarł tak naprawdę nie umarł, bo pozostawił swoje dzieci, które kontynuują to bardzo twórczo i samodzielnie.

Barańczak chyba też najlepiej na język polski tłumaczył Brodskiego. To fenomen poezji rosyjskiej Barańczak tłumaczył tak zachwycająco, że odczułem, iż płynie tam wielka rosyjska rzeka poezji. Barańczak i w języku i angielskim i w rosyjskim to ktoś kto gdy miał do czynienia z prawdziwym światem poetyckim tłumaczył go tak, że ten język polski poszerzał. I o to chodzi. Bo, jak mówił Witek Różański, który skądinąd przygotowany do debiutu przez Barańczaka, okazał się złotym samorodkiem, to właśnie chodzi o poezję wielką tylko nie wiadomo gdzie. Nie tylko w słowie, ale i poza słowem i ta pozasłowność, to przejście w ciszę, która nazywam kotranscendentną jest odzwierciedleniem słuchu Barańczaka. Jego fanatycy mówili,. że od samego początku do tego co mówił było metafizyczne i dlatego jego twórczość zacząłem poznawać z zadziwieniem po jego wyjeździe do Ameryki. Z tomu na tom był głębszy, zaczął zadawać pytania, na które nie było odpowiedzi, bo jak mówią wielcy mędrcy najtrudniej zadać pytanie, które poszerza. On te pytania zaczął stawiać tak, że urósł jako poeta.
Tadeusz Żukowski, poeta i krytyk
Niewiele dni temu kolejny raz zdałem sobie sprawę z rozległości, wewnętrznego skomplikowania i głębi twórczości Stanisława Barańczaka: grupa młodych śpiewaków i muzyków ma zamiar wystawić w Poznaniu "Wesele Figara" Mozarta z librettem w przekładzie Barańczaka. A przed rokiem zupełnie inny "Mister Barańczak" Satanowskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu.

Jubileusz Teatru Ósmego Dnia i wspomnienie pierwszej wersji "Jednym tchem" Raczaka do wierszy Barańczaka, które oglądałem wtedy jeszcze z użyciem czerwonej farby jako krwi w metaforze Polski – stacji krwiodawstwa, państwa przetaczającego krew obywateli. Potem przełożony specjalnie dla Łomnickiego "Król Lear" Shakespeare’a i "Czerwone Nosy" Barnesa, przetłumaczone przez Barańczaka także dla Nowego. Dla mnie autor "Jednym tchem" zawsze był i pozostanie jednak poetą, także w wyborach przekładowych. Nie potrafię odróżnić w Barańczaku poety sumienia, poety pytań metafizycznych i poety anglosaskiego absurdu i humoru. Wszystko to jest w wierszach od początku, razem, choć pracuje w różnych proporcjach.

Nie sposób pomyśleć o literaturze polskiej lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych bez wierszy autora "Sztucznego oddychania" czy "Tryptyku z betonu, zmęczenia i śniegu". Nie ma polskiej, nie tylko współczesnej poezji metafizycznej bez autora "Widokówki z tego świata", "Podróży zimowej" czy "Chirurgicznej precyzji" oraz antologii przekładów angielskiej poezji metafizycznej siedemnastego wieku. Bez autora "Biografiołów", "Geografiołów", "Boga, Trąby i Ojczyzny" czy antologii przekładów anglosaskiej poezji humoru i absurdu "Fioletowa krowa" nie ma dalszego, świetnego ciągu tradycja Tuwima, Brzechwy, Marianowicza. Odszedł dziś od nas jeden z tych, których talent zostawia owoce za licznych i dla wielu, i na zawsze. Poznań powinien i może, pro domo sua, cieszyć się, że miał tak wielkiego poetę; wiersze zostają z nami także wówczas, gdy odchodzi człowiek. I te, które uniezwyklają nas i nasze miasto, i te, które okazują nam i miastu trochę krzywe lustro.
Sergiusz Sterna-Wachowiak, poeta, krytyk, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich

Byliśmy kolegami ze studiów i rówieśnikami. W 1964 roku koledzy namówili mnie żeby założyć teatr i tak powstał Studencki Teatr Poezji Ósmego Dnia. 3 grudnia 1964 roku daliśmy pierwszą premierę. To była "Treść gorejąca" według Tuwima. Staszek był naszym kierownikiem literackim. Już wtedy tłumaczył Achmatową i przygotowywał scenariusze. To wtedy przygotowaliśmy m.in. "Wielki Testament" Francoisa Villona, a także spektakl według poezji Mandelsztama, Pasternaka i Achmatowej. Staszek uczestniczył w próbach , rozmowach, dyskusjach. Był osobą, niezwykle życzliwa i we wszystkim widział dobro. Wiele z tego co wynika z jego spojrzenia na świat zauważyć można w stworzonej gdy realizowaliśmy "Lalka" Zbigniewa Herberta teorii odwróconego stożka. Uważał, że trzeba najpierw spojrzeć z jednego punktu i potem by rozszerzać swoje spojrzenie.
Tomasz Szymański - reżyser, założyciel Teatru Ósmego Dnia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski