Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań słynie z małżeństw sportowo-dziennikarskich [ZDJĘCIA]

Radosław Patroniak
Dorota i Krzysztof Ratajczakowie z synem Krzysztofem juniorem
Dorota i Krzysztof Ratajczakowie z synem Krzysztofem juniorem archiwum prywatne
Poznań słynie z porządku, koziołków, rogali marcińskich i... małżeństw sportowo-dziennikarskich. Doszukaliśmy się aż czterech takich i postanowiliśmy napisać o cieniach i blaskach ich życia pod jednym dachem.

W ostatnich latach żurnaliści sportowi najbardziej upodobali sobie siatkarki lub siatkarki upodobały sobie dziennikarzy (pary Dorota i Krzysztof Ratajczakowie, Beata i Marcin Pawliccy, Tomasz i Paulina Sikorscy). Wcześniej jednak los połączył też koszykarkę Małgorzatę Kubiak z naszym byłym kolegą po fachu, Zbigniewem Kubiakiem.

Najważniejsze w miłości jest podobno pierwsze spojrzenie. Nasi bohaterowie nie potwierdzają jednak tej opinii i sugerują, że potrzebowali na przekonanie się do siebie więcej niż sekundy. Jak widać olśnienia się sprawdzają, ale bardziej w powieściach niż w życiu.

- Najpierw poznałam... głos Krzysztofa, gdy komentował mecze siatkarek Nafty Piła i Winiar Kalisz. Nie ukrywam, że spodobał mi się - wspominała Dorota Ratajczak, była siatkarka pilskiego zespołu. Radiowe relacje nie połączyłyby obojga, gdyby nie okazje do świętowania sukcesów.

- Okazją do pierwszego spotkania, rozmowy i... zatańczenia był bankiet po trzecim tytule mistrzowskim nafciarek w 2001 roku. Ja byłem tam jak zwykle służbowo, a Dorotka jako trenerka juniorek i rezerw pilskiego klubu. Jakaś iskierka się wtedy pojawiła. Potem były kolejne spotkania i telefony. Po moim powrocie z mundialu latem 2002 r. z Korei kapelan Lecha Poznań - ksiądz Jacek Markowski udzielił nam ślubu - w telegraficznym skrócie przekazał nam szef redakcji sportowej Radia Merkury.

***

Poznanie z marzeń i "ze słyszenia" stało się także udziałem Marcina Pawlickiego, dziennikarza Polskiej Agencji Prasowej.

- O Beacie z racji wykonywanego zawodu, słyszałem już kilka lat wcześniej niż się poznaliśmy. Utkwiło mi w pamięci spotkanie w Pile o mistrzostwo Polski pomiędzy Naftą a Augusto Kalisz. Miałem okazję po meczu "przyjrzeć się" z bliska pięknej, młodej siatkarce, ale niestety… nie odwzajemniła mojego spojrzenia - z lekkim żalem przyznał były redaktor "Gazety Poznańskiej". Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło...

Z późniejszą małżonką (wcześniej występującą na ligowych parkietach i w reprezentacji pod nazwiskiem Strządała) poznali się trzy lata później w Poznaniu, który był jej kolejnym przystankiem w karierze sportowej.
- Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia? Może od drugiego. Minęło kilka miesięcy, gdy mogliśmy "oficjalnie" uchodzić za parę - zażartowała pochodząca z Cieszyna siatkarka, od pięciu lat reprezentująca barwy pierwszoligowego KS Murowana Goślina.

***

Praca połączyła natomiast serca Tomasza i Pauliny Sikorskich (dawniej Chojnackiej).

- Do bliższego poznania doszło podczas wywiadu. Paulina była wówczas zawodniczką AZS AWF Dantera Poznań, a ja pisałem o siatkówce w "Gazecie Poznańskiej" - mówił mój redakcyjny kolega, Tomasz Sikorski.

Jego przyszła żona nie była też chyba od razu rozpalona uczuciem, bo miała inne sprawy na głowie.

- Pamiętam, że byłam wtedy mocno zdenerwowana, bo był to mój pierwszy tak poważny wywiad. Spotkaliśmy się na Starym Rynku w Poznaniu. Potem tych spotkań było coraz więcej i niekoniecznie miały one związek ze sportem. Szybko znaleźliśmy wspólny język, ale tak na poważnie zaiskrzyło dopiero kilka miesięcy później podczas wspólnych wakacji. Od tego czasu nie możemy bez siebie żyć - wyjaśniła wicemistrzyni Polski z 2003 r. w barwach akademickiego klubu.

***

Uczucie to jedno, a proza życia to drugie. W przechodzeniu przez tę ostatnią mogą pomagać lub przeszkadzać wspólne zainteresowania. Dziennikarze i sportsmenki są jednak jednomyślni i twierdzą, że wspólne pasje jedynie cementują związki.

- Nas sport nie nudzi. Fajnie jest, gdy żonie nie trzeba tłumaczyć, na czym polega spalony w piłce nożnej, a można się od niej dowiedzieć jakichś siatkarskich niuansów - zauważył Krzysztof Ratajczak, który z żoną i 11-letnim synem nie ma też dylematu, jak spędzić wolny czas. - Czasem nawet wybieramy się razem z naszym Krzysiem na imprezy, które obsługuje tata, aby zobaczyć z bliska także inne dyscypliny sportu - stwierdziła Dorota Ratajczak.

Podobną opinię wyraziła jej była koleżanka z Nafty Piła, Beata Pawlicka.
- Wspólne zainteresowania z reguły zbliżają. O siatkówce dużo rozmawiamy, najwięcej zwykle po treningach czy meczach. A jak się spotykamy ze znajomymi, rodziną, to temat sportu, a szczególnie siatkówki jest nieunikniony - przyznała 9-krotna mistrzyni Polski w siatkówce.

Na inny aspekt zawodowych podobieństw zwrócił uwagę jej mąż.

- Wspólne zainteresowania raczej pomagają niż przeszkadzają. Pracujemy trochę w innym wymiarze czasowym niż większość ludzi, często w weekendy nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu. Ale przez to łatwiej o wyrozumiałość - podkreślił Marcin Pawlicki.

W małżeństwach sportowo-dziennikarskich wspólna pasja ułatwia porozumiewanie się i minimalizuje kłótnie.

- Nie mamy na przykład kłopotów z dzieleniem się jednym telewizorem, bo oboje najczęściej oglądamy sport. Ja nawet polubiłam ligę angielską. Znam składy większości drużyn. Razem jeździmy też na różne imprezy sportowe - podkreśliła Paulina Sikorska.

***

Co ciekawe bliskość zainteresowań i wyrozumiałość nie musi prowadzić do zamiany ról i spróbowania sił w roli małżonka.

- Dość szybko zrozumiałem, że nie będę następcą Zbigniewa Bońka czy Tomasza Wójtowicza, a że od dziecka fascynowało mnie komentowanie meczów, szczególnie piłkarskich przez legendarnego Jana Ciszewskiego, wiedziałem, że raczej będę o sporcie opowiadał niż go wyczynowo uprawiał - wyznał Krzysztof Ratajczak, najbardziej znany komentator sportowy w Wielkopolsce.

Jego druga połowa szybko też rozwiała złudzenia, co do tego, czy zamieniłaby się z mężem na pracę.

- Dziennikarstwo to fascynujący zawód, ale ja nie przepadam za wystąpieniami publicznymi i jest to cecha, która raczej wykluczałaby dobre wykonywanie pracy reportera. A poza tym dobrze czuję się w roli nauczyciela sportu, mając sporo wyrazów sympatii od uczniów - dodała Dorota Ratajczak, opiekunka siatkarskiego narybku z Energetycznej Akademii Siatkówki.

Ciekawie do wizji zmiany ról podszedł z kolei Marcin Pawlicki.
- Przy moim wzroście to co najwyżej mógłbym wejść na libero, ale obawiam się, że z marnym skutkiem - zażartował siatkarski ekspert w Polskiej Agencji Prasowej. Przeciwna przekwalifikowaniu się jest także jego żona.

- W swojej roli czuję się najlepiej i najpewniej. Specjalnie nie lubię udzielać wywiadów, ale trudno mi sobie wyobrazić sytuację, gdybym miała stanąć po drugiej stronie mikrofonu - przyznała trzykrotna mistrzyni kraju w siatkówce.

Natomiast Paulina Sikorska po latach spędzonych u boku męża docenia już pracę dziennikarzy.

- Ich praca jest może przyjemna, ale na pewno nie należy do łatwych. Wiem coś o tym, bo w trakcie sezonu żużlowego każdą niedzielę spędzam praktycznie sama. Nie jest też łatwo napisać dobry tekst - zauważyła wychowanka Energetyka Poznań.

***

Ta samotność to znak firmowy małżeństw z branży sportowej i dziennikarskiej. Krzysztof Ratajczak zdaje sobie sprawę, że nie jest łatwo być żoną dziennikarza.

- Dorotę poznałem już w roli trenerki i nauczycielki o bardziej unormowanych godzinach pracy, więc nie musiałem znosić uciążliwości związanych z życiem u boku czynnej sportsmenki. Jestem wdzięczny żonie, że poświęciła się prowadzeniu domu i wychowaniu syna w zdecydowanie większym stopniu niż ja - nie ma co ukrywać - pracoholik i wiecznie zabiegany dziennikarz - stwierdził Krzysztof Ratajczak.

Małżeński staż robi swoje w tym sensie, że przyzwyczaja do ograniczeń, ale jak się okazuje specyfika zawodu partnera wciąż potrafi zaskakiwać.

- W zawodzie dziennikarza brakuje mi pewnej organizacji czasu. Mąż nawet jak przychodzi do domu, to ja nigdy nie wiem, czy on skończył pracę, czy jeszcze coś ma do napisania. A plusy tej pracy - trafiają się czasami atrakcyjne wyjazdy - mówiła Beata Pawlicka.

W "licytacji" kto ma lepiej, wziął udział jej małżonek i chyba słusznie zauważył, że sportowcy ze znanych klubów i reprezentacji w niczym nie ustępują dziennikarzom.
- Tak naprawdę to sportowcy mają okazję zwiedzić kawał świata, nie dziennikarze. Z drugiej strony też poznałem drugą stronę medalu tych sportowych wyjazdów. Z reguły są to ciekawe miejsca, ale spędzają ten czas na treningu, w hotelu, w drodze na halę. Do tego jeszcze dochodzą odprawy. Rzadko mają czas na zwiedzanie. Myślę, że jak każdy zawód bycie sportowcem ma swoje plusy i minusy. Z jednej strony popularność, czasami większe pieniądze. Z drugiej strony często zrujnowane zdrowie, bo w profesjonalnym sporcie powiedzenie sport to zdrowie jest całkowicie błędne. Poważne kontuzje często przecież stają się dramatem życiowym - dodał Marcin Pawlicki.

***

Siatkarki mają to do siebie, że zazwyczaj są bardzo wysokie, a to prowadzi do różnic we wzroście małżonków. Czy warto robić z tego problem?

- Nigdy mi nie przeszkadzało to, że Marcin jest ode mnie niższy o 8 cm, choć butów na 10-centymetrowej szpilce raczej nie zakładam - przyznała była zawodniczka czterech wielkopolskich klubów. Jej mąż w dowodzie ma napisane "wzrost wysoki", ale nie ukrywa, że chciałby mieć parę centymetrów więcej.

Jego sąsiad z Poznania idzie dalej i czasami nawet irytuje się z powodu nieuzasadnionych domysłów.

- Trochę już mnie wkurza, gdy mówię komuś, że żona była siatkarką i od razu słyszę pytanie, czy grała jako libero. Nie, była atakującą i jest o 13 centymetrów wyższa. To sporo, ale pocieszam się tym, że coś musi we mnie być, skoro zwróciła na mnie uwagę - zauważył Tomasz Sikorski.

Różnice wzrostowe nie są problemem dla jego żony.

- Jesteśmy już ze sobą 13 lat i nawet już o tym nie myślimy. To ja jednak po wszystko sięgam z wyższych półek - mówiła pół żartem, pół serio wybranka naszego kolegi.
W małżeństwach sportowych łatwo można zarazić sportowym obłędem swoich potomków. Krzysztof Ratajczak na to szaleństwo ma skuteczną i sprawdzoną receptę.

- Hołduję zasadzie, którą powtarza moja mama: "Żony i zawodu synowi nie należy wybierać". Cieszę się jednak, że 11-letni Krzyś junior bardzo interesuje się sportem, grając w piłkę nożną w TPS Winogrady Poznań, a także orientując się znakomicie w wydarzeniach sportowych w kraju i na świecie. Dałby radę jako komentator - chwalił swojego syna reporter Radia Merkury.

Wybór przyszłej kariery może być czasami też uwarunkowany parametrami, o czym przekonuje Beata Pawlicka.

- Gdyby nasze dziecko wybijało się wzrostem spośród rówieśników, warto by było zainteresować je sportem. W szkole zawsze byłam najwyższa w klasie, co nie do końca mi pasowało. Gdy zaczęłam uprawiać siatkówkę, znalazłam się w gronie "równych sobie". Od razu poczułam się bardziej komfortowo - zauważyła przyjmująca KS Murowana Goślina. Jej mąż przyszłemu dziecku odradzałby natomiast dziennikarstwo, bo pewnie już wie z autopsji, czym to grozi...

W trzecim sportowym małżeństwie chcieliby syna zachęcić do uprawiania sportu ze względów praktycznych. - Mateusz jest jeszcze bardzo mały, ale już teraz wiemy, że będziemy go zachęcać do tego, by się ruszał. Niekoniecznie musi być to sport wyczynowy. Chcemy tylko, by nie spędzał zbyt dużo czasu przed komputerem - zakończyła Paulina Sikorska.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski