Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tak wiele jest dziś rzeczy do ogarnięcia

Wojciech Koerber
fot. Paweł Relikowski
Imponującą karierę zrobiło ostatnimi czasy słowo "ogarniać". Kiedyś znaczyło mniej więcej tyle, co doprowadzić się lub coś do porządku. Dziś młodzi muszą ogarnąć lekcje (w sensie - odrobić), partnerkę na sylwestra (w sensie - znaleźć), prezenty pod choinkę (w sensie - zrobić), obiad (w sensie - przygotować) gazetę (w sensie - napisać tekst), paszport (w sensie - wyrobić), wakacje (w sensie - zorganizować), etc. Krótko mówiąc, dziś ogarnąć można wszystko. Efekt jest taki, że brakuje później tego, no... teges, ten, no... No, języka w gębie brakuje. Słów. I nie każdy ogarnia, co się do niego mówi.

Ja również wielu rzeczy nie ogarniam, Kmicicem się posługując - rozum mój objąć ich nie może, więc o naukę proszę. Otóż po Nowym Roku zaczynamy ogarniać wrocławski Skansen Olimpijski z myślą o World Games 2017. I dowiaduję się, że oto część tylko obiektu zostanie wyremontowana porządnie, a na części przypudruje się jedynie starość. Że z jednej strony oświetlenie ma być zamontowane pod dachem, z drugiej natomiast na masztach. Że z jednej strony dach będzie, a z drugiej - nie. Że z jednej strony będzie cacy, a z drugiej tylko drobny lifting. I ogarniam nawet fakt, że dziś nie na wszystko są pieniądze. I że stąd właśnie takie, a nie inne plany. Że najłatwiej szczekać i krytykować z boku, na papierze każdy pismak mądry. Zatem ja nie krytykuję, a poddaję jedynie pod dyskusję sens takiej strategii. Czy warto po raz enty malować starucha i kłaść na nim nowe siedziska, bo - z grubsza rzecz biorąc - tak właśnie ma wyglądać remont trybun od strony wieży? Mam świadomość, że pieniądze zaoszczędzone na tym liftingu nie wystarczą pewnie, by na całym obiekcie zamontować jednolite oświetlenie i zadaszenie. Ale może warto jednak, dla tej jednolitości właśnie, rozłożyć remont na dłuższy czas? Poczekać dłużej, lecz być z końcowego efektu zadowolonym? Zrobić raz coś dla siebie, tworzyć Wrocław dla wrocławian, a nie pod kątem kilku-dniowej rywalizacji w 2017 roku.

Jednego tu zatem nie ogarniam. Skoro wrocławska klasa urzędniczo-polityczna próbuje nas przekonywać, że zbliża się największa impreza sportowa w historii kraju, to dlaczego w połowie tylko mamy odzyskać stadion, a w połowie ma pozostać skansen? Ja tylko pytam, bo może efekt końcowy okaże się jednak zadowalający. A może nie.

W odświeżonych murach stadionu swoje muzeum ma stworzyć, co jej obiecano, Regionalna Rada Olimpijska. A propos... Wiozłem ostatnio do Warszawy, z misją olimpijską właśnie, kupę żelastwa - ze 30 medali złotych, z 15 srebrnych i pewnie jakieś 17 brązowych, a o igrzyskach tu mowa i innych dużych imprezach. Innymi słowy wiozłem na 95-lecie PKOl-u Mieczysława Łopatkę, Renatę Mauer-Różańską i Halinę Aszkiełowicz-Wojno. W Operze Narodowej pojawił się też m.in. Marian Dymalski, nie wszyscy wiedzą, że mamy we Wrocławiu członka komitetu wykonawczego Międzynarodowej Federacji Sportu Studenckiego, zatem wysoko postawioną personę. Podobno był też, osobiście nie widziałem, prezydent Kwaśniewski, a nazwisko to wywołuje ostatnio na mojej twarzy uśmiech. Dlaczego? Wyjaśniam żartem. Kwaśniewski, pytany o tortury: - Proszę pana, tortury to są na drugi dzień!
Uwielbiam, gdy sportowe uroczystości, jak tę PKOl-u, ogarnia ze swoją Filharmonią Dowcipu Waldemar Malicki. Dzięki temu nie jest tak, jak w jego dowcipie: Przychodzimy do opery na godz. 19, mija pierwsza godzina, mija druga godzina, mija trzecia godzina, patrzymy na zegarek, jest 19.20.

A teraz nie pozostaje już nic innego, jak zacząć ogarniać święta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetawroclawska.pl Gazeta Wrocławska