- Uchwała gwarantuje dopłatę do pobytu każdego dziecka w żłobku prywatnym w takiej samej wysokości co w żłobku miejskim, czyli po 700 zł - wyjaśnia Katarzyna Kretkowska, radna SLD. I dodaje, że z tej oferty mogliby skorzystać rodzice, którzy płacą podatki w Poznaniu.
Renata Wiśniewska ze Stowarzyszenia Żłobków Niepublicznych "Pro Rodzina" podkreśla, że w tej propozycji wysokość dofinansowania uzależniona jest od liczby dzieci, uczęszczających do danego żłobka. - Pieniądze idą za dzieckiem, a nie za firmą - zaznacza Wiśniewska.
Kretkowska zaś powołuje się na Wrocław, gdzie takie rozwiązanie funkcjonuje.
- Tam stawka jest nieco inaczej kalkulowana. Wynosi 600 zł do miejsca w żłobku. Wrocław przeznacza na ten cel 35 mln zł rocznie - wyjaśnia.
Zdaniem Szymona Walkowskiego z SŻN "Pro Rodzina", jeśli nie będzie systemowych rozwiązań, to żłobki niepubliczne się nie utrzymają.
Tomasz Lewandowski, szef klubu radnych SLD, uważa, że jest to też wyjście naprzeciw oczekiwaniom rodziców maluchów.
- Aby nie musieli uzależniać decyzji o powrocie do pracy, od swojej sytuacji materialnej - mówi Lewandowski. - Możliwości zwiększenia miejsc w przedszkolach miejskich są ograniczone, a do tego bardzo kosztowne. Dlatego już w poprzedniej kadencji Rady Miasta zgłosiliśmy pomysł dopłaty do miejsc w placówkach niepublicznych. Taki warunek postawiliśmy również przed drugą turą wyborów, uzależniając od niego poparcie dla prezydenta Jacka Jaśkowiaka.
Kretkowska wskazuje, że z ponad 20 tys. poznańskich maluchów w wieku do 3 lat, niecałe 1,3 tys. znajduje opiekę w żłobkach miejskich. - Listy oczekujących są długie - twierdzi radna. - Teraz w kolejce czeka około 800 dzieci.
Problemu nie rozwiązały placówki niepubliczne, do których uczęszcza nieco ponad 1,9 tys. maluchów, bo zwyczajnie niektórych rodziców nie stać na wydatek 700-1300 zł miesięcznie.
Pewną ulgą miały być dopłaty do miejsc w żłobkach prywatnych (po 400 zł na dziecko). Miasto co roku ogłasza konkurs.
- W ten sposób wyłaniane są najlepsze niepubliczne placówki, które otrzymują dofinansowanie - tłumaczy Marzena Mierkiewicz ze SŻN "Pro Rodzina".
Jej zdaniem, na początku system konkursowy nawet się nieźle sprawdzał, ponieważ niewiele żłobków prywatnych było zarejestrowanych. Dzięki temu w 2012 roku wszystkie, które spełniały wymogi, otrzymały dofinansowanie.
W następnych latach placówek zarejestrowanych przybywało, a pieniędzy na dotacje nie. To doprowadziło do podziału poznaniaków na lepszych i gorszych, szczęściarzy i tych, którym los nie sprzyja.
- Pierwszą grupę stanowią dzieci uprzywilejowane - mówi Mierkiewicz. - To te, które zajmują 1,3 tysiąca miejsc w żłobkach miejskich, gdzie opłata miesięczna bez wyżywienia wynosi 350 złotych. Druga grupa to około 600 maluchów ze żłobków niepublicznych, za które rodzice płacą po 600 złotych, bo 400 dopłaca miasto. I pozostaje jeszcze 1,2 tysiąca rodzin, które muszą płacić po tysiąc złotych za pobyt swojego dziecka.
Wtedy jednak żłobki prywatne ratowały się dotacjami z programów "Maluch" i unijnych. Teraz te źródła wysychają. W kasie miejskiej na dofinansowanie też przewidziano niewiele pieniędzy.
Efekt? Zgodnie z rozstrzygniętym jesienią konkursem pięć żłobków prywatnych otrzyma dofinansowanie na poziomie 90 proc., inne 50 czy 30 proc. - To my mamy określić, którzy rodzice skorzystają z dofinansowania, a którzy nie - twierdzi Mierkiewicz.
Właściciele żłobków zastanawiają się, jak mają wybrać tych, którzy będą płacić mniej i wytłumaczyć reszcie, że nie może skorzystać z tego przywileju. Wiśniewska przyznaje, że poddawani są ogromnej presji.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?