Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rodzice dzieci chorych na raka: Regulamin oddziału to absurd i hipokryzja!

Krystian Lurka
Na balkonach rodzice (większość z nich przyjeżdza do Poznania z różnych części regionu) przechowują łóżka polowe i materace. Regulamin tego zakazuje
Na balkonach rodzice (większość z nich przyjeżdza do Poznania z różnych części regionu) przechowują łóżka polowe i materace. Regulamin tego zakazuje Archiwum Polskapresse
Sprawa dotyczy Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu, w którym leczone są dzieci chore na raka. Rodzice małych pacjentów przed przyjęciem ich na oddział muszą podpisywać regulamin. - To konieczność. Wszyscy podpisują, choć od razu wiedzą, że jego przestrzeganie nie jest możliwe - mówią.

Regulamin składa się z 24 punktów. Wynika z nich, że w godzinach od 22 do 6 obowiązuje cisza nocna oraz zakaz przebywania na korytarzu. Rodzice nie mogą więc korzystać z toalet na oddziale, ale "ze względu na bezpieczeństwo epidemiologiczne osoby przebywające w oddziale zobowiązane do codziennej kąpieli i zmiany bielizny". Opiekunowie nie mogą także wychodzić na balkony. Nie można tam również przechowywać przedmiotów osobistych. Podobnie na salach chorych nie można przygotowywać ani spożywać napojów oraz posiłków. Jest też zapis o tym, że okrycia wierzchnie, obuwie, torby podręczne oraz karimaty czy materace odwiedzający zobowiązani są pozostawić w szatni szpitala. Ostatni punkt regulaminu brzmi: "Powtarzanie się nieprzestrzegania reżimu sanitarnego przez opiekuna będzie skutkowało indywidualnym zakazem wejścia na oddział".

Te zapisy utrudniają codzienną opiekę rodziców nad chorymi dziećmi. Zbulwersowany jest między innymi Marcin, tata chorego chłopca, który przebywał na oddziale.

- Gdyby wszyscy postępowaliby zgodnie z tym, co jest napisane w regulaminie, to nikogo nie byłoby na oddziale - przyznaje mężczyzna i mówi, że regulamin to hipokryzja. - Wszyscy doskonale zdają sobie sprawę co się tutaj dzieje. Śpimy przecież w szpitalu, kąpiemy się i przechowujemy swoje rzeczy na balkonach. W skrócie, robimy wszystko to, co jest niedozwolone, ale... inaczej nie możemy. Chcemy być przy chorych synach i córkach, ale koszt wielomiesięcznego pobytu w przyszpitalnym hostelu jest zbyt duży - opisuje codzienność na oddziale. Tata Marcin mówi wprost, że w wielu obowiązkach rodzice wyręczają personel medyczny. - Sami przewijamy dzieci, karmimy je i myjemy, zgłaszamy, kiedy się kończy podawanie chemii czy zmieniamy im pościele - tłumaczy. - My tu pracujemy przez całą dobę, a dyżur pełnimy tak długo, jak długo leżą tu nasze dzieci.

Czytaj o projekcie budowy nowej części oddziału onkologicznego!

- Pielęgniarki nie dałyby sobie rady bez pomocy rodziców - dodaje Malwina, mama dziewczynki, która właśnie opuściła szpital.
Dorota Woźnicka, zastępca dyrektora szpitala tłumaczy, że regulamin to nic nadzwyczajnego. - Ten, który muszą podpisać rodzice w naszej placówce jest dostosowany do warunków, jakie panują na oddziale - mówi. Podkreśla, że podpisanie go to konieczność i jest stworzony po to, by zadbać o dobro pacjenta, a nie przedkładać je nad dobro rodzica. - Regulamin ma zapobiegać niewłaściwym zachowaniom opiekunów, które zdarzają zbyt często - przekonuje.

Rodzice nie chcą krzywdzić dzieci. Chcą móc być obok nich, zgadzają się więc na spanie na podłodze, ale muszą mieć możliwość przechowywania materacy i przedmiotów osobistych. Chcą też mieć pewność, że nikt ich nie wyrzuci.
Profesor Jacek Wachowiak, kierownik kliniki onkologii, hematologii i transplantologii, przyznaje, że szpital jest wdzięczny rodzicom i szanuje ich zaangażowanie, ale też potwierdza, że warunki pozostawiają sporo do życzenia. - Sytuację rozwiązałaby budowa nowej części oddziału. Niestety, nie otrzymaliśmy funduszu w ramach tzw. funduszu norweskiego. Musimy szukać pieniędzy gdzie indziej - wyjaśnia profesor.
Czy powstanie nowy oddział?

O problemach rodziców i dzieci przebywających na oddziale pisaliśmy już wielokrotnie.
Na początku kwietnia opisywaliśmy historię pani Sylwii i jej córeczki. - Są miesiące, w których szpital staje się domem dla córki. Domem tłocznym i niewygodnym. Momentami tak bardzo zatłoczonym, że zdarzają się sytuacje, w których leczenie, ze względu na dużą liczbę potrzebujących było przekładane - mówiła matka. Gdy córka była w szpitalu, on spała na materacu przy łóżku, a swoje rzeczy chowała na balkonie.

W połowie roku pisaliśmy o tym, że dyrekcja stara się o fundusze na nowy budynek.
Miałby to być przestronny trzypiętrowy budynek z nowoczesnym wyposażeniem. A w nim: komfortowe jedno- lub dwuosobowe sale, w których w znalazłyby się 54 łóżka, dwa pomieszczenia rehabilitacyjne, strefa rodzica i zaplecze.Wszystko specjalnie przygotowane dla pacjentów i ich rodzin. Całość miałaby mieć 3,5 tysiąca metrów kwadratowych.

Rodzice chorych dzieci mogą skorzystać z hostelu obok, ale:
Koszt pobytu za dobę to 15 złotych. Stowarzyszenie Wspierania Rozwoju
Transplantacji Szpiku u Dzieci stara się to refundować. Czasami się udaje. Ale problemem jest za mało miejsc. Jest 10 dwuosobowych pokoi, a w szpitalu łóżek z chorymi jest 38.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski