Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Poznań: Były prokurator napadł na bank. Z atrapą pistoletu, w masce z horroru "Krzyk"

Łukasz Cieśla
Poznań: Były prokurator napadł na bank. Z atrapą pistoletu, w masce z horroru "Krzyk"
Poznań: Były prokurator napadł na bank. Z atrapą pistoletu, w masce z horroru "Krzyk" KWP Poznań
Kto w listopadzie, w masce z horroru "Krzyk" i atrapą pistoletu, napadł na bezgotówkową placówkę PKO BP w Poznaniu? Jak ustaliliśmy, sprawca napadu przy ul. Naramowickiej to... były poznański prokurator. Miał pecha: w banku nie było pieniędzy, a po chwili został zatrzymany przez przechodniów. Przyznał się do winy. I właśnie złożył wniosek o dobrowolnie poddanie się karze 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Liczy także, że prokuratura uchyli mu areszt i pozwoli spędzić święta w domu.

Gatunek: tragikomedia. Główny bohater: Jarosław D., były prokurator, a ostatnio kandydat na radnego. Miejsce: placówka PKO BP przy Naramowickiej w Poznaniu.

Czas akcji to 12 listopada, cztery dni przed wyborami samorządowymi, w których "nasz bohater" walczył o mandat radnego. Po południu, z maską z filmu "Krzyk" na twarzy i bronią w ręku - zabawkową - wszedł do banku.

Z komunikatu policji: - Wykrzykiwał, że chce pieniędzy. Nie przejmował się, że w placówce było kilku pracowników oraz klientka - matka z dwójką małych dzieci. Kiedy napastnik zorientował się, że nie zdoła ukraść pieniędzy, nikomu nie czyniąc krzywdy chciał uciec. Wybiegając z banku natknął się na dwóch przechodniów, którzy go pojmali i przekazali dzielnicowym.

Policja nie informowała, kto był sprawcą. Jednak jak ustalił "Głos Wielkopolski", był to właśnie Jarosław D. Pieniędzy nie ukradł, bo nie mógł. Jak się dowiedzieliśmy, były prokurator napadł... na placówkę bezgotówkową. Nie wiadomo jedynie, kim byli młodzi mężczyźni, którzy obezwładnili uciekającego eksprokuratora. Odeszli zaraz po przyjeździe policji.

Przy Jarosławie D. znaleziono czarną torbę, zabawkowy pistolet i maskę z filmu "Krzyk". Niedaleko stał jego samochód, którym zamierzał uciec, zapewne do domu pod Poznaniem.

- Sprawca podczas przesłuchania przyznał się do winy. Postawiliśmy mu zarzut usiłowania dokonania rozboju. Grozi mu do 12 lat więzienia. Gdyby broń, którą miał przy sobie, była prawdziwa, groziłoby mu nawet do 15 lat pozbawienia wolności - mówi Mateusz Pakulski, szef Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto.

Co ciekawe, właśnie w tej prokuraturze pracował kiedyś D. Odszedł stamtąd w 1994 roku, po dziewięciu latach pracy. Do dziś pamiętają go jednak starsi stażem prokuratorzy.

Okoliczności nieudanego napadu, którego dokonał, mogą śmieszyć. Ale z drugiej strony poznańscy policjanci sprawdzają teraz inne "skoki" na banki, po których do tej pory nie znaleziono sprawcy. Były prokurator stanowczo zaprzeczył, by dopuścił się innych napadów.

- Będziemy analizować inne napady, w których działał "solista", czyli jeden sprawca, którego do tej pory nie udało się ustalić - potwierdza Andrzej Borowiak, rzecznik KWP.

Przykładowo w 2010 roku ktoś obrabował dokładnie na to samo miejsce, w którym teraz wpadkę zaliczył D. Różnica polega na tym, że obecnie mieści się tam bank PKO BP. Cztery lata temu pod tym adresem działał bank Nordea. Wówczas skradziono z niego 300 tys. zł.

Jarosław D. był w przeszłości zatrzymany do innego napadu. Chodziło o "skok" na BZ WBK w Rogoźnie. Doszło do niego w lipcu 2012 roku. Zamaskowany, wciąż nieznany sprawca przyłożył nóż do szyi chłopca przebywającego wówczas w banku. Zażądał pieniędzy. Dostał 40 tys. zł i uciekł samochodem marki renault.

Trzy miesiące później policjanci wcześnie rano zapukali do domu Jarosława D. Zabrali na przesłuchanie, ale jeszcze tego samego dnia wypuścili bez stawiania żadnych zarzutów. Śledczy nie znaleźli mocnych dowodów, że to on napadł na bank w Rogoźnie. "Głos Wielkopolski" napisał wtedy o fakcie jego zatrzymania. Ujawniliśmy także, że w połowie lat 90. odszedł z prokuratury do pracy u znanego biznesmena. Był nim Mariusz Świtalski, wzbudzający kontrowersje twórca Elektromisu. Podczas pracy u biznesmena, Jarosław D. pełnił u niego ważne funkcje.

Były prokurator po latach zakończył jednak współpracę ze Świtalskim. A właściwie - to z nim zakończono. Jak ustaliliśmy, odszedł w 2004 roku . Pracodawca zarzucił mu zawyżanie faktur i dzielenie się tymi pieniędzmi z jedną z firm budowlanych. Jarosław D. twierdzi z kolei, że jedynie nie dopilnował pewnych spraw finansowych i został pomówiony przez przedstawiciela tej firmy o dzielenie się z nim pieniędzmi. Jak zapewniał, odszedł od biznesmena "za porozumieniem stron".

Po odejściu od Świtalskiego, pracował m.in. jako asesor komorniczy. I tu doszło do zgrzytu. Kilka lat temu do komornika, dla którego pracował eksprokurator, zgłosił się mężczyzna. Twierdził, że wręczył łapówkę Jarosławowi D. za umorzenie kosztów komorniczych. W Izbie Komorniczej w Poznaniu, w związku z tą sprawą usłyszeliśmy, że były prokurator został zwolniony dyscyplinarnie. Rzecznik izby nie chciał jednak wchodzić w szczegóły.

Były prokurator wskazuje, że został pomówiony o korupcję. Nie usłyszał żadnych zarzutów. Twierdzi też, że starał się o sprostowanie świadectwa pracy, ale potem "machnął na to ręką".

Z Jarosławem D. mieliśmy okazję poznać się osobiście. Na początku 2014 roku do naszej redakcji zwrócił się jego adwokat Krystian Bojanowski. Odniósł się do naszego tekstu z 2012 roku o napadzie na bank w Rogoźnie oraz perypetiach zawodowych byłego prokuratora. Adwokat domagał się od redakcji 200 tys. zł "za naruszenie dóbr osobistych" Jarosława D. Nasza publikacja miała mu m.in. zaszkodzić w poszukiwaniu nowej pracy.

Adwokat wskazał, że po zatrzymaniu ws. napadu w Rogoźnie, były prokurator szybko został zwolniony do domu. A sąd przyznał mu później 5 tys. zł zadośćuczynienia za tamto "bezzasadne zatrzymanie". Adwokat domagał się w sądzie w imieniu Jarosława D. 10 tys. zł. Jak wskazywał w sądzie, przed zatrzymaniem pan D. cieszył się nieposzlakowaną opinią, był uważany za osobę stojącą na straży porządku publicznego, a po tamtym zatrzymaniu miał stracić poważanie w lokalnej społeczności.

Nie ustalono, kto napadł na bank w Rogoźnie. Prowadząca tamto śledztwo prokuratura w Obornikach Wlkp. wie o niedawnym zatrzymaniu Jarosława D., ale umorzonej sprawy napadu w Rogoźnie nie zamierza wznawiać.

Elżbieta Gryziecka, szefowa prokuratury w Obornikach Wlkp. - Zrobiliśmy wszystko, by wyjaśnić, kto napadł w Rogoźnie. Nie ma żadnych nowych dowodów, które wskazywałyby na sprawstwo tego mężczyzny. Przeprowadziliśmy nawet eksperyment procesowy z udziałem antropologa i pana D. Ekspert, który wypowiadał się na temat sposobu poruszania się sprawcy, nie był w stanie ocenić czy mężczyzna nagrany przez monitoring oraz pan D. to ta sama osoba. Wiem, że z naszego umorzenia był niezadowolony pokrzywdzony bank. Słyszałam, że złożył nawet do sądu prywatny akt oskarżenia przeciwko panu D., ale sąd umorzył tę sprawę.

Prokuratorskie śledztwo zakończyło się fiaskiem. Pracownicy banku podczas okazania nie byli w stanie stwierdzić, czy sprawcą na pewno jest właśnie Jarosław D. Z naszych ustaleń wynika, że wszyscy okazywani musieli przeczytać zdania, które podczas napadu wypowiedział sprawca. Wszyscy okazywani mieli też zasłonięte twarze, bo podczas napadu sprawca miał na sobie czapkę, a twarz zasłonił chustą "arafatką". Jeden z naszych informatorów twierdzi, że to adwokat Jarosława D. domagał się, by wszyscy okazywani mieli zasłonięte twarze.

- Nie będę tego komentował - ucina adw. Bojanowski. Prawnik przekazał nam ponadto, że jego klient nie upoważnił go do rozmów z nami również na temat niedawnego napadu. Czyli tego, do którego Jarosław D., po złapaniu "na gorącym uczynku", się przyznał.

Dlaczego były prokurator zdecydował się na tak desperacki krok? Jak to się stało, że przeszedł drogę od urzędnika państwowego do sprawcy napadu? Najlepiej byłoby zapytać byłego eksprokuratora, obecnie siedzącego w areszcie.

Wiemy jednak, że od dawna przeżywał poważne kłopoty finansowe. Miał długi, jego dom trafił na licytację, próbował pożyczać pieniądze. Nie układało mu się też w życiu osobistym. Ostatnio próbował swoich sił w wyborach. Startował z wysokiego miejsca na liście jednego z komitetów. W dniu wyborów siedział już w areszcie. Dostał kilkadziesiąt głosów.

Jarosław D. niedawno złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze - 2 lat więzienia w zawieszeniu na 5 lat. Chce także opuścić areszt. Liczy, że prokuratura zgodzi się na to zaraz po weekendzie. Dzięki temu święta mógłby spędzić w domu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski