Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Jaśkowiak, bokser z Dębca, finansista z Jeżyc, prezydent Poznania

Karolina Koziolek
Jacek Jaśkowiak
Jacek Jaśkowiak Grzegorz Dembiński
Do niedawna był finansistą z Jeżyc. W poniedziałek zostanie zaprzysiężony na prezydenta Poznania - Jacek Jaśkowiak, sportowiec z Dębca, zręczny negocjator. Czy ma szansę na miłość poznaniaków?

Za prawo me uznałem to, że żyję.
Za własną potem wziąłem to zasługę
I - co nie moje - miałem za niczyje,
Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem.
Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi.
Dlatego tylko, że mam tę możliwość.
Poznawszy sposób - jak sumienia budzić.
Zbierałem obudzonych sumień żniwo.*

Ma dwie twarze: zimnego biznesmena obliczonego na osiem godzin negocjacji o miliony oraz dziecka, które cieszy się i ekscytuje, gdy inni zachowują dystans. Sam o sobie mówi, że gdyby nie poznał i nie zaprzyjaźnił się z Jackiem Kaczmarskim nadal byłby krwiożerczym biznesmenem. Kaczmarski twierdził, że Jaśkowiak ma wciąż w sobie dziesięciolatka, który potrzebuje idealizmu oraz, że posiadanie takiego dziecka obok siebie, już w wieku dojrzałym, jest czymś cudownym.

***
Jako 38. człowiek na świecie przebiegł wszystkie maratony serii Worldloppet. Powstały o nim piosenki (Kaczmarskiego), powstał spektakl w Teatrze Nowym Gracze.

Jacka Jaśkowiaka - poznańskiego przedsiębiorcę z Jeżyc - gra aktor Paweł Binkowski. Panowie odbyli wiele rozmów, z których powstał monolog wygłaszany doskonale przez Binkowskiego.

- W tym przedstawieniu jest wszystko o mnie. Na premierze byłem wzruszony, widząc w teatrze całe swoje życie. W rozmowie z Pawłem Binkowskim byłem do bólu szczery. Paweł był do rozmowy dobrze przygotowany. Sporo o mnie wiedział. Zadawał mi trudne pytania. Reżyserowi udało się z mojego życia wydobyć to, co najważniejsze.

Z Dębca na salony
Jaśkowiak, mimo że trafił na salony artystyczne - Jacek Kaczmarski poznał go z Ewą Wójciak, z Martyną Jakubowicz, z Adamem Nowakiem z Raz, Dwa, Trzy - oraz biznesowe - był dyrektorem u Jana Kulczyka - nie pochodził z typowej bogatej mieszczańskiej rodziny. Jego mama z wykształcenia była krawcową, potem prowadziła kiosk Ruchu, a ojciec kolejarzem. Gdy Jaśkowiak miał sześć lat, ojca zabiło wysokie napięcie na podstacji. - 3600 V go strzeliło - mówi. Matka, była wtedy młodą kobietą, miała zaledwie 29 lat. Wyszła ponownie za mąż, a Jaśkowiak o swoim ojczymie nie mówi inaczej jak w superlatywach i życzy, by każdy miał takiego ojca jak on ojczyma. O matce wypowiada się też niezwykle ciepło. Rysuje jej obraz jako kobiety z silną osobowością, mądrej i inteligentnej, która wzbudza szacunek w rodzinie, nawet w jego żonie, dla której jest autorytetem większym nawet niż własna matka.

Jacek Jaśkowiak urodził się na Jeżycach i początkowo mieszkał przy ul. Szamarzewskiego, potem jednak rodzina przeniosła się na Dębiec. - Tam dla młodego chłopaka były dwa sposoby na problemy: nauczyć się szybko biegać, by w razie czego uciekać albo nauczyć się bić, by bronić swojej godności. Wybrałem to drugie - opowiada Jaśkowiak.

Boks trenował dwie godzinny dziennie przez siedem dni w tygodniu.

Po podstawówce było technikum mechaniczne, gdzie na jednej z lekcji zjawił się sędzia z wykładem. Ta jedna godzina zaważyła na dalszym życiu Jaśkowiaka. Podobnych decydujących impulsów miał w swoim życiu jeszcze kilka. Po spotkaniu z sędzią postanowił, że będzie studiował prawo. Mimo iż wcześniej doświadczenia z mechaniką pchnęły go w objęcia filozofii, a ta z kolei sprawiła, że zapragnął być zakonnikiem. Ostatecznie został agnostykiem, a w końcu ateistą. Jak sam mówi, "to bardzo niefajne", bo zawsze uważał, że fajnie jest wierzyć"**.

Podczas studiów był pilotem wycieczek. Jeździł do Niemiec. Skupował wschodnie marki "bo zawsze chciał mieć kasę". Ostatecznie trafił do przedsiębiorstwa zajmującego się handlem. Zaproponowano mu posadę przedstawiciela handlowego. W ramach przeszkolenia wyjechał na jakiś czas za zachodnią granicę, gdzie m.in. pracował na budowie, skąd przywiózł pokaźne oszczędności. Gdy po powrocie zjawił się w biurze handlowym, posadzono go za biurkiem, ale nie powiedziano, co ma robić. Wytrzymał jeden dzień udając, że czymś się zajmuje.

"W końcu powiedział siedzącym wokół milczącym ludziom, że chce dowiedzieć się, jakie są jego obowiązki, gdzie jest szef? - Pan jest szefem - padła odpowiedź."

Niebawem dostał posadę dyrektora w Kulczyk Tradex. Z ciekawszych zadań u Kulczyka? Sprowadzenie w 1992 r. luksusowego audi dla Tadeusza Łomnickiego. Aktor zmarł dwa miesiące później na atak serca na scenie Teatru Nowego, grając Króla Leara. To był nie pierwszy i nie ostatni kontakt Jaśkowiaka ze światem teatru. W podstawówce podrobił legitymację szkolną, by zostać statystą w operze.

Po drodze zmieniło się też jego życie prywatne. Na egzaminach wstępnych poznał Joannę. Ściągał od niej na niemieckim, bo znała go wówczas lepiej. Ona, w przeciwieństwie do niego, związała się ściśle ze środowiskiem prawniczym, została notariuszem.

- Spodobała mi się w niej jej wytworność. Ja byłem zabijaką z Dębca, przez boks miałem złamany nos. Wyglądam przez to trochę jak Gołota. To była dziewczyna z manierami, z dobrego, inteligenckiego domu i to było widać. Imponowało mi to - mówi Jaśkowiak. - Jej imponowała moja sprawność fizyczna, byłem wtedy bardzo silny. Drzemały we mnie pierwotne instynkty. I to, że miałem pasję, jak coś robiłem, to do końca. Takie przeciwności się przyciągają.

- Biło z niego ciepło. Poza tym zwracał uwagę wyglądem. Nadal jest przystojny - mówi żona Jacka Jaśkowiaka, Joanna. - To osoba, która jeśli wyznaczy sobie cel, ja uznaję sprawę za załatwioną.

Pobrali się zaraz po pierwszym roku studiów. Rok później pojawił się syn Jarek (ma 26 lat).

Po doświadczeniach u Kulczyka, Jaśkowiak założył swoją firmę zajmującą się doradztwem gospodarczym, którą prowadzi do tej pory. Jako prezydent musi z niej zrezygnować - przekazuje ją synowi.

Firma od samego początku pęczniała. Jaśkowiakowi szło bardzo dobrze. Jak wspomina, czego się nie dotknął, to mu wychodziło.

To dało mu nie tylko spore pieniądze, ale i pewność siebie, arogancję wobec świata. Uznał, że może wszystko... Ale powiedzieć, że miał wtedy "akuratne" życie, byłoby przesadą. Podczas jazdy do Niemiec w radiu usłyszał piosenkę "Konfesjonał" Jacka Kaczmarskiego.

Bogactwo zła, którego byłem świadom
Było mi w życiu - tylko za ostrogę.
Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą.
Gdy cierpieć, ani ginąć sam - nie mogłem.
Stworzyłem świat - na podobieństwo Świata
Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź,
Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata.
I nie uniknął swojej męki - Człowiek.

- Ta piosenka przewartościowała moje życie - mówi. - Jestem pozytywistą jak Wokulski i jak on byłem kochliwy. Gdyby nie "Konfesjonał", moje życie wyglądałoby teraz inaczej. Miałbym trzecią żonę, czwarty dom. Takie noworuskie podejście do sukcesu w biznesie. To był etap, kiedy woda sodowa zaczęła uderzać mi do głowy.

- W 90. latach biznes wyglądał tak, że mieliśmy nowe domy, nowe samochody, nowe żony. Takie typowo polsko-ruskie podejście do biznesu. Ja też miałem kilka strzałów - mówi ze sceny Teatru Nowego Paweł Binkowski, w przedstawieniu Gracze.

Po tej podróży do Niemiec, Jaśkowiak zaczął "nawracać" innych biznesmenów. - Chciałem, by się zmienili - mówi.

Dawał im płyty Kaczmarskiego jako prezenty. W końcu jeden z nich zrobił u siebie w domu prywatny koncert Kaczmarskiego. - Taki prezent dla mojej żony na imieniny. To był 1997 rok. Wtedy go poznałem - opowiada o spotkaniu z muzykiem.

Skończyło się na tym, że przyszły prezydent został menadżerem barda, mającego wtedy także swoje własne kłopoty, m.in. finansowe. - Ułożyłem mu inaczej repertuar. Wszystko mu przebudowałem w sensie finansów, negocjowałem jego umowy. Przekonałem, żeby przestał grać "Mury", "Obławę", żeby trafił do młodych ludzi, a nie do kombatantów, którzy chodzą na jego koncerty i niewiele z tych tekstów rozumieją - mówi. - I zaczął zarabiać na koncertach, także zagranicznych. Podczas podróży odbywaliśmy długie rozmowy. Ślad tych rozmów widzę w niektórych utworach.

Kaczmarski wyedukował go w obszarze kultury. Wprowadził w malarstwo. Opowiadał o obrazach, a Jaśkowiak kupował bilet do Londynu i szedł do National Galery oglądać oryginały. - Mój ulubiony obraz mam wciąż na podkładce pod myszkę. To Ambasadorowie Hansa Holbeina Młodszego. Obraz o przemijaniu. Facetom się wydaje, że tacy wielcy, wszyscy im się kłaniają, ale za chwilę nikt o nich nie będzie pamiętał. Tylko ten obraz zostanie - mówi.

Kaczmarski podsuwał mu książki. - Kazał przeczytać "Honor Prizzich" Richarda Condona (książka o mafijnym włoskim rodzie - dop. red.), bo mu się trochę kojarzyłem z jednym z bohaterów: na negocjacjach byłem twardy, a jednocześnie wrażliwy w kontaktach z mamą. Także dlatego, że to był dość burzliwy okres w moim życiu prywatnym - przyznaje.

To "burzliwe życie" dało mu drugiego syna, z innego związku. Stasiu dziś ma 11 lat. O mierzeniu się z tym, przedsiębiorca z Jeżyc, również ustami Pawła Binkowskiego, opowiada w Graczach. Stąd maratony i bieganie na nartach w mrozie.

Jaśkowiak dziś opowiada, że ma świetny kontakt również z młodszym synem. A jego małżeństwo, mimo poważnego kryzysu, nie rozpadło się. - Mimo wszystkich rzeczy, które nam się zdarzyły w małżeństwie, między nami jest głęboka przyjaźń i akceptacja. Żona wie o moim życiu - podsumowuje Jacek Jaśkowiak.

Łyse konie, Szklarska, Poznań...
Jaśkowiak podkreśla swoją przyjaźń z żoną. A gdy pytamy go, kto wie o nim najwięcej spośród bliskich znajomych, odsyła nas do nieżyjącego Kaczmarskiego.

- Pasowali do siebie jak łyse konie - przyznaje Jarosław Jaśkowiak, 26-letni syn prezydenta elekta. - Kaczmarski leciał u nas na okrągło. W pierwszej klasie na muzyce pani kazała zaśpiewać każdemu piosenkę. Ja zaśpiewałem "Pijanego poetę" Kaczmarskiego. Nauczycielka wezwała ojca do szkoły.

Muzykowi imponowało to, jak Jaśkowiak radził sobie w biznesie. Chciał napisać wspólną książkę. - Być jak Mario Puzo, któremu dali materiał, jak chodzi mafia - wspomina biznesmen. - Kiedy słuchał moich opowieści, jak rodziły się polskie fortuny, stwierdził, że napisze o początkach polskiego kapitalizmu. Miałem dać opowieści, a on formę. Ale nie zdążył, zachorował.

Jaśkowiak chciał pomóc. Wcześniej sam był chory przez kilka miesięcy. Miał zapalenie płuc, którego lekarze nie potrafili zdiagnozować. - Myślałem, że padnę. Umierałem wtedy - mówi.

Wyzdrowiał. Znalazł fundację, która zbierała pieniądze dla Kaczmarskiego. Zaplanował szeroko zakrojoną akcję. Pomagała Maryla Rodowicz, Kayah, Budka Suflera.

- Doprowadziłem do tego, że na trzy godziny przed jego śmiercią, Jacka ochrzciła partnerka. Zadzwoniłem do jezuity Wacława Oszajcy, którego Jacek cenił, z pytaniem, czy nie odprawi pogrzebu. Zgodził się, mimo że Jacek nie był praktykującym katolikiem.

Gdy Kaczmarski zmarł, biznesmen chodził po szkołach i opowiadał o jego twórczości. - Będę nadal to robił, jeśli mnie zaproszą - deklaruje.

Sen szczuje cygarem bystry finansista
Planuje na jutro miłosierne cięcie
Które krew z ofiary wypuści do czysta
Korzystne dla wszystkich kończąc przedsięwzięcie
Dostrzega za oknem stworzenie kulawe
I z nieużywanym droczy się sumieniem
Zwycięża się w ciszy. Klęska kocha wrzawę Śledź lubi cebulę, a pieniądz - milczenie.

Tak o Jaśkowiaku - jako bystrym finansiście - napisał Kaczmarski w "Przypowieści na własne 44. urodziny". Biznesmen obraził się o to. Na poważnie.

- Chyba źle zrozumiał tekst - mówi Paweł Binkowski, aktor Teatru Nowego w Poznaniu. - W przedstawieniu gram ten moment, kiedy Jaśkowiak denerwuje się, że Kaczmarski nie rozumiał, że w biznesie takim trzeba być: umieć przewidzieć, jak przebiegną negocjację, wpływać na ludzi, być twardym. Zdał sobie sprawę, że Kaczmarskiego to przerażało.

Po śmierci Kaczmarskiego zaangażował się na rzecz organizacji Pucharu Świata w biegach narciarskich w Polsce. Sam uprawia tę dyscyplinę sportu.

- Dosłownie wychodził to FIS-ie - mówi Grzegorz Sokoliński, wówczas burmistrz Szklarskiej Poręby. - Na jeden mój telefon potrafił jechać na lotnisko do Pragi, bo działacze sportowi tylko wtedy i tylko tam mieli czas, żeby dokończyć uzgodnienie jakiegoś projektu.

Zaliczył wtedy wpadkę. Na dwa miesiące przed pucharami został prezesem miejskiej spółki, równocześnie mając udziały w swoich firmach. To niezgodne z ustawą antykorupcyjną. Wyszło to na jaw pod koniec ostatniej kampanii wyborczej. Jaśkowiak przyznaje, że "dał ciała".

Sokoliński tłumaczy go. - Działaliśmy w specjalnych warunkach. Na chwilę przed rozpoczęciem pucharu, o który tak walczyliśmy, posypał nam się dotychczasowy prezes spółki. Przerosło go to. Jacek na szybko go zastąpił. Nie myśleliśmy wtedy, że to niezgodne z przepisami. Ratowaliśmy zawody - mówi.

- Jacek to kawał historii Szklarskiej i polskiego sportu. Choć, gdy bywałem u niego, kawę parzył tylko "jak była potrzeba" - podsumowuje Jaśkowiaka Sokoliński.

Wkrótce "bystry finansista" zaczął się udzielać w Poznaniu. Aktywnie komentował kolejne posunięcia władzy na forach internetowych, pod tekstami artykułów prasowych. Tam poznał się z Włodzimierzem Nowakiem, innym poznańskim aktywistą. W 2010 r. spotkali się w szeregach stowarzyszenia My-Poznaniacy.

- Dla mnie, wówczas, szybko okazał się naturalnym kandydatem na prezydenta. Ma silną osobowość przywódczą. Lech Mergler określał go jako Clintona - mówi Nowak. - Dyskutowaliśmy jak My-Poznaniacy mogą funkcjonować, żeby nie była to organizacja partyzancka, oparta tylko na proteście. Wystawiliśmy listy do Rady Miasta z Jaśkowiakiem jako kandydatem na prezydenta.

Nowak mówi, że określiłby go jako chadeka o poglądach konserwatywno-liberalnych. - Mówi się o nim lewak, ale to nieporozumienie - zaznacza.

Kampania stowarzyszenia była nacechowana konfliktami. Jaśkowiak już w grudniu, tuż po wyborach w 210 r., odszedł.
- Nasze drogi się rozeszły, ale dalej śledziłem jego poczynania. Obserwowałem zbliżenie do Pucka, zdarzało mu się chwalić Grobelnego... - opowiada Nowak.

Jak ocenia Nowak, naturalną drogą rozwoju dla Jaśkowiaka było wstąpienie do partii.

- Jacek był rozczarowany tym, co zostało ze stowarzyszenia [rozpadało się i podzieliło na mniejsze - dop. red.]. Nie miałem mu tego za złe, rozumiałem jego motywy - mówi Nowak.

Do Platformy Obywatelskiej Jaśkowiak wstąpił niewiele ponad rok temu. W lipcu tego roku został namaszczony na kandydata na prezydenta z tej partii. Drugą turę, 30 listopada, wygrał w cuglach, zdobywając prawie 59,15 proc głosów. Ryszard Grobelny uzyskał wynik 40,85 proc. Wielu ekspertów uważa, że to bardziej Grobelny przegrał wybory, niż Jaśkowiak je wygrał. Sam Jaśkowiak zapewnia jednak, że przewidział swój sukces, bo poznaniacy chcieli zmiany.

Krąży Telemacha statek
Po zatokach i cieśninach.
Czy młodzieniec znajdzie tatę?
Czy rozpozna ojciec syna?
Czy ruszając na swą Troję
Syn udźwignie ojca zbroję?

To fragment "Powtórki z Odysei" Kaczmarskiego. W niedzielę wieczorem, tuż po ogłoszeniu sukcesu Jaśkowiaka, jego starszy syn wrzucił link do piosenki na swojego Facebooka. Sam Jaśkowiak mówi, że Odyseusz to jedna z jego ulubionych postaci.

- Od niedzieli mówię do ojca Jacek. Już nie wiem, jak mam do niego się zwracać: tato, szefie, wspólniku, prezydencie? Pogubiłem się. Nasze relacje są tak ciasne, jak się tylko da - mówi Jarosław, 26-letni syn Jaśkowiaka. Obecnie przejmuje firmę ojca.

Co oznaczają te "ciasne relacje"? - Między nami jest szorstka miłość. Jest wzorem w sprawach zawodowych, ale w takich życiowych już mniej - mówi Jarosław. - Zbyt często przenosi sprawy zawodowe na relacje prywatne, to niekomfortowe dla bliskich. Mimo to, że nie we wszystkim się z nim zgadzam, wiem, że to osoba, na którą całkowicie mogę liczyć. Imponuje mi jego ponadprzeciętna inteligencja i wybitna umiejętność wyciągania logicznych wniosków - ocenia.

- Ostatnio zastanawiałam się, czy chciałabym spędzić życie z kimś innym. Doszłam do wniosku, że jednak z nikim innym - mówi żona Jacka Jaśkowiaka, Joanna. Życie z nim nie jest nudne. Jest pełne atrakcji, czasami jest ich aż zbyt wiele. Podejmuje się rzeczy dla innych niemożliwych. Jest jak bąk, który zgodnie z prawami fizyki ma zbyt małą powierzchnię skrzydełek, aby latać. Jednak nie wie o tym i lata.

* Teksty piosenek pochodzą z dorobku Jacka Kaczmarskiego.
** Teksty w cudzysłowach pochodzą z przedstawienia Gracze, 3. odcinek z serii Jeżyce story, granym w Teatrze Nowym w Poznaniu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski