Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żołnierze płaczą, gdy umierają ich bracia

Magdalena Baranowska-Szczepańska
Żołnierze płaczą, gdy umierają ich bracia
Żołnierze płaczą, gdy umierają ich bracia
Bianki szczupłe ciało przeszło w lipcu prawdziwą próbę. Złamania, pęknięcia, otarcia, siniaki. Dziś w wielu miejscach metalowe części łączą to, co kilka miesięcy temu było strzaskane. Kręgosłup, żebra, obojczyk. W Bianki pogodnym uśmiechu nie ma jednak cienia tamtych wydarzeń. Jest spokój, radość, ciekawość i nadzieja. Za to w jej oczach kryje się wszystko to, co zdarzyło się tamtej lipcowej niedzieli i działo się przez wiele innych dni. Widać w nich jak w kalejdoskopie obrazy wojny i to dokładnie takie, jakie dzisiejsze dorosłe pokolenie zna z filmów dokumentalnych, starych fotografii i opowieści dziadków. Każde zamknięcie powiek to kolejne kadry: czołgi, armaty, płonące budynki, krzyki bombardowanych , wrzask mordowanych, lament tych, co stracili najbliższych. Krew, śmierć, pobojowisko. Taka jest właśnie wojna na Ukrainie.

Bianka Zalewska ma 35 lat, urodziła się pod granicą z Białorusią. Przez pięć lat studiowała prawo na poznańskim uniwersytecie. Potem przez krótki czas pracowała jako prawniczka. Była Warszawa, Cypr, potem znowu stolica. Aż wreszcie postanowiła wszystko zmienić. Została dziennikarką.

– Pracowałam na Ukrainie przy okazji Euro 2012. Poznałam tam wspaniałych ludzi. Potem wróciłam do Polski. Gdy pojawił się Majdan, byłam w ciągłym kontakcie z moimi przyjaciółmi, którzy opowiadali mi na bieżąco co się dzieje. Widziałam, że telewizyjne relacje bardzo różnią się od tych wszystkich głosów, które do mnie dochodziły. Postanowiłam, że chcę pokazać prawdę. Pojechałam – mówi.

Na Majdanie była niesamowita atmosfera. Odgłosy, zapachy, szepty, wszystko układało się w jedno słowo: patriotyzm. Tam zyskiwało ono zupełnie inne znaczenie niż to, które wyczytać można w książkach czy na ulotkach.

- Widziałam, jak ludzie strasznie walczyli o wolność, taką prawdziwą – opowiada. – Widziałam miłość, która się tam rodziła, potem to samo uczucie obserwowałam na froncie, żołnierze szli do walki, a ich ukochane były wolontariuszkami, albo sanitariuszkami. To były sceny, jakie znamy z przekazów o Powstaniu Warszawskim. Śmierć mieszała się z miłością, strach z nadzieją, ale wszystko zmierzało ku wolności.

W lipcu 2014 Bianka znalazła się w strefie walk między prorosyjskimi separatystami a siłami rządowymi na wschodzie Ukrainy (w okolicach Starobielska w obwodzie ługańskim). Tam została ciężko ranna. Samochód ekipy, w którym się znajdowała, wracał ze zdjęć. Został ostrzelany i przewrócił się.

– Pamiętam wszystko, do dziś miewam koszmarne sny. To była niedziela, 27 lipca. Wracaliśmy do Kijowa z pierwszej linii frontu, z tzw. Peredowej, gdzie strzelano do nas z ciężkiej artylerii, gdzie musieliśmy się chować przed granatami i bombami. Tam nic mi się nie stało. Przed wejściem do samochodu ściągnęłam z siebie kamizelkę kuloodporną, którą nosiłam przez dwa tygodnie i hełm. Było mi bardzo gorąco i ciężko. Kamizelka waży ponad 18 kg. Wydawało mi się, że w samochodzie będzie bezpiecznie, choć przecież uczyli mnie, jak wysiadać z niego podczas jazdy… Nie miałam pasów, bo tam nikt ich nie zapina. W razie ostrzału zwłoka na ich odpinanie mogłaby kosztować życie. Po ostrzelaniu samochodu nie straciłam przytomności, widziałam pochylające się nade mną twarze żołnierzy. Moje życie było wtedy zagrożone. Nie mogłam oddychać, wszystko mnie bolało, myślałam, że z tego nie wyjdę.
W szpitalu w Ługańsku lekarze nie byli jej w stanie pomóc. Żołnierze z batalionu AIDAR, z którymi pracowała załatwili wojskowy helikopter, który przetransportował ją do Charkowa. To właśnie zdjęcia stamtąd trafiły do polskich mediów. Blada Bianka leżąca na noszach na szpitalnym korytarzu. Informacje na temat pierwszej operacji. Potem przyszła pomoc, szybki transport do Polski, operacja, rehabilitacja.

– Leczyć się będę jeszcze długo, ale nie narzekam. Mam przecież ręce, mam nogi, mogę chodzić. Lekarze mi mówili, że wstanę dopiero po 2-3 miesiącach, a ja już po 2 tygodniach zaczęłam robić pierwsze kroki. Nie użalam się, inni mają gorsze rany i nie mieli tyle szczęścia co ja – mówi i pokazuje bliznę na obojczyku. Przez cienką skórę prześwitują metalowe spoiwa. Rana musiała mieć kilkanaście centymetrów. Dekolt już nigdy nie będzie taki sam. Bianka zakrywa go umiejętnie gustowną sukienką w szarym kolorze i amarantową chustką. – Takie metalowe części mam też w kręgosłupie – dodaje.
Dziennikarka znowu zaczyna nosić kamizelkę kuloodporną. – Ćwiczę – mówi. – Każdego dnia po kilkanaście minut. Bo ja tam wrócę. Choć zwolnienie mam do końca roku, to już w grudniu zamierzam wyjechać na Ukrainę. Ja tam w zasadzie cały czas jestem, tu w Polsce jest tylko moje ciało. Mam aktualne wiadomości od moich znajomych, wiem, gdzie toczą się walki, kto zginął. Wczoraj odszedł właśnie jeden z żołnierzy, których znałam…

– Strach? – zastanawia się, gdy pytam ją o to, czy się nie bała i czy się teraz nie boi. – Bałam się, naprawdę bardzo i teraz też się boję.

– To dlaczego jechałaś na pierwszą linię frontu? – dopytuję, bo wiem, że była jedną z nielicznych i jedyną kobietą, która z kamerą nagrywała walki.

– Wiesz, to jest tak, że ja nie chciałam siedzieć w biurze prasowym i komentować doniesień, które były w pewien sposób cenzurowane. Chciałam pojechać, włączyć kamerę i nagrać, by pokazać prawdę – przekonuje. – Kiedy jednak żołnierze już się zgodzili mnie zabrać i zaczęli mówić, jak radzić sobie z rannymi, umarłymi, gdzie się chować przed ostrzałem, to pomyślałam, że jednak się wycofam. Wtedy jednak doszło do mnie takie przekonanie, że w zasadzie jestem pogodzona z ryzykiem.

Zgadzam się na to, że mogę zginąć. Ok. powiedziałam sobie i im: Jadę. I pojechałam. Teraz już nie wyobrażam sobie stać z mikrofonem przed Sejmem i nadawać relacji. Teraz już jest inaczej, bo ja jestem inna. – Dla mnie bardzo odważna – mówię.

– Nie, to jest raczej tak, że mając kamerę w ręce czuję, że ona jest moją bronią. Ja nią zatrzymuję obraz, który później może ktoś zobaczyć, a ludzkość ocenić. Żołnierze mi zawsze mówili, żebym filmowała jak najwięcej. Mam jeden z filmów, który pokazuje moment, w którym rozpoczął się atak i żołnierz mnie wciągnął pod czołg. Nie wyłączyłam kamery, bo nie było na to czasu, wszystko się więc nagrało. To, jak do nas celują, jak się chowamy, te wszystkie odgłosy wojny tam są. Oczywiście śmierć bardzo trudno jest nagrywać. Wiele razy wyłączałam kamerę. Telewizja nie lubi pokazywać krwi, a na wojnie jest jej bardzo dużo. Dużo jest też ciał, pourywanych rąk i lamentujących ludzi… Poza tym poczułam na Ukrainie smak wolności.

Zrozumiałam o co chodzi w tej walce i bardzo mi zależy na tym, by ta wojna wreszcie się skończyła – mówi.– Wojna mnie bardzo zahartowała. Mam teraz w nosie to, że ktoś coś mi może złośliwego powiedzieć. Jestem silniejsza.
Wojenna rzeczywistość to ciągła niepewność. Front, baza, front, baza. Strzały, cisza, wybuchy i krzyki. Spanie pod czołgiem, jedzenie słoniny z czerstwym chlebem, mycie się w butelce wody mineralnej i mówienie wszystkim na dobranoc tego, żeby się obudzili cali i zdrowi. Bo przecież pod gołym niebem, w kraju ogarniętym wojną nie ma miejsca na oglądanie gwiazd i marzenia. Tu trzeba być czujnym. Za każdym odgłosem czaić się może zasadzka, a w niej śmierć.

Bianka opowiada, że na Ukrainie trwa dokładnie taka wojna, jąka my pamiętamy z przekazów filmów dokumentalnych i zdjęć sprzed 70 laty. – To są najgorsze sceny z II wojny światowej. Są i czołgi i ciężka artyleria. Są też rozerwane od granatów ciała i umierający, wykrwawiający się w okopach żołnierze. Widziałam jak płaczą. Żołnierze nie płaczą z powodu rozstania z ukochaną, tęsknotą za dzieckiem. Na froncie płaczą wtedy, gdy umierają ich bracia. Oni tak wszyscy siebie nazywają, są dla siebie braćmi. Dzielą się wszystkim, co mają. Wzajemnie wspierają i płaczą, gdy ktoś umiera…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski