Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Straż miejska w Poznaniu: Śledztwo ws. dziwnych wezwań dla kierowców

Łukasz Cieśla
Straż miejska w Poznaniu: Śledztwo ws. dziwnych wezwań dla kierowców
Straż miejska w Poznaniu: Śledztwo ws. dziwnych wezwań dla kierowców archiwum Polskapresse
Straż miejska w Poznaniu wystawiała kierowcom wezwania bez numerów. Jej były funkcjonariusz Damian Kolanus doniósł, że sprawa ma podłoże korupcyjne. Chodzić miało rzekomo m.in. o naganianie klientów na parking strzeżony prowadzony przez żonę strażnika miejskiego. Prokuratura wszczęła śledztwo ws. przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy SM.

Autorem doniesienia do prokuratury jest Damian Kolanus, były już strażnik miejski. W 2012 roku został zwolniony przez komendanta Wojciecha Ratmana "z powodu utraty zaufania". Jego kłopoty, jak wspomina, zaczęły się wtedy, gdy nie chciał anulować kary za złe parkowanie dla znajomego młodej funkcjonariuszki.

Strażniczka, dzwoniąc potem do dyżurnego, nazwała Kolanusa "jeb... skur...". Mówiła też, że go "pozamiata". Rozmowa została automatycznie nagrana. Potem ukarano ją... naganą. Kolanus zaczął zawiadamiać o rzekomych nieprawidłowościach w straży. Gdy policja i prokuratura nie dopatrzyły się przekrętów i odmówiły wszczęcia śledztwa, stracił pracę.

W tym roku powiadomił prokuraturę, że gdy pracował w straży miejskiej na poznańskim Piątkowie, funkcjonariuszom nakazano wystawianie wezwań bez numerów.

- Miało to podłoże korupcyjne - uważa Damian Kolanus. - Na Piątkowie działał prywatny parking strzeżony należący do żony jednego z przełożonych. Wkładaliśmy te wezwania kierowcom parkującym przy parkingu. W ten sposób mieliśmy naganiać im klientów. Nienumerowanie wezwania stwarzały też możliwość "brania na boku".

Kolanus opowiada, że kiedyś włożył takie wezwanie za wycieraczkę samochodu parkującego w niedozwolonym miejscu. - Potem przypadkiem spotkałem kierowcę tego auta. Spytałem się, dlaczego nie stawił się na moje wezwania. Odpowiedział, że był u nas, dał "pięć dych" i jeśli się nie "odpier...", on nagłośni sprawę - opowiada Kolanus.

Dodaje, że to samo powiedział policji, która kilka dni temu go przesłuchała.

O dziwnych wezwaniach w kontekście prywatnego parkingu pisaliśmy już w "Głosie". Sprawę jako pierwsza opisała "Gazeta Wyborcza".

- Gdy na początku 2011 roku w naszym referacie pojawiła się dziennikarka tej gazety, przełożeni szybko wydali polecenie, by już ich nie wystawiać. To była reakcja na zainteresowanie prasy - przekonuje Kolanus.

Jego przełożeni inaczej tłumaczą nienumerowane wezwania.
- Prowadzone kontrole wewnętrzne, na 1,5 roku przed sygnalizowaniem sprawy przez pana Kolanusa, wykazały wykorzystywanie druków wezwań na formularzach ze starych zapasów, stosowanych przed zmianą regulaminu służby. Za stwierdzone nieprawidłowości, w zakresie braku nadzoru nad dokumentacją prowadzoną przez strażników, na bezpośrednich przełożonych zostały nałożone kary dyscyplinarne - wynika z odpowiedzi udzielonej przez Wojciecha Ratmana, komendanta straży miejskiej.

Organy ścigania uznały jednak, że sprawę należy wyjaśnić.

- Czynności prowadzą policjanci z Komendy Miejskiej Policji zajmujący się przestępczością gospodarczą. Sprawę zakwalifikowano jako taką, która może mieć podłoże korupcyjne. Przyjęta kwalifikacja prawna zakłada możliwość przekroczenia uprawnień przez funkcjonariuszy straży miejskiej - mówi nam Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji.

A prokuratura dodaje, że śledztwo skupia się na okresie między czerwcem 2010 roku, a lutym 2011 roku. Wtedy właśnie przełożeni kazali wycofać dziwne wezwania. Damian Kolanus ma nadzieję, że tym razem śledczy inaczej podejdą do jego zawiadomienia. Ma także żal do różnych osób o to, że w przeszłości, jak mówi, potraktowano go "jak śmiecia" i zwolniono ze służby.

- Zwracałem uwagę na różne nieprawidłowości. Dowiedziałem się na przykład, że jeden z naszych tzw. funkcjonariuszy kontrolnych został przyłapany w sklepie na kradzieży pomidorów. Do już zważonych warzyw, dorzucił kolejne. Policja ukarała go jedynie mandatem, a w pracy nie poniósł żadnych konsekwencji. Pisemnie powiadomiłem o tym urzędników-podwładnych Tomasza Kaysera, zastępcy prezydenta sprawującego nadzór nad strażą miejską. Bez efektu - twierdzi Damian Kolanus.

Wiceprezydent Kayser, pytany przez nas, zaprzeczył, by był informowany o rzekomej kradzieży. Z kolei Przemysław Piwecki, rzecznik straży miejskiej, zaznaczył, że funkcjonariusz nie był karany za kradzież sklepową, a informacje rozpowszechniane na jego temat nie są prawdziwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski