Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dzwonię, żeby naciągnąć. Tfu! Zaprosić!

Leszek Waligóra
Leszek Waligóra
Dzień dobry Panu! - szczebiocze do słuchawki głos, który brzmi jakby należał do nieopierzonej licealistki. Czyli zapewne kobieta do emerytury dorabia. - Ja nazywam się Joanna Kowalska i ja dzwonię (przecież wiem, że nie ja!), aby poinformować pana o szczególnym wyróżnieniu. Chcielibyśmy zaprosić pana na...

I tu przerywam tę radosną paplaninę. Pani może Joanna, może Zuzanna, może Dżesika albo Isaura i może nawet Kowalska, albo jej klon, dzwoni do mnie z częstotliwością poborcy opłat za wodę. Ma na mnie dziewczyna ewidentnie chrapkę. A to te garnki, a to cudowne patelnie, zaproszenie na prezentację ekskluzywnej kolekcji pościelowej też było. Znaczy: podtekst jest. I to potrójny, bo po sugestiach dotyczących gotowania i spania, nawet coś o sprzątaniu było.

I byłbym uwierzył w swoją telefoniczną atrakcyjność, gdyby nie fakt, że zamiast przynajmniej zalotnie pomruczeć do słuchawki, zamiast sapnąć i jakimś "misiaczkiem" dla niepoznaki rzucić, to dziewczę mi z prędkością czeskiego pistoletu maszynowego recytuje z kartki zaproszenie. Tak jakoś bezosobowo. Nie czuję się wyjątkowy, czuję się jednym z wielu. Złożyłbym nawet reklamację na takie traktowanie klienta, ale jaki tam ze mnie klient?

Złamanego garnka nie kupiłem, choćby na nim sam Karol Okrasa usmażył sznycel. Nie dam się zaprosić na żadną wycieczkę do Lichenia, połączoną z wciskaniem kołder. Nie namówią mnie na darmowy kabaret, po którym będę mógł nabyć w promocyjnej cenie urządzenia do leczenia światłem. I choćby nawet owa staruszka, która udaje licealistkę, wyciągnęła sztuczną szczękę, aby głos bardziej drapieżnym uczynić... nie pomoże. Ja po prostu wiem, że te garnki, kołdry, cudowne mopy, będą mi potrzebne tylko wtedy, kiedy przypadkowe uderzenie w głowę pozbawi mnie umiejętności liczenia. I wiedzy, że w sklepie za rogiem to samo jest 5 razy taniej. A i tak przecież nie kupuję, bo mi to potrzebne jak deficyt budżetowy.

Pani wydzwania. Nie pomogło straszenie, że nie ma prawa. Nie pomogło dociekanie, skąd i jakim prawem ma numer mojego telefonu. Razu pewnego zadzwoniła w imieniu sieci handlarzy drogim złomem, o których redakcja pisała, że naciąga staruszków. Wpisali mnie w poczet staruszków - oburzałem się. Nie pomogło. Straszenie sądem, Urzędem Ochrony Konsumentów... Wszystko na nic. Znajomy radził, abym przedstawił się jako pensjonariusz Zakładu Karnego we Wronkach. Ale wczoraj poprosiłem ją o 10 zaproszeń dla kolegów dziennikarzy. Żebyśmy z kamerą, z aparatem, z dyktafonem przyjść mogli. Rozłączyła się.

Nikt już nie lubi dziennikarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski