Znano go pod niemal każdą szerokością geograficzną. W Chinach jako lungi, dla Greków był drakonem, dla Niemców drache, Anglicy i Francuzi zgodnie zwali go dragonem, Czesi i Słowacy - drakiem, Włosi skrócili słowo do drago, ale tacy Węgrzy już mówili sárkány. Pisali o nim starożytni Egipcjanie, Sumeryjczycy, Persowie, Hindusi. Nie był obcy Japończykom, a i w azteckich rysunkach przewija się coś podobnego. Ponoć Mojżesz, jeszcze jako egipski dowódca, wiódł armię przez ziemie zamieszkiwane przez te stworzenia. W księdze Hioba znalazł się pod inną nazwą, ale z opisu wynika, że to on. Smok.
Wszędzie, gdzie o nim wspominano, choć dowodów na jego istnienie nie odnaleziono, ział ogniem. Pod Wawelem również, dlatego dopiero owieczka z siarką w środku kres jego bezeceństwom położyła. Ubił go ongiś święty Jerzy, a teraz przeszkadza biskupom polskim. Oj, ci to ostatnio mają pecha. Co się nie zająkną, to jak z deszczu pod rynnę.
Biskupów smok rozsierdził, bo zawędrował do dziecięcego elementarza, podobnie jak tatuś czytający dzieciom bajki, Boże Narodzenie i zakupy. Nie ma natomiast świętych pańskich, żadnych wskrzeszeń, chodzenia po wodzie, gotowania apostołów w oleju, zamiany wody w wino. Zupełnie nikt nie zwrócił uwagi, że nie ma tych wartości również w lekcjach matematyki. A przecież zagadka "jak podzielić pięć chlebów i dwie ryby na 5 tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci" byłaby co najmniej wyzwaniem. Na lekcjach muzyki nie uczy się śpiewania psalmów, na plastyce nie maluje scen cierpienia męczenników, na ZPT nikt nie ćwiczy budowy krzyży i lepienia aniołków.
To dlaczegóż to miałoby być w elementarzu, skoro równolegle do nauki pisania, czytania i liczenia do trzech, dzieci co ledwo dukają, uczy się również na religii jak paciorek mówić? Jednocześnie nikt w szkołach nie uczy ich niczego o Buddzie, Allahu, Sziwie czy możliwości niewiary w istnienie jakiegokolwiek Boga. W końcu, jeśli religia jest prawem wolnego wyboru w ramach obowiązkowej szkoły, to dlaczego trzeba jej uczyć?
Twórcy elementarza mogą jednak szkodę naprawić. Niech w kolejnych jego częściach pojawi się święty Jerzy, zresztą patron anglikańskiej Anglii, niech zetnie głowę smoka, którego raz już według podań gdzieś w Libii ukatrupił. I będzie zabawnie, i po chrześcijańsku. Co prawda, żeby się za bardzo z prawdą nie rozmijać, wypadałoby dodać, że ów święty, niemal równie mityczny jak smok, a kanonizowany został owszem, za ścięcie, ale własnej głowy.
Zdaje się zresztą, że tracenie głowy obce i biskupom nie jest.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?