- Wszyscy, którzy pracują na SOR-ze najbardziej boją się, że w tej bardzo dużej grupie pacjentów przeoczymy tych, którzy rzeczywiście potrzebuje pomocy i to natychmiast, bo inaczej umrze - przyznaje dr Alina Łukasik, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej i ordynator SOR w szpitalu przy Lutyckiej.
Trzeba powołać zespół, który będzie koordynował sprawy związane z funkcjonowaniem szpitalnych oddziałów ratunkowych w Poznaniu. To wniosek, który zrodził się podczas dyskusji, poświęconej ratownictwu medycznemu. A odbyła się ona z inicjatywy Sławomir Smóla, prezydenta Poznania.
Prezydenta Poznania? - spyta ktoś. Tak, S. Smól - neurolog i radny PRO - pełnił tę funkcję w poniedziałek, a dokładniej kupił ją sobie.
Zobacz:
Sławomir Smól: Personel SOR-ów jest świetnie wyszkolony. Problemem jest finansowanie
- Nie sobie, a dzieciakom kupiłem prezydenturę Poznania - prostuje S. Smól. - Tysiąc złotych z haczykiem zapłaciłem.
Pieniądze te wsparły WOŚP. Jednodniowy prezydent postanowił porządzić miastem w dniu ratownika medycznego.
- To doskonała okazja, abyśmy mogli sobie powiedzieć o roli medycyny ratunkowej, w jakich warunkach funkcjonuje, czym są Szpitalne Oddziały Ratunkowe, jak działają - mówi S. Smól.
"Segregacja" pacjentów
Ratownictwo medyczne boryka się z wieloma problemami. Jak podkreśla S. Smól, nie mają one jednak charakteru merytorycznego, bo personel - lekarze, ratownicy i pielęgniarki są świetnie wyszkoleni. - Pytanie czy SOR-y są przygotowane do takiej liczby interwencji, jak się zdarza - zastanawia się S. Smól.
SOR w szpitalu przy Lutyckiej przyjmuje rocznie 60 tys. pacjentów, przy Szwajcarskiej - 50 tys., a izba przyjęć byłego Szpitala Wojskowego - 39 tys.
- Na dobę przyjmujemy średnio 150 pacjentów, a czasami 200 - twierdzi dr Jacek Górny, ordynator SOR Szpitala im. Strusia przy Szwajcarskiej.
"Segregacji" medycznej pacjentów dokonują ratownicy medyczni.
- Po wstępnej ocenie pacjent jest przypisany do jednej z czterech grup. W pierwszej kolejności przyjmowane są osoby w bezpośrednim zagrożeniu życia - tłumaczy dr Beata Świt, ordynator SOR Szpitala HCP. I dodaje, że to od ich liczby zależy, jak długo pozostali będą czekać w kolejce. A czas oczekiwania może potrwać nawet do 6 godzin. To rodzi napięcia.
- Wszyscy, którzy pracują na SOR-ze najbardziej boją się, że w tej bardzo dużej grupie pacjentów przeoczymy tych, którzy rzeczywiście potrzebuje pomocy i to natychmiast, bo inaczej umrze - przyznaje dr Alina Łukasik, konsultant wojewódzki do spraw medycyny ratunkowej i ordynator SOR w szpitalu przy Lutyckiej.
Generują zadłużenie szpitali
Zdaniem dr A. Łukasik, 80 proc. pacjentów zgłaszających się na oddział nie powinno się tam znaleźć.
- Przychodzą pacjenci ugryzieni przez komara czy np. w celu podania szczepienia przeciwtężcowego - mówi dr A. Łukasik. - To nie są stany zagrażające zdrowiu i życiu, a tylko takich pacjentów powinny przyjmować SOR-y. Tylko ok. 20 proc. pacjentów kierowanych na oddziały ratunkowe przez lekarzy rodzinnych oraz z nocnej i świątecznej opieki ambulatoryjnej wymaga hospitalizacji.
SOR-y są kulą u nogi szpitali. Generują straty. W 2013 r. na Lutyckiej wyniosły one 5 mln zł.
- Pieniądze przekazywane przez NFZ na finansowanie nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej są porównywalne z pieniędzmi przekazywanymi na trzy SOR-y w Poznaniu plus oddział w Puszczykowie - twierdzi A. Łukasik. - Jest to niedoszacowane. Pacjent zgłasza się do nocnej i świątecznej pomocy ambulatoryjnej, by otrzymać skierowanie do SOR-u, gdzie odbywa się cała diagnostyka. Nie ma na to pieniędzy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?