Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prof. Wojciech Makałowski: Szczęśliwy naukowiec jest ryzykantem i gra na gitarze

Danuta Pawlicka
Prof. Wojciech Makałowski
Prof. Wojciech Makałowski Maciej Urbanowski
Czy droga usłana trupami przydaje się w robieniu kariery naukowej? Tak, ale prof. Wojciech Makałowski, biolog ewolucyjny i bioinformatyk takiej pracy nie akceptuje, bo towarzyszy jej cierpienie i piekło. On, pasjonat nauki z krwi i kości, nie żałuje czasu na codzienne gotowanie, brzdąkanie ulubionych melodii i bieganie (także w maratonach).

Nie pasuje do niego stereotyp ponurego naukowca oderwanego od spraw dziejących się tu i teraz. Naukowo pracuje w uniwersyteckim Instytucie Bioinformatyki w Muenster (Niemcy), ale wie, co się dzieje w Polsce i w Poznaniu, na Ukrainie i w Japonii. Bioinformatyka, którym jest, interesują problemy ponadczasowe i ogólne. Jeżeli nie teraz, to kiedyś na pewno poprawią życie człowieka.

Mariaż biologa z informatykiem
Dynamiczny rozwój nauk przyrodniczych doprowadził biologów do ściany. Byli masowo zasypywani badaniami związanymi na przykład z kodem genetycznym, ale nie dysponowali narzędziami, które pozwalały im wykorzystać stale rosnącą gigantyczną bazę informacji.

- Biolodzy z tą ilością danych, z jaką mieli do czynienia, nie mogli sobie dać rady, więc szukali pomocy. I znaleźli ją u informatyków. Bioinformatyka powstała ze zderzenia tych dwóch kierunków, ale trafiają do niej również matematycy, genetycy, fizycy. Znam Polkę, która jest matematykiem z wykształcenia, doktorat pisała z informatyki, a w końcu została bioinformatykiem – wyjaśnia prof. Wojciech Makałowski, absolwent biologii i filozofii na UAM, Wielkopolanin urodzony w Święciechowie pod Lesznem.

Która z tych dyscyplin jest liderem wśród „bioróżnorodności” młodej nauki liczącej sobie niespełna 15 lat? Profesor taką rolę przypisuje biologii. Będąc biologiem, trzyma swoją stronę i wcale się tego nie wypiera. Tłumaczy, że ta dziedzina popycha nauki medyczne, ponieważ pieniądze chętniej wydaje się na człowieka i na poprawę jego ziemskiego bytu. A jak on znalazł się w tym doborowym towarzystwie?

Badania, które interesowały młodego doktoranta biologii na UAM, a najpierw chciał się zajmować analizą sekwencji DNA, nie były tanie. Może to i dobrze, bo poszukał szczęścia za granicami kraju – na uniwersytetach USA i Kanady, w Narodowym Centrum Biomedycznym (National Center for Biotechnology Information, NCBI - jedyny tak rozbudowany ośrodek gromadzący i udostępniający informacje biomedyczne). Mógł wybierać między ofertami z różnych placówek, ale z żoną, dzisiaj prof. Izabelą Makałowską, także bioinformatykiem, chcieli wracać do Europy. I wrócili. Żona na poznański uniwersytet, a prof. Wojciech Makałowski wybrał Muenster w Nadrenii.

- Gdybym pozostał w kraju, w czym przeszkodził mi przede wszystkim mój charakter i dążenie do niezależności, nigdy nie doszedłbym do tego, co udało mi się osiągnąć za granicą. Po powrocie do Polski musiałbym z profesora cofnąć się na etat adiunkta i zrobić habilitację. Tymczasem w Niemczech przedstawiłem swój dorobek naukowy, który został potraktowany jako habilitacja. Tam mam zapewnioną też stabilizację finansową – opowiada naukowiec, który będąc bioinformatykiem, nie przestaje być biologiem ewolucyjnym (w DNA muszki owocowej i człowieka szuka wspólnych przodków).
Całkiem niedawno umysłem profesora zawładnęła medycyna ewolucyjna, która dla współczesnych chorób szuka wyjaśnienia w historii ewolucyjnej naszego gatunku i atakujących nas organizmów. Człowiek został skrojony na miarę prehistorycznego środowiska, gdy częściej przymierał głodem niż był syty. Dlatego celowe było gromadzenie przez organizm zapasu tłuszczu i cukru. Obecnie, gdy jedzenie jest na wyciągnięcie ręki, nasze ciało reaguje buntem.

- Innym zagadnieniem jest próba zrozumienia, jak „działa” malaria i podobne choroby. Dlaczego niektóre osoby umierają na malarię, a inne nie. Dlaczego niektóre leki działają tylko u niektórych pacjentów. Ten projekt rozwijamy głównie z naszymi kolegami w Japonii i Indonezji – mówi naukowiec.

Mody i celebryci
Świat naukowców nie skupia wyłącznie poważnych altruistów dążących do ulepszenia świata. Badacze, nawet najwięksi, zazdroszczą sukcesu innym, kochają i cierpią jak wszyscy, bywają próżni i egocentryczni. Paradoksalnie ekscesy i skandale także im pomagają w popularyzowaniu dyscypliny, jaką reprezentują. Tym były romanse naszej podwójnej noblistki Marii Skłodowskiej-Curie, która była pierwszą rozpoznawalną gwiazdą w tamtej epoce. Może bioinformatyce, nauce mało kojarzonej przez społeczeństwo, przydałby się jakiś... skandalizujący wyskok, który zwróci uwagę na trudne, ale ważne badania?

Profesor nie uważa, aby to była właściwa droga, ale dostrzega inne – czy wyłącznie negatywne? – zjawisko. Staje się ono siłą napędową przyciągającą rzesze ludzi, którzy nie oglądając się na potrzeby rynku, sekwencjonują DNA.

- A potem przychodzą do nas i pytają, co dalej z tym robić, ponieważ nie mają pojęcia, jak wykorzystać uzyskane dane. To jest moda, której ulegają również naukowcy – zauważa bioinformatyk.

W dzisiejszych czasach coraz większego znaczenia nabierają także autopromocje. Pozytywnym przykładem jest tutaj prof. Janusz Bujnicki, młody polski bioinformatyk, który między innymi prowadzi zespół badawczy w Laboratorium Bioinformatyki na UAM w Poznaniu. On chętnie korzysta z zaproszeń mediów elektronicznych i dzięki temu staje się osobą rozpoznawalną nie tylko na galowych uroczystościach. Ma osobowość naukowca celebryty, który nie ucieka, gdy widzi kamerę. A jako laureat plebiscytu Polacy z Werwą wyprowadza z cienia hermetyczną dziedzinę.

- Naukowcy mają rozdmuchane ego; nam się wydaje, że to, co robimy, jest ważne - dodaje tonem usprawiedliwienia prof. Makałowski.
Ale to niejedyna cecha, która wyróżnia badacza pnącego się po szczeblach kariery. Psycholodzy ustalili, że osoba pewna siebie, ambitna, niezależna, stanowcza, pasjonująca się tym, co robi, a także nie bojąca się ryzyka, a do tego jest to ktoś, kogo można nazwać wizjonerem, ma duże szanse, że cel osiągnie.

-Tak, to cechy wojownika, człowieka na topie i trudno się z nimi nie zgodzić, ale naukowiec poświęcający się nauce powinien też pamiętać o swoich bliskich – mówi bioinformatyk, który nie wypiera się żadnej z tych cech.

Jest życie pozanaukowe
Naukowcy dowodzą, że każdy naukowiec powinien mieć żonę i kochankę, bo żona myśli, że jest u kochanki, a kochanka, że u żony. A on w tym czasie siedzi w bibliotece!

- Jest w tym część prawdy. Ja także miałem taki okres, gdy robiłem doktorat i byłem tak bardzo zaangażowanym naukowcem, że przesiadywałem całe dnie w laboratorium, więc niewiele czasu pozostawało mi dla małych wtedy synów – wyznaje profesor, który dopiero później zrozumiał, iż kobieta naukowiec ma trudniej.

W przypadku prof. Makałowskiego typowa melancholijna osobowość naukowca nie zdominowała tkwiącego w nim sangwinika obdarzonego artystyczną duszą i poczuciem humoru. Kiedyś jego pozazawodową pasją była fotografia. Obecnie, chociaż zeszła na drugi plan, nadal znajduje dla niej czas. Za to muzyka towarzyszy mu wszędzie tam, gdzie pracuje – w laboratorium i przy komputerze. Jej przypisuje rolę, jaką odegrała w zbliżeniu się do synów, ponieważ razem z nimi słuchał na żywo rocka i folka. On sam gra na gitarze, więc muzykalność ma we krwi.

Lubi gotować i robi to z uczuciem, jakiego wymaga kuchnia wegetariańska. Bo prof. Wojciech Makałowski nie je mięsa od lat kilkunastu. Decyzji nie podjął z myślą o własnym zdrowiu, ponieważ stanął po stronie tych, którzy nie chcą przykładać ręki do rzezi naszych braci mniejszych. Jest wiec wegetarianinem świadomym celów, który czerpie pomysły na gotowanie z całego świata i dzisiaj już nie wyobraża sobie powrotu do schabowych i golonek (ale żona pozostała wierna pyrom i zrazom z pyzami). Na dowód, że roślinne menu ma utrwalone w głowie, a nie w książkach kucharskich, wylicza składniki ulubionej i bardzo prostej potrawy: fasola limeńska, cebula, szczypior, sos syczuański. Lubi grzyby i jak wszyscy Polacy lubi je zbierać.
- Synowie nie poszli w ślady rodziców, ale też na żadnym etapie ich życia nie było nacisków z naszej strony. Gdy byli mali, interesowali się przyrodą, ale ja i żona nie jesteśmy biologami biegającymi z siatką na motyle, więc tutaj nie stanowiliśmy dla nich inspiracji. Pamiętam, że jeden z synów widząc pracującą mamę, kiedyś powiedział: mamo, ale ty masz nudną robotę, ciągle tylko patrzysz w te literki (przyp. red.: DNA) – wspomina bioinformatyk.

Starszy syn Maciej, który mieszka w San Francisco, próbuje swoich sił w fotografii artystycznej, ale zawodowo chciałby kiedyś pracować jako fotoreporter w gazecie. Młodszy Jakub od niedawna przebywa w Japonii, która jest nieustannym, podobnie, jak dla ojca, źródłem fascynacji. Młody Makałowski świetnie sobie tam radzi, utrzymując się z pracy laboratoryjnego technika, a poza zarabianiem na życie uczy się sztuki robienia kolorowych drzeworytów u japońskiego mistrza.

Prof. Wojciech Makałowski zawsze chętnie przyjeżdża do Poznania, bo czuje się poznaniakiem mimo wielu lat życia poza granicami kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski