Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Józef Tischner, wspomnienia nastolatka: Pierwsze miłości, koledzy ze szkoły

Marta Paluch
Nastoletni Józek Tischner był ładnym chłopcem. Różne dziewczyny się za nim oglądały, a i on nie był na ich wdzięki obojętny.
Nastoletni Józek Tischner był ładnym chłopcem. Różne dziewczyny się za nim oglądały, a i on nie był na ich wdzięki obojętny. fot. Wydawnictwo Znak
W latach 1944-49 Józek Tischner, uczeń szkoły podstawowej, a potem liceum, pisze dziennik, w którym stara sie opisać otaczającą go rzeczywistość w błyskawicznie zmieniającej się powojennej Polsce. Nie brakuje tu opisów pierwszych miłości, kolegów ze szkolnej ławki, satyrycznych portretów profesorów. Przyszły ksiądz widzi też i na własnej skórze przeżywa komunistyczną indoktrynację. Przedstawiamy fragmenty książki "Niewielkie pomieszanie klepek. Tischner, dziennik 1944-49", którą opracowali brat księdza Marian Tischner i biograf filozofa Wojciech Bonowicz. Książka wydawnictwa Znak będzie w księgarniach 25 września.

21 X 1944
Urodziłem się w Starym Sączu dnia 12 marca 1931 r[oku]. Mój tatuś pochodzi też ze Starego Sącza. Mamusia zaś z Jurgowa niedaleko Nowego Targu. Oboje rodzice są z zawodu nauczycielami. Tatuś uczy dotąd, a mamusia została zwolniona na początku wojny.
Zaraz po [moim] urodzeniu przenieśliśmy się do Tylmanowej, a stamtąd do Łopusznej. W Łopusznej spędziłem 7 lat. Szkoła, gdzie mieszkaliśmy, leżała niedaleko Dunajca, gdzie często kąpałem się oraz łapałem ryby. Na łapaniu ryb złapał mię dozorca, kilka razy strasząc karami, lecz to nic nie pomagało. W Łopusznej zacząłem chodzić do szkoły. Życie upływało mi wesoło, w szóstym roku życia przyszedł na świat brat Marian (...)

Wtem wybuchła wojna, nie wiedziałem, co to jest, byliśmy wtedy w Łopusznej, zrobił się straszny strach, wszystko uciekało w góry i my też w nich ukryliśmy się, nie wiadomo przed kim. Siedzieliśmy tam dwa tygodnie, po dwóch tygodniach wróciliśmy do domu. Powoli smutek nas opuszczał po utraconej Ojczyźnie. Wtem znowu nas przygniotło: Niemcy zajmowali państwo po państwu. Belgia. Holandia. A wreszcie Francja. To ostatnie było najboleśniejsze. Potem nagle "Włochy wydały Anglii wojnę".

Wtedy jednak byliśmy [już] w Rabie Wyżnej, gdyż tam nas przeniesiono; uczęszczałem wówczas do klasy 5-ej. Tam zacząłem książki czytać i zastanawiać się, czym będę. Mam zdolności do malarstwa, jednak malarzem nie będę, tylko lotnikiem.

22 II [19]47
Wczoraj złapano "Ognia" (21 lutego 1947 r. partyzant Józef Kuraś ps. "Ogień" wraz z grupą podkomendnych został otoczony na kwaterze w Ostrowsku przez kompanię KBW, MO i UB - przyp. red.) Ktoś zdradził, gdzie jest, i otoczywszy dom, wzywano go do poddania się. Wszyscy jego podkomendni uciekli, a kilku zastrzeliło się, nie widząc ratunku. "Ogień" też się zastrzelił, a właściwie poranił. Dzisiaj umarł w szpitalu. Ponadto zginęło 3 z UB i kilku poraniono oraz jeden dom spalił się doszczętnie z całym dobytkiem.
Ojciec Józka [Klamerusa] jechał z N[owego] T[argu], to konia, którym jechał, poraniło w kark. "Ogień" był z jakąś panną, którą złapano. Dzisiaj przyryłem sromotnie z biologii. Byłem pytany o histologicznej budowie nerwów. Mąciłem kupę. Z geografii też mnie pytał, ale to mi poszło bardzo dobrze. Na dużej pauzie wybierano prezesa DKR-u. Wybrano mnie (...)

Sprawa "Ognia" i całej partyzantki już dawno była przesądzona. Jasnym jest, że Anglia ani Ameryka nie myślą czynnie interweniować w sprawie polskiej, a partyzantka bez wyraźnej pomocy z zewnątrz nie może istnieć.(...)

Zresztą teraz czas do pracy, a nie do bójki, bo te żadnego pożytku nie przyniosą Polsce. Cieszą się z nich tylko wrogowie Narodu, jak Niemcy.(...) Pierwoła odebrał Wikowi bryka. Ten nie chciał początkowo oddać, ale oddał. Podpowiadał bowiem Rayskiemu i dlatego [profesor] go nakrył. Kilku partyzantów zabitych leży w domu w Waksmundzie. Podobno żegnali się, a potem rewolwer do głowy i koniec. Też poświęcenie.

N[owy] Targ, 6 VI [19]47
Łacinę wkuwałem jak cholera. Jutro mogę być pytany. W ogóle zaczynam kuć wszystko dokładnie, bo nawet francuski grozi utratą dobrego stopnia (n[ie]d[o]st[ateczny] z klasówki). Zmieniam się całą siłą woli. Ciężko, ale za to radość, gdy sukces uwieńczy dzieło.
Złym jest jak licho na Markocką. Napisałem naturalnie z humorem sprawozdanie z "Święta Lasu", a ta prawie wszystko popoprawiała. Dużo rzeczy jej się nie podobało, m.i[n.] to, że napisałem "kobiety stare, ale młodo wyglądające", bo ona też coś na takie "awansuje", że napisałem "... piosenkę na melodię »Wołga, Wołga mat rodnaja«..." i że coś "erotycznego" do niej wtrąciłem. Widać, że stara panna.

15 II 1948, niedziela
Byliśmy z X na nartach. Ja i ona. Było bardzo pięknie. Byliśmy zmęczeni, ale dobrze się bawiliśmy. Otworzyliśmy przed sobą nasze dusze...

Na nartach było bardzo przyjemnie. Nogi mnie jeszcze dziś bolą, ale to nic. Nauczyłem się od X wywoływać duchy. Znaczy teoretycznie, praktycznie jeszcze nie. Im, całej X-skiej plejadzie, opowiada wszystko (czyżby bujały?). (...) [Mówiły o mnie i o Romie, że byliśmy na randce. To bardzo źle. Duchy powiedziały, że ją pocałuję 16-ego... nie wiem, którego miesiąca? I czy to będzie "pocałunek". Ona nic nie powiedziała. Dzisiaj mamy 15-ego].

N[owy] T[arg], 8 I 1949
(...) Co tu dużo mówić - miłość. Skończyła się zaburzeniami umysłu, uczucia itp., rewolucją pojęć i w rezultacie minęła jak rok szkolny. Choć ciężką dała naukę. Nie będę już jednak o tym pisał na razie, chyba potem, przy sposobności, jeśli taka się nadarzy.
Miałem przejścia z Romą, dosyć ostre słowa i spojrzenia, czego rezultatem jest nienawiść, ale pozorna. Zdaje się, Sienkiewicz powiedział, że nienawiść oznacza istniejącą jeszcze miłość, niechże sobie więc oznacza, bo o ile mi się zdaje, istnieje po to, by człowiek nie zapomniał, że istnieje coś poza polityką, literaturą i wszystkimi grandes problemami. Czasem jednak denerwuje. Zwłaszcza gdy się widzi, że jego bogdanka spaceruje z jakimś pomiotem społeczeństwa, duszą pustą jak wystrzelony nabój i na ukłon nie odpowiada. Boże! Niegdyś było "najukochańszy", a teraz...

(...) Sytuacja polityczna coraz bardziej się zaostrza. Są nawet przepowiednie o wybuchu wojny (luty 13.). Jest to bardzo możliwe, [tak] jak niemożliwe jest przypuszczenie, że będzie trwać 3 miesiące.

Aresztowano ostatnio na Węgrzech kardynała i arcybiskupa M. (nie pamiętam, jak cudacznie się pisze200) za "zdradę stanu", "działalność antypaństwową i [anty]demokratyczną", no i za łączność z wywiadem. Papież za to rzucił klątwę na wszystkich, którzy pośrednio lub bezpośrednio do aresztowania się przyczynili (...)

15 II [19]48 [właśc. 1949]
Zaraz po maturze ostrzygę się do goła. Głupstwo. Być może. Potem będę się uczył stenografii i szukał natchnienia, co z sobą dalej robić. Być może, bardzo być może, że będę na uniw[ersytecie] "ponadkontyngentowy", co się wykłada: kapitalistyczna reakcja. W takim wypadku będę szukał miejsca i szczęścia gdzie indziej. (...)

***
Marian Tischner opowiada jak jego brat Józek, późniejszy ksiądz, z Haliną pierwszy raz się pocałował

Już jako uczeń Pana brat miał cięty język. "Brzydki", "dureń" - tak podsumowywał kolegów.
Miał cięty język i tak mu zostało. Miałem rozterkę, czy upubliczniać dzienniki - ze względu na to, że to były jego intymne zwierzenia i ze względu na te złośliwe określenia. Ale stwierdziliśmy, że to przywilej młodości i koledzy się nie obrażą. Tym bardziej że ci koledzy bardzo go lubili, nie było między nimi żadnych zgrzytów ani dąsów. Choć małe skróty poczyniliśmy, żeby komuś nie zrobić przykrości. Na przykład przy opisach bardzo surowego wychowawcy w bursie. Tam w ogóle był straszny rygor i nie dziwię się, że Józiu tak dosadnie się o tym panu wyrażał. Wycięliśmy nazwisko.

Jakie rygory?
Józiu pisze, że nie wszyscy to wytrzymywali. Mieszkała tam zbieranina młodzieży w różnym wieku - ze Spisza i Orawy, oni nie bardzo nawet po polsku umieli mówić, byli partyzanci z lasu, młodzież ze wsi. To wszystko w jednostce o wojskowym drylu, i nagle każą im się uczyć gramatyki łacińskiej, kuć na pamięć. Sam zresztą też te męki przeżywałem (śmiech).

To było najgorsze?
Nie, nie to. Wszyscy spali tam w dwadzieścia, trzydzieści osób na zbiorowej sali. Nie było łazienki, tylko miednice z zimną wodą do mycia. O ósmej wieczorem była modlitwa, a potem tzw. konferencje i odczytywanie kto jakie oceny dostał. Gdy ktoś miał niedostateczny, była tak zwana rżniętka.

Co?
No, na taboret delikwenta i jeden osiłek pasem go bił po tyłku, przy wszystkich. Józiu natomiast za karę rąbał drzewo. Ale rżniętki nie miał. Myślę, że mieszkanie tam miało dobry wpływ na niego.

Dobry? Dlaczego?
Przez to, że różne kwiatki rosły w tym ogrodzie, Józio zawsze był dla ludzi wyrozumiały i tolerancyjny. Ksiądz Zoń zresztą też dokładnie opisywał tamte czasy w bursie.

Ten, o którym Pana brat pisał w dzienniku: "trochę babiarz"?
Ten sam. Prostował zresztą, że nie "trochę" (śmiech). Przystojny, miał powodzenie u dziewczyn.

A Józek?
Podkochiwały się w nim różne takie. Śpiewał w chórze, udzielał się...

Miał dziewczynę?
Różne rzeczy się działy. Józek opisuje na przykład w dzienniku swój pierwszy pocałunek z Haliną. Bo to było tak: rzuciła w niego paskiem (wtedy takie były zaloty), on jej go odebrał. Ona na to: oddaj! On: jak mnie ładnie poprosisz... Jeszcze ładniej... Ta Halina zrozumiała i mówi: dobrze, pocałuję, ale przez papier. Józek wyrwał kartkę, ale zrobił w niej dziurę... Bardzo to przeżywał. Miał 15 czy 16 lat.

To prawda, że część swoich zwierzeń w dzienniku szyfrował?
Tak. Nasza mama, nauczycielka, chciała, żeby się uczył, a nie żeby mu dziewczyny głowę zawracały. I ukradkiem czytała jego dziennik, żeby trzymać rękę na pulsie. On się zorientował i zaczął szyfrować co intymniejsze fragmenty - pisał rosyjskimi bukwami albo po francusku. I napisał też, że nie życzy sobie, żeby ten dziennik był czytany. To się odnosiło do mamy...

Powstrzymało ją to?
Tego nie jesteśmy zupełnie pewni (śmiech). Zawsze zapobiegliwie traktowała Józia, chciała się dowiedzieć, jakie ma problemy. A najszybciej mogła się tego dowiedzieć z pamiętnika.

Ale wam czytał fragmenty?
Tak, wybrane fragmenty. Zaśmiewaliśmy się do łez.

Pana brat pisał ten dziennik w czasach stalinowskich. Czuliście tę grozę jako dzieci?
Ja jestem młodszy o pięć lat, więc wtedy tego nie czułem. Dla mnie to były dość pogodne lata. Poza tym myśmy nie wiedzieli, że może być lepiej. Zresztą nie tylko nam było ciężko. Oczywiście, Józek szczegółowo opisuje presję, walkę ideologiczną w szkole i poza szkołą. Jakoś potem przywykliśmy, że świat tak był wtedy urządzony.

Co by powiedział Pana brat, gdyby się dowiedział, że jednak wydajecie jego intymne zwierzenia z dzieciństwa?
Śmiałby się z tego. Na pewno nie będzie nam miał za złe... Tak myślę.

Co wiesz o Krakowie? WEŹ UDZIAŁ W QUIZIE!"

"Gazeta Krakowska" na Twitterze i Google+
Artykuły, za które warto zapłacić! Sprawdź i przeczytaj

Codziennie rano najświeższe informacje z Krakowa prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska