Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ekwador w Manieczkach: Najsłynniejsza dyskoteka techno w Polsce! Oto historia jej wzlotu i upadku

Adrian Domański
Manieczki: Ekwador, czyli historia wzlotów i upadków dyskoteki
Manieczki: Ekwador, czyli historia wzlotów i upadków dyskoteki Adrian Domański
- Zrobiłem 90 tysięcy kilometrów w rok czy półtora - mówi Andrzej "Dżeju" Strzała, stały bywalec klubu Ekwador w Manieczkach. Jak inni ludzie z ekwadorskiej "rodzinki" pokonywał co tydzień setki kilometrów, żeby kilka godzin bawić się razem. Kiedy w świat poszła wieść o sprzedaży klubu, zaczęła się histeria.

W historii najnowszej nad Manieczkami płakano trzy razy. Pierwszy, kiedy rozpadało się tamtejsze Państwowe Gospodarstwo Rolne, o którym w całej Polsce dzieci czytały w podręcznikach. Drugi raz, kiedy umierał człowiek uważany za twórcę tego kombinatu - "Pan Bajer". Trzeci raz zaszlochano nad Manieczkami, kiedy w świat poszła informacja o tym, że na sprzedaż wystawiono 2000 metrów kwadratowych byłych spółdzielczych sklepów, w których od 1998 roku mieści się najsłynniejsza w Polsce dyskoteka - "Ekwador".

- 12-letni synek mojej znajomej - bywalczyni klubu zobaczył to w internecie i zawołał: "Mamo! Ekwador sprzedają, a ja tam jeszcze nie byłem" - śmieje się właścicielka klubu. Kiedy interes ruszał nikt nie przypuszczał, że kilkanaście lat później, ktoś będzie mówił o tym miejscu "świątynia".

Legendarny Bajer wynajął salę

Kamień węgielny pod nią położył nie kto inny, tylko Jan Bajer, bo to on, twórca wzorcowego PGR wydzierżawił upadające sklepy rodzinie, która do dziś prowadzi klub.

Historia dyskoteki zaczęła się 40 kilometrów na południe od Poznania, w Śremie. Tam, potomek familii od kilkudziesięciu lat związanej z gastronomią, przeszedł "na swoje" i zaczął prowadzić ze wspólnikiem lokal, o którym mało kto słyszał, a dziś jeszcze mniej ludzi o nim pamięta. Ich drogi rozeszły się, a ambitny młody biznesmen zaczął szukać nowego miejsca na prowadzenie tej samej działalności.

- Przez matkę trafił do Bajera - wspomina żona. Podpisano umowę i rozrywkowy interes zaczął się kręcić. Budynek, to była klasyczna socjalistyczna "podkowa" ze skrzydłami kryjącymi w sobie sklepy: spożywczy, żelazny, z meblami i RTV oraz małą knajpkę.

Na początku dyskoteka, to była jedna sala. Bar, antresola, miejsce dla didżeja i jakieś boksy, a na środku miejsce do tańczenia. Zdziwienie budziła lokalizacja. 10 kilometrów od miasta, popegeerowska wieś, a tu ktoś próbuje rozkręcać dyskotekę. Jednak w 1998 roku lokal ruszył. Nazwa klubu pochodziła od wydanego rok wcześniej nieśmiertelnego już hitu DJ Sashy - "Ecuador". Właścicielom klubu nie śniło się wtedy, że 16 lat później DJ Sasha zagra podczas jednej z tematycznych imprez w Manieczkach.

Muzyka przyszła z Zachodu

W Polsce zaczynała królować muzyka elektroniczna, która przyszła zza Odry. Do Manieczek dźwięki te, trafiły tranzytem przez Mielno. Z działającego tam klubu "Miami" do "Ekwadoru" trafił DJ Kris. Z sezonowego didżeja stał się rezydentem w Manieczkach. Pochodzący z Kołobrzegu muzyk, który swoimi dźwiękami porywał tłumy, przeprowadził się z rodziną do powiatu śremskiego. - To był obłęd, prawdziwy rozkwit - mówią dziś właściciele klubu. Ale to nie to - ich zdaniem - legło u podstaw narodzin legendy, o której ostatnio głośno w kraju.

- Legenda powstała, bo nie poprzestaliśmy na imprezach klubowych - mówi przedstawicielka dyskoteki. "Ekwador" pojawił się na słynnej Love Parade w Berlinie, porywał tłumy na Paradzie Wolności w Łodzi. - Był też klub "Ekwador" w Mielnie. Latem lokal przenosił się do Mielna, gdzie otwierał swoją wakacyjną filię. W budynkach klubu żeglarskiego, w których zimowały łodzie i inny sprzęt, stawało wyposażenie przewożone tirami z Manieczek. Stali bywalcy mogli nawet usiąść na tych samych sofach w światłach tych samych lamp, co w kultowym klubie. Do tego masowe imprezy w Arenie w Poznaniu i tematyczne, na które zjeżdżała się cała Polska. Jedna z najpopularniejszych - Amsterdam Dance Mission zaczynała się w… Poznaniu. Didżeje bawili ludzi na Malcie.

- Platformy jeździły do wieczora, potem wszyscy jechali do klubu - mówią właściciele. Apogeum tego był festiwal w Kołobrzegu - Sunrise with Ekwador, który powstał na legendzie Manieczek. Nadal funkcjonuje i przyciąga tłum ludzi, ale z klubem nie ma nic wspólnego.

Złoty czas "Ekwadoru", to okres, kiedy do wioski z Poznania na cotygodniowe imprezy gości przywoził specjalny autobus. Z dalszych rejonów kraju też. Ci, którzy wtedy przyjeżdżali do Manieczek, mówią o bywalcach - "rodzina". - Ten klimat, to było coś zupełnie innego niż w innych klubach - tłumaczy Andrzej "Dżeju" Strzała. Mieszka we Wrocławiu. Klub odkrył dzięki płytom (dźwięki z "Ekwadoru" były w tamtym czasie prawdopodobnie najchętniej piratowaną i sprzedawaną na bazarach muzyką). - Przyjeżdżać zacząłem w 2002 roku - wspomina. - Potrafiłem pojechać w piątek na imprezę, wrócić do Wrocławia i w sobotę znowu pojechać do "Ekwadoru" - opowiada. Jego rekord, to pokonanie trasy z wakacji w Italii do Wrocławia, po to, żeby wykąpać się w domu i pojechać do Manieczek. Z rodzinnego miasta organizował wyjazdy autobusów, pomagał w przygotowywaniu imprez. Pół roku temu został menadżerem klubu.

Wieś sławy nie chciała

- To była masakra - mówi Janusz, który z okien mieszkania widzi klub. Do dziś się zastanawia "kto się na to zgodził, żeby w środku wioski działała taka dyskoteka?" Co mu przeszkadzało? Przede wszystkim hałas, brud i... załatwianie się przez gości klubu po piwnicach bloków. Kiedy w klubie odbywały się największe imprezy samochodów było tyle, że parking przy "Ekwadorze" nie mieścił wszystkich chętnych. Parkowali wzdłuż uliczek wioski i na uliczkach imprezowali. Muzyka z aut i "barek na kółkach", jak wyjaśnia Janusz, bo wiadomo, "mało kogo stać na alkohol w środku".

- Jak zaczynali, to tam obok chyba przez dwa miesiące (tyle wypowiedzenia dostał) bar działał. W pierwszy weekend zarobił tyle, ile w Manieczkach przez miesiąc - wyjaśnia mieszkaniec wsi. Podobnie było z małą pizzerią, którą otwarto obok klubu, ale szybko zwinęła żagle. Tak było w czasie najlepszych lat "Ekwadoru".

Dziś miejscowi przywykli. Przeszkadzają im niekiedy letnie imprezy. Wie coś o tym Małgorzata, matka małego dziecka. - Wszystko u nas słychać, okien otworzyć nie można, zimą jest lepiej - kończy ugodowo. Także innym mieszkańcom klub już nie przeszkadza. Wspominają śmierć młodego człowieka, którego znaleziono w historycznym parku naprzeciwko "Ekwadoru". Zwłoki leżały w pobliżu niewielkiej kaplicy - pamiątki po twórcy hymnu - Józefie Wybickim. - Policja zrobiła z tym porządek - wspomina Janusz. - Helikoptery nad klubem latały, antyterroryści weszli do środka, ale takich rzeczy się nie uniknie, dzisiaj narkotyki w szkołach sprzedają.

Rodzina się trzyma

Gwiazda klubu zaczęła blednąć. W 2006 roku klub wydzierżawiono, ale ludzie, którzy podjęli się jego prowadzenia podołali temu tylko przez rok. Miejsce działało pod nazwą "Manieczki", właściciele nie pozwolili na korzystanie z marki "Ekwador". To za tamtych władz - jak wspomina jeden ze stałych bywalców - narkotyki zdawały się przyćmić sławę tego miejsca. - O pierwszej w nocy policja do klubu weszła - wspominają jedną z imprez. Policjanci w kominiarkach nie przebierali w środkach.

- Dziwnie szybko się impreza skończyła - komentuje Darek "Merco". Pamięta tamtą akcję, bo każda impreza to było dla niego wydarzenie. Do "Ekwadoru" od początku tego wieku przyjeżdżał z... Sokołowa Podlaskiego. Co tydzień 430 kilometrów w jedną stronę. - Zrobiłem 90 tysięcy kilometrów w rok czy półtora - liczy długość trasy, którą wtedy pokonał na odcinku Sokołów - Manieczki. Zjawiał się tam, jak Andrzej, dla muzyki, którą najpierw poznał z płyt. Chciał zobaczyć miejsce, z którego te dźwięki płyną. Podobnie ekipa z Białegostoku, czy Rzeszowa, które także zjawiały się w Manieczkach. Darek w branży muzycznej nie siedzi.

- Jestem biorcą nie dawcą - śmieje się i snuje opowieść o klimacie wielkiej ekwadorskiej "rodziny". Trzymał się z ekipą z Łodzi. Jeden z jego znajomych był świadkiem na jego ślubie, a on na jego. Znajomy, to prawnik na aplikacji sędziowskiej. Darek pracuje w branży motoryzacyjnej. 38-latek nadal lubi rzucić wszystko i odwiedzić kultowe miejsce.

Śrem koło Manieczek

Tubylcy stanowili niewielki procent uczestników imprez, choć na przykład z pobliskiego Śremu (Manieczki leżą pod tym miastem, ale w gminie Brodnica), gości nie brakowało. - Moja koleżanka poznała tam męża - opowiada 30-latka ze Śremu. - Szła pieszo na dyskotekę, a on jechał z kolegą i ją podwieźli.

- Ilu tutaj ludzi się poznało! Ile narzeczeństw i ślubów - wspominają właściciele. Pomijając sprzyjający kojarzeniu par klimat, zobowiązująca jest data pierwszej imprezy w "Ekwadorze". W 1998 roku jego działalność rozpoczęła się w walentynki.

W niedzielne poranki na znajdującej się w centrum Śremu stacji paliw, odbywały się imprezy "po imprezie". - Standardowo było afterparty na BP [wcześniej stacja marki Aral]. Ludzie szli do kościoła, a my dopiero zaczynaliśmy się bawić - wspomina powroty z imprez Darek. Wkrótce na stacji pojawił się zakaz postoju dłużej niż na pół godziny.

Problem balowania do białego rana to był też kłopot Manieczek. - Kiedyś zadzwoniliśmy po policję, jak przed garażem po imprezie trzeci dzień stał maluch - śmieje się para mieszkańców. - Okazało się, że ktoś "pożyczył go" sobie, żeby przyjechać na imprezę, a potem tu zostawił.

Dziś się uspokoiło. Ci sami ludzie wspominają, jak uczestnicy, któregoś z ostatnich spotkań w "Ekwadorze" grzecznie przyszli zapytać czy mogą zaparkować na podwórku. Pospali potem w samochodzie do południa i pojechali - mówią ludzie z Manieczek. Darek sypia w hotelach w Śremie. W czasie imprez na trasie Śrem - Manieczki kursują taksówki, ale nie zawsze tak było. Niecałą dekadę temu każdy samochód jadący w tym kierunku mógłby liczyć na kontrolę policji.

Dziś policja przeważnie dyskretnie przygląda się uczestnikom. Czuwa, kiedy wiadomo że do wioski zjedzie większa ilość ludzi. Jak w 2013, kiedy strzałem w dziesiątkę okazał się koncert zespołu Weekend. Główna sala pękała w szwach. W mniejszej trwała impreza ze złotymi przebojami muzyki tanecznej. Obok "stara gwardia" (tak mówią o sobie starzy bywalcy dyskoteki - można nawet kupić koszulki z tym hasłem) przy muzyce techno.

Później była Doda z zespołem oraz Donatan i Cleo. Klub szuka sobie miejsca na rynku. - Pamiętam, jak byłem na trzecich urodzinach "Ekwadoru", teraz na 16. - mówi wierny fan. Tacy jak on z jednej strony dobrze rozumieją warunki rynku, ale nadal nie mogą przebaczyć właścicielom decyzji o wystawieniu lokalu na sprzedaż: - Smutno i przykro - wiadomo chodzi o kasę.

Agent nieruchomości, który prowadzi ofertę sprzedaży lokalu użytkowego o powierzchni 2000 metrów kwadratowych z możliwością adaptacji na magazyny, bo posiadają rampy wyładunkowe, nigdy nie odebrał tylu telefonów w sprawie oferty. Słucha na temat sprzedaży "świątyni" i osobistych wynurzeń bywalców: - "Panie ja tam znam wszystkie kible" - cytuje człowieka, który rozbrajał go swoją szczerością. - "A chciałem, żeby tam mój syn chodził" - opowiada agent nieruchomości.

Jazda - zwiedzać

Klubowicze apelują o niesprzedawanie "jazdy". "Jazda", Manieczki i "Ekwador" to słowa klucze, które oznaczały to samo - tę muzykę i to miejsce. Później pojawiło się jeszcze logo - stylizowana litera "E" w kółku. Dzieło jednego z właścicieli i pracowników. Logo w formie naklejek trafiło m.in. na tysiące samochodów w Polsce.

- Mówiliśmy, że wozimy "etopirynki" - śmieje się Darek, który zdobił najpierw tylną szybę auta tym znakiem, potem już bardziej dystyngowanie naklejał "etopirynkę" w formacie 10x10 na każdy swój samochód.

Logo na jego autach zmieniło się jak klientela. Kiedyś wyzywające koszulki, skąpe ciuchy, białe futrzane kozaki i rękawy na przedramionach. Dziś, jak w klubie z selekcją: panie mała czarna, panowie koszule, półbuty. Klientela dorosła, ma swoje życie. Żona założyciela klubu opowiada, jak wspomnieniami z szaleństw w "Ekwadorze" dzieliła się z nią... żona posła na Sejm. Przypadkiem spotkały się na wakacjach.

Pozostaje zagadka: kto pierwszy krzyknął: "Jaaaazda" w czasie imprez?

- To tak, jakbyś zapytał, kto pierwszy przyszedł w białych rękawiczkach - śmieje się jeden z właścicieli "Ekwadoru". - To był DJ Jahoo - przekonuje mnie stały bywalec.

- Według mnie DJ Kris - jest pewien inny.

- Czy to ważne? Dziś krzyczą: "Nie spać. Zwiedzać. Zapier..." - słyszę od ludzi z klubu.

Po rocznej przerwie w 2015 roku legendarny Ekwador otwarto ponownie. Tłumy klubowiczów odwiedzają to miejsce do dziś. Najbliższa impreza 14 stycznia. Natomiast 11 lutego z okazji 25. urodzin klubu wystąpi Paul van Dyk.

MANIECZKI: EKWADOR POWSTAŁ NA GRUZACH PO PGR

PGR Manieczki Państwowe Gospodarstwo Rolne. Pierwsze w kraju tzw. agromiasteczko, czyli osada rolnicza spełniająca wszystkie funkcje, które oferowało miasto. Z własnym centrum, sklepami, punktami usług itp. Wzorcowy PGR powstał w 1960 roku. Jego wieloletnim i najsłynniejszym dyrektorem był Jan Bajer.

Józef Wybicki Od 1781 roku właścicielem Manieczek był autor słów do hymnu. Przez wiele lat w dworze w Manieczkach gromadzono pamiątki po nim. Od czasu prywatyzacji dawnego PGR "muzeum" przestało działać. Największą pamiątką po Wybickim jest barokowa rotunda - kapliczka ufundowana przez autora hymnu w podziękowaniu za pomyślność w życiu. Od lat miejscowe władze toczą debatę o wykorzystaniu pamięci po J. Wybickim i stworzeniu miejsca jego pamięci w Manieczkach.

Ścięte słupy w parku w Manieczkach Na polanie w parku przy dworze w Manieczkach stoją dwa kamienne ścięte filary. Legenda głosi, że zostały postawione na pamiątkę pojedynku dwóch braci, którzy walcząc o jedną kobietę oddali do siebie strzały i zginęli na miejscu. Podobne słupy można znaleźć w innych miejscach w Wielkopolsce i są one wiązane z symboliką wolnomularską.

Manieczki: Ekwador, czyli historia wzlotów i upadków dyskoteki

Ekwador w Manieczkach: Najsłynniejsza dyskoteka techno w Pol...

Jesteś świadkiem ciekawego wydarzenia? Skontaktuj się z nami! Wyślij informację, zdjęcia lub film na adres: [email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gloswielkopolski.pl Głos Wielkopolski