Ich pierwsze wyczekiwane dziecko, o które starali się dwa lata, od życia dzieliło zaledwie kilkadziesiąt minut.
Cztery miesiące wcześniej w Szpitalu Wojewódzkim przy ulicy Lutyckiej w Poznaniu starsza siostra Żanety, matki Jagódki, urodziła synka. Nie bez problemów. Kiedy tylko zaczęły się kłopoty z tętnem dziecka, natychmiast przeprowadzono "cesarkę".
- To były sekundy - zeznała siostra Żanety. - Mój synek żyje.
Tamtej nocy, z 10 na 11 listopada 2013 roku, kiedy rodziła Żaneta, nieprawidłowy zapis KTG (graficzny zapis czynności serca)
położna według jej relacji miała zauważyć około godziny #5 rano. Pomoc przyszła jednak dopiero godzinę później.
- Nie wiemy, dlaczego nasza córeczka nie żyje - mówił na sali sądowej ojciec Jagódki. - Najpierw usłyszałem od lekarza, że zawinęła się pępowina, później, że miała wadę serca, a z sekcji zwłok wynika, że przyczyną były trudności z krążeniem i odklejone łożysko.
Ciąża przebiegała prawidłowo. Nawet przez moment nie była zagrożona. Dwukrotne badania prenatalne wykluczyły jakiekolwiek poważne wady. Na świat z małym opóźnieniem (kilka dni po terminie) miało przyjść zdrowe dziecko. W mieszkaniu na Jagódkę czekał już pokój.
Żaneta była jeszcze w szpitalu, kiedy pochowano jej córeczkę. Po śmierci dziecka nigdy nie doszła do siebie. Nawet jej zgodne do tej pory małżeństwo zawisło przez moment na włosku: nie potrafili rozmawiać o śmierci Jagódki.
Kolejna rozprawa zaplanowana jest na grudzień. Mają na niej zeznawać lekarze i położne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?